Czy na pewno jedziemy o zwycięstwo?

Zwycięstwem z Unibaksem Falubaz właściwie zapewnił sobie trzecie miejsce i udział w play-offach. Formalnie zielonogórzanie muszą zdobyć jeden punkt, aby mieć całkowitą pewność, ale przecież podejmować będą jeszcze osłabioną Polonię Bydgoszcz i wygranie tego pojedynku nie powinno stanowić większego problemu. Wciąż otwartą sprawą jest fotel lidera po rundzie zasadniczej, czwarte miejsce oraz para drużyn walczących o utrzymanie.

Zarówno Falubaz jak i Unibax jadą w tym roku poniżej oczekiwań i niedzielny mecz w dużej mierze potwierdził tą opinię. Gospodarze męczyli się niemiłosiernie z rywalami, wśród których więcej jest ostatnio dobrych nazwisk niż dobrych zawodników. Patrząc na to co robi chociażby Adrian Miedziński nie dziwię się, że toruńscy kibice nie chcą przychodzić na Motoarenę. Tak doświadczony żużlowiec nie powinien w XIV biegu, gdy drużyna wciąż miała realne szanse na zwycięstwo, dawać się wyprzedzać po własnym błędzie. Gdy przyjrzymy się dokładniej gościom, to okaże się, że prawie każdy z nich przynajmniej raz przegrał z parą Falubazu. Wyjątkami byli Chris Holder, co zaskoczeniem nie jest, oraz Kamil Pulczyński. Tajemnicą toruńskiego menadżera pozostanie fakt, dlaczego Kamil, choć wygrał z Saszą Loktajewem, pojawił się na torze tylko regulaminowe trzy razy, podczas gdy jego brat bliźniak prezentował się aż pięciokrotnie z dość słabym rezultatem. Nie wspomnę już o Karolu Ząbiku, bo były mistrz świata juniorów po wielu kontuzjach nie może się na razie odnaleźć i tak na dobrą sprawę nie powinien chyba w ogóle pojawiać się w składzie. Trochę jest to dla mnie zaskakujące, że młody chłopak mający naprawdę chęć do jazdy jest trzymany w parkingu, a w najważniejszym momencie puszczany jest „Miedziak”, nad którego jazdą (poza jednym wyjątkiem) należałoby spuścić zasłonę milczenia. Cóż, to problem torunian i sami sobie zafundowali nerwy na koniec rundy zasadniczej. Widać, że stawianie na doświadczenie nie zawsze skutkuje, zwłaszcza gdy to doświadczenie nie jest poparte ochotą do jazdy.

Aż dziw bierze, że wciąż aktualni mistrzowie Polski męczyli się tak mocno i wygrali ledwie czterema punktami. Jaki z tego wniosek? Chyba prosty – Falubaz, delikatnie mówiąc, wciąż nie jest w najwyższej formie. Nadal brakuje równej jazdy wszystkich seniorów. O ile Łukasz Jankowski wygrywając znów bardzo ważny bieg zrobił więcej niż od niego oczekiwałem, to postawa Rune Holty, pomimo zdobycia 6 punktów, jest daleka od chociażby przyzwoitej, Jeśli tak doświadczony zawodnik wygrywając start z czwartego toru nawet nie próbuje zakładać wszystkich rywali i jadąc idiotycznie blisko bandy zostaje wyprzedzony przez parę gości, to jak można określić taką jazdę? Nie ma już u niego problemów ze sprzętem, bo jest naprawdę szybki, ale ta mało aerodynamiczna sylwetka powoduje, że nie potrafi szybkości wykorzystać, a ataki są tylko pozorowane. Wciąż nie ma dla Norwega alternatywy, bo jednak mimo swojej irytującej jazdy przywozi jakieś punkty i mimo wszystko jest skuteczniejszy od bezpośredniego konkurenta w walce o skład.

Nie wiem, że utrzymywanie minimalnej różnicy punktowej było założeniem taktycznym czy tak po prostu ułożył się mecz. Faktem jest, że goście nie mogli korzystać z rezerw taktycznych, co w przypadku sporych dziur w składzie powodowało konieczność wstawiania zawodników mniej skutecznych.

Oglądając ten mecz zastanawiałem się, dlaczego Adam Strzelec i Adrian Miedziński jadą tak dramatycznie słabo, choć jeszcze kilka tygodni temu byli w czołówce najskuteczniejszych przedstawicieli swoich drużyn. Jest coś w tym, że kontuzja któregoś z liderów powoduje większą mobilizację wśród zawodników drugiej czy nawet trzeciej linii. Przecież obaj panowie A. potrafią zdobywać punkty, ale zdecydowanie nie radzą sobie najlepiej, gdy są w cieniu gwiazd. Być może dla Unibaksu lepszym rozwiązaniem byłoby ponowne zestawienie w jednej parze pary młodych Australijczyków i jednocześnie puszczenie „Miedziaka” z juniorem (bo z Ryanem Sullivanem raczej nikt jeździć nie chce). Podobnie w przypadku Adasia, być może rezygnacja z usług Rune Holty i postawienie na jednego młodzieżowca w juniorskim składzie (oczywiście zastępowanego przez parę rezerwowych) dałoby młodym chłopakom pewność pięciokrotnych startów, a tym samym pozwoliłoby rzeczywiście mieć wpływ na wynik drużyny, a nie być tylko jej uzupełnieniem. Nie mam wątpliwości, że Rune i tak odejdzie po sezonie, więc inwestowanie w jego występy, poza udanymi pojedynczymi występami, nie ma wielkiej przyszłości. Adam dzień wcześniej w Rawiczu miał upadek i był poobijany,a le oprócz tego chyba pojechał za dobrze w kilku pojedynkach i teraz musi trochę „pozerować”, żeby zmieścić się w debilnym limicie KSM. Coś w ty chyba jest.

Na zakończenie mała uwaga. Patrząc na występy torunian czy ostatnio gdańszczan i wrocławian, a wcześniej rzeszowian oraz bydgoszczan, mam wrażenie, że niektórym nie zależy na wygrywaniu meczów. Poza nielicznymi wyjątkami nie widziałem wielkiej mobilizacji. Niby jednym powinno zależeć na walce o medale, innym na utrzymaniu, a na końcu okazuje się, że o ile u siebie jeszcze te drużyny coś jadą, to na wyjeździe po prostu odpuszczają mecze. Taka PGE Marma Rzeszów wobec potknięć Unii i Unibaksu miała realne szanse na występ w play-offach i nawet nie spróbowała o nie powalczyć przegrywając w Bydgoszczy. Ich krajowy lider nagle, wręcz z wyścigu na wyścig, przestał punktować i mam wrażenie, że obecnie Grzegorz Walasek zbija sobie KSM na następny sezon. Następnym razem rozwinę temat „Żurawi”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *