DMPJ w Zielonej Górze

We wtorek 13 czerwca odbył się na zielonogórskim torze turniej z cyklu Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Obok zawodników jeżdżących regularnie w zawodach ligowych startowali także młodzi chłopacy, dla których tego typu zawody są okazją do kilku startów. W trakcie rywalizacji doszło do kilku wypadków spowodowanych brakiem umiejętności oraz stanem toru, który organizatorzy powinni przygotować zdecydowanie lepiej.

Nie ukrywam, że idąc na stadion chciałem zobaczyć przede wszystkim Mateusza Tondera, którego nie miałem jeszcze okazji oglądać. Niestety, bohater Falubazu z Grudziądza w poniedziałek zanotował upadek. Co prawda strona falubaz.com informowała, że wycofał się z tych zawodów z powodów sprzętowych, ale we wtorek nie było go w składzie zielonogórzan. Nie wiem czy chodzi o zdrowie czy o brak sprzętu…

Lubię oglądać młodzieżowe turnieje, bo mogę zobaczyć na jakim poziomie stoi szkolenie w poszczególnych klubach. Wiadomo, że pewne pokolenie zakończyło już starty w kategorii juniorskiej, więc kluby będą szukać nowych kandydatów na pozycje młodzieżowców. Cóż mogę powiedzieć po wtorkowych zawodach? Bardzo dobrze prezentował się 15-letni Jakub Miśkowiak, korzystający w parkingu z pomocy swojego wujka Roberta, którego zresztą bardzo przypomina sylwetką na motocyklu. Korzystne wrażenie pozostawił też dynamicznie jeżdżący Maksymilian Bogdanowicz. Widać, że fajną grupę tworzą młodzi zawodnicy z Gorzowa i widać być także, że sprzęt. którym dysponują zielonogórzanie mógłby lepszy.

Tak jak napisałem we wstępie, doszło do kilku wypadków, z których zdecydowanie najgroźniejszy był karambol z wyścigu X, kiedy to ewidentnie niepanujący nad swoim rumakiem Kamil Kamiński staranował Nikodema Bartocha, a następnie pojechał prosto w bandę. Młody opolanin miał  naprawdę szczęścia, bo wszystko wyglądało koszmarnie, potem długo był opatrywany na torze, zakończył udział w turnieju na noszach, a ostatecznie skończyło się tylko na potłuczeniach. Kamiński zresztą dzień wcześniej (czyli w poniedziałek) został odwieziony do szpitala, dzień później (czyli w środę) startował ponownie, a dwa dni później wystąpił w spotkaniu ligowym! Dwa poważne wypadki w ciągu dwóch dni i żadnej przerwy? Dobrze, że są dmuchane bandy, bo w innym przypadku dwudziestolatek prawdopodobnie zakończyłby we wtorek swoją przygodę z żużlem.

Inną sprawą był stan zielonogórskiego toru. Pozornie wyglądał dobrze, ale szczególnie mniej doświadczeni zawodnicy mieli spore problemy z płynną jazdą. Dziura na pierwszym łuku mieszkała sobie spokojnie od ostatniego meczu ligowego, w którym też kilka razy dała znać o sobie. Sędzia po wypadkach w biegach ósmym (uraz nadgarstka Wojciecha Pilarskiego) i dziesiątym (Kamil Kamiński) sędzia Ryszard Bryła w końcu nakazał porządne równanie toru i… udało się przynajmniej wygonić dziurę z pierwszego łuku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *