Dzikusy

Tak naprawdę od dziś prezesi mogą na poważnie rozmawiać z zawodnikami o przyszłorocznych kontraktach. Wiemy już kto dostał dziką kartę, a tym samym prawdziwe spekulacje na temat przynależności klubowej czas rozpocząć.

Przyszłorocznymi dzikusami zostali Nicki Pedersen, Emil Sajfutdinow, Janusz Kołodziej i Andreas Jonsson. Mamy więc nowego Polaka w cyklu. „Kołdi” zasłużył sobie dobrą jazdą na to wyróżnienie, ale nie ma się co oszukiwać, to na pewno odbije się na jego postawie w kolejnym sezonie. Poza tym nic nowego. Znów ci sami zawodnicy. Myślę, że lekko powinny zmienić się zasady awansu do kolejnego cyklu. Trochę bez sensu jest, że zawodnik wożący ogony, może wystartować w eliminacjach i pomimo, że w GP jest słaby, dostaje się kuchennymi drzwiami do następnej edycji, gdzie znów cieniuje. Jeśli dany żużlowiec na torze nie wywalczy sobie awansu do czołowej ósemki, to widać jest na nią po prostu za słaby. Weźmy na przykład Fredrika Lindgrena. Po sukcesie w Grand Prix Challange odpuścił kompletnie starty w głównym cyklu. To jest zupełne wypaczenie sensu takich rozgrywek. Rozumiem przyznawanie dzikich kart tym, którzy musieli opuścić kilka turniejów z powodu kontuzji, a dopuszczanie pełnoprawnych uczestników cyklu do eliminacji jest bez sensu. Nie działa to motywująco, a poza tym w napiętym kalendarzu zabiera kilka weekendowych terminów.

Złamana została niepisana zasada o dwóch Brytyjczykach i jest to krok w dobrym kierunku, bo nie wnosili oni tak naprawdę nic do tego cyklu. W związku z tym szansę dostał AJ, choć trzeba przyznać, że Szwed od kilku lat nie rozwija się, a chyba nawet nie stoi w miejscu. Jego wyniki zarówno w mistrzostwach świata jak i w polskiej lidze dalekie są od oczekiwań. Wiadomo, że interesowała się nim Unia Leszno, ale w związku ze startem w przyszłorocznym cyklu Grand Prix opcja ta nie wchodzi w grę, bo „Byki” mają Janusza Kołodzieja i Jarosława Hampela. Ta dwójka „pożera” ponad 45% limitu, co oznacza, że nawet po zastąpieniu Leigh Adamsa Juricą Pavlicem nie ma już miejsca dla Przemysława Pawlickiego. Innym rozwiązaniem jest zrezygnowanie z usług Troya Batchelora na rzecz… Sławomira Musielaka. I dochodzimy do paradoksu, że warunki może stawiać zawodnik, który uzyskał średnią 0,805 i był na ostatnim miejscu wśród sklasyfikowanych żużlowców czyli takich, którzy startowali w co najmniej 41 wyścigach w całym sezonie. Sytuacja Unii może się mocno skomplikować, bo trzeba być sporym optymistą żeby wierzyć w kolejny tak doskonały sezon leszczyńskich zawodników.

Niemały kłopot może być także w Gorzowie. Tomasz Gollob i Nicki Pedersen zabierają ponad 47% limitu KSM czyli jeszcze więcej niż para leszczyńskich liderów. Wiadomo, że zostać mają także Tomasz „Leszcz” Gapiński i Matej „Fiu Bździu” Zagar. Jeśli więc prezes Komarnicki marzy o pozostaniu w jego klubie Przemka Pawlickiego, to chcąc nie chcąc musi postawić na wychowanków. O większych wzmocnieniach nie ma mowy. Wiadomo, że Stal interesowała się Grzegorzem Walaskiem, lecz podpisanie kontraktu z byłym kapitanem Falubazu pociągnęłoby za sobą konieczność zrezygnowania z jednego zawodnika z przydomkami nadanymi przez prezesa. To jest na pewno możliwe, a zapewne dużo droższe. Nawet pan Władysław, choć nie ma problemów z pieniędzmi, musi myśleć o zapewnieniu płynności finansowej.

Wydaje się więc, że Walas trafi jednak do Rzeszowa. Tamtejszy klub nawet po wzmocnieniu Jasonem Crumpem nie musi się martwić specjalnie o przekroczenie limitu. Z tego co wiadomo nie ma tam specjalnych problemów z wypłacalnością, a jeszcze dodatkowo doszedł nowy sponsor. Jeśli dołoży się żużlowców, którzy wywalczyli awans, to wychodzi z tego całkiem przyzwoity zespół ze sporym doświadczeniem.

Niewiele jeszcze wiadomo jak będzie wyglądał przyszłoroczny skład Falubazu. Myślę, że rewolucji nie będzie, aczkolwiek zapowiadają się zmiany. Prezes Dowhan coraz głośniej mówi o braku odpowiedzi ze strony Fredrika Lindgrena. Ile jest w tym prawdy trudno powiedzieć. Możliwych jest kilka opcji. Fredi pewnie dostał ofertę od innego klubu (w grę nie wchodzi ani Gorzów ani Leszno), ale trudno się spodziewać, że jest to propozycja przebijająca to co zarabia w Zielonej Górze. Z Lindgrenem jest trochę problem. Z jednej strony jest młody i perspektywiczny, ale z drugiej zatrzymał się w rozwoju jak cały szwedzki żużel. Potrafi pokonać Golloba i Pedersena, by pop kilku tygodniach na tym samym torze przywozi dwa punkty ze słabiutkim Włókniarzem. Myślę, że Fredka musi się sam określić co chce robić dalej. Nie może nieprzygotowany przyjeżdżać do Polski, gdy w tym samym okresie zdobywa komplety w Anglii. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Jest najlepszym zawodnikiem Elite League, a u nas zajął 27. miejsce, w ponad 20% wyścigów nie przywożąc nawet jednego punktu. Coś mi się wydaje, że prezesowi Dowhanowi jakoś nie bardzo zależy na podpisywaniu kontraktu ze Szwedem, bo ma w zanadrzu przygotowaną jakąś niespodziankę. Był ostatnio w Rosji, więc reszty można się domyślić.

Kompletną niewiadomą są drużyny z Wrocławia i Częstochowy. O ile całkiem możliwe jest rozkupienie Betardu, to z Włókniarza poza Rune Holtą nie ma nawet podebrać, bo tegoroczny skład był typową łapanką. Oba kluby przeżywały spore problemy finansowe, zdarzało się, że zawodnicy odmawiali jazdy, a jakoś nie słychać o nowych sponsorach czy nawet działaniach mających na celu poprawę sytuacji. Dziwi mnie trochę, że przy dwóch tak mocno niepewnych klubach prezesi prześcigają się w proponowaniu coraz większych kwot i ryczałtów (mówił o tym ostatnio Robert Dowhan w Radiu ZG). Ten sezon przez nowe przepisy będzie bardzo dziwny, a przecież wciąż wystarczy zająć szóste miejsce żeby walczyć o tytuł mistrzowski.

Trzeba poczekać jeszcze półtora miesiąca i wszystko będzie jasne. Wtedy zacznie się prawdziwy odpoczynek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *