I po co Ci to było Grzesiu?

Falubaz wrócił do gry. Dowodem na to jest dzisiejsze zwycięstwo z Polonią Bydgoszcz. Nie wynik jest tutaj najważniejszy, ale przede wszystkim styl w jakim gospodarze roznieśli osłabionych rywali. Z drugiej strony Stal Gorzów po raz pierwszy od wielu lat pokazała charakter i wygrała mecz, który wydawał się już przegrany.

Wielu malkontentów pewnie będzie podnosiło temat poważnego osłabienia bydgoszczan jakim bez wątpienia jest kontuzja Emila Sajfutdinowa. Wystarczy jednak spojrzeć na statystyki tego spotkania. Goście wygrali indywidualnie zaledwie jeden wyścig!!! Emil pewnie poprawiłby nieco skuteczność, ale wynik na poziomie 11-12 punktów byłby chyba szczytem jego możliwości przy tak dobrej i, co najważniejsze, równej postawie zielonogórzan. W jeździe Falubazu jest jeszcze oczywiście sporo mankamentów. Największe, to nie do końca ustabilizowana forma Piotra Protasiewicza, Rafała Dobruckiego i Grega Hancocka. Niemniej czwórka zawodników zdobywających dwucyfrowe zdobycze, to marzenie każdego trenera. Ważne jest to, że widać w końcu czucie własnego toru i wygrane starty, które w Zielonej Górze są kluczem do sukcesu. Cieszy także dużo lepsze zachowanie się nawierzchni, która wytrzymała spokojnie całe spotkanie. Z dobrych wiadomości na pewno trzeba podać ilość kibiców na trybunach, która utrzymuje się na wysokim poziomie w przeciwieństwie do wielu innych klubów ekstraligowych. Sam dopingu jest także na wysokim poziomie. Myślę, że jesteśmy chyba jedynym klubem w Polsce, gdzie po czterech przegranych z rzędu meczach jest komplet widzów na trybunach. To widocznie przekłada się na postawę żużlowców. Mam nadzieję, że spokojnie zapewnimy sobie miejsce w szóstce na wiele kolejek przed końcem rundy zasadniczej.

Mam wrażenie, że poloniści podeszli do pojedynku jako przegrani. W kilku wyścigach pokazali trochę walki, ale ogólnie pozostawili dość marne wrażenie. Poza Andreasem Jonssonem i Grzegorzem Walaskiem nie ma w tej chwili zawodnika na przynajmniej średnim poziomie ekstraligowym. Jeśli przerwa Sajfutdinowa potrwa więcej niż cztery tygodnie, to sytuacji bydgoskiego klubu może stać się dramatyczna i być może pozostanie im tylko i wyłącznie walka o utrzymanie. Pewnym ratunkiem może być dla nich stosowanie w tym czasie zastępstwa zawodnika, które może być skuteczne na własnym torze, bo na wyjazdach prezentują się na tyle słabo, że mogą walczyć (jeśli w ogóle będą walczyć) tylko o jak najmniejsze przegrane. ZZ spowoduje także konieczność odsunięcia od składu jednego seniora i wstawienie Rosjanina właśnie w jego miejsce. Tym „wybrańcem” będzie zapewne jego rodak Denis Gizatulin, którego ekstraliga najwyraźniej przerasta. Widać teraz to, co było oczywistą oczywistością dla większości kibiców, którzy realnie patrzą na naszą ligę. Zamiana Jonasa Davidsona na Gizę była pomysłem idiotycznym, bo poziom obu żużlowców dzieli przepaść. Najwyraźniej jednak działacze Polonii popatrzyli na statystyki, które jak wiadomo często pokazują rzeczywistość w sensie mocno teoretycznym i zrobili interes. Problemem Szweda jest na pewno przystosowanie do betonowego bydgoskiego toru, ale za to na wyjazdach punktuje na bardzo solidnym poziomie, a tego Polonii bardzo brakuje.

Wracając do E. Sajfutdinowa, to powinien postawić wielkiego browara twórcy dmuchanych band. Gdyby nie one całkiem możliwe, że nie prędko zobaczylibyśmy Rosjanina na żużlowych torach, jeśli w ogóle by na nie wrócił. Emil prezentuje bardzo widowiskowy i odważny styl jazdy, często atakując rywala na milimetry. Tym razem mu się nie udało i zapewne jest to jego wielkie szczęście, że skończyło się tylko na złamanej ręce.

Grzegorz Walasek raczej nie narzeka na nadmiar sponsorówGrzegorz Walasek raczej nie narzeka na nadmiar sponsorów

Nie mogę oczywiście nie odnieść się do postawy Grzegorza Walaska. Widać było, że jest szybki, minął na dystansie swojego następcę – Grega Hancocka, ale jak cała drużyna zaprezentował się średnio. Jeden wygrany wyścig (z bonusem) na sześć startów wielką rewelacją nie jest i potwierdza tylko, że w trudnym czasie nie byłby jakimś wybitnym wzmocnieniem Falubazu. Niepotrzebne wypowiedzi spowodowały tylko ogromną porcję gwizdów. Mógł sobie je podarować, a wtedy na pewno zostałby ciepło przywitany, bo przecież kibice wiedzą, że dla zielonogórskiego klubu zrobił naprawdę dużo. Można powiedzieć, że w ciągu ostatniego tygodnia stracił w oczach żółto-biało-zielonych fanów niemal wszystko, ale cóż, zawsze był znany z niewyparzonego języka i nieprzemyślanych wypowiedzi. Nie uwierzę natomiast, że patrząc na pełne trybuny nie chciałby tu wrócić. W końcu był tu niemalże bogiem, a teraz jest ledwie jednym z zawodników. Dodatkowo, wyższe gaże z bydgoskiego klubu wcale nie muszą oznaczać większych pieniędzy, bo jak widać po jego kevlarze (specjalnie zwracałem na to uwagę), wpływów od sponsorów zbyt wielkich nie ma. Nadal jednak utrzymuje, że zrobił właściwy krok, więc nie będę mu odbierał złudzeń.

Teraz przejdę do tego, co stało się na Motoarenie. Przyznam, że nie spodziewałem się takiej kompromitacji Unibaxu Toruń. Kibicowałem torunianom przede wszystkim dlatego, że jechali przeciwko Stali Gorzów. Jak wiadomo, gorzowianie jechali teoretycznie osłabieni brakiem Davida Ruuda i Tomasza Gapińskiego. Do połowy zawodów wszystko szło zgodnie z planem. Gospodarze prowadzili 10 punktami i to ich zgubiło. Czesław Czernicki zaczął stosować rezerwy taktyczne i ostatnie osiem wyścigów gorzowianie pojechali czterema żużlowcami!!! Gospodarze kompletnie się pogubili, popełniali dziecinne błędy, dawali się na dystansie objeżdżać jak dzieci i przegrali w stylu, który zniechęcił już chyba kompletnie toruńskich kibiców. Gdyby dowieźli to, co wywalczyli po wyjściu z pierwszego łuku pewnie spokojnie wygraliby różnicą kilkunastu oczek.

Ewidentnie widać, że kryzys w Unibaxie jest koszmarny. Klub powoli zostaje bez kibiców (nie pomaga obniżenie cen biletów), a dziś po raz kolejny trybuny świeciły pustkami i raczej nie miał na to wpływu wysoki poziom Wisły. Teraz okazuje się, że pomimo przedsezonowych wzmocnień drużyna kompletnie się rozleciała, zawodnicy miotają się nie potrafiąc jechać na własnym torze. Kompromitacją jest zaledwie pięć indywidualnych triumfów gospodarzy. Dodatkowym problemem jest chyba osoba menadżera Jacka Gajewskiego, który najwyraźniej nie ma pomysłu na tę ekipę. Jego pewność siebie oraz lekceważenie rywali świadczy o niezauważaniu tego wszystkiego, co dzieje się wokół „Aniołów” i zniechęca wielu obserwatorów. Tym razem zdecydował się zmienić żelazne ustawienie par (bardzo trafna uwaga komentatora TVP Sport) puszczając Ryana Sullivana z juniorem, a Chrisa Holdera z Adrianem Miedzińskim. Myślę, że ta roszada nie miała wpływu na wynik, po prostu pod koniec zawodów nikt nie jechał. Czym było to spowodowane chyba nie wiedzą nawet sami torunianie, a muszą się tego dowiedzieć, bo w przeciwnym wypadku będzie z „Aniołami” krucho.

Po raz  pierwszy natomiast widziałem walczący z charakterem zespół Stali. Charakter, to jest coś czego tej ekipie ostatnio brakowało. Myślę, że ta zmiana jest w dużej mierze zasługą trenera Czesława Czernickiego. Zaryzykuję twierdzenie, że gdyby szkoleniowcem Stali był nadal Stanisław Chomski, to ponieśliby oni w Toruniu sromotną porażkę. Tak na marginesie jednak chciałbym zadać pytanie: czym byłaby dziś Stal Gorzów bez Przemysława Pawlickiego? Nadal uważam, że zatrudnienie go świadczy o braku honoru działaczy Stali. Jedno mówią, co innego robią. Wystarczy, że zacznie się palić grunt pod nogami, a są w stanie zrobić wszystko aby odnieść choćby najmniejszy sukces. Póki co Pawlicki zdobywa ogromne ilości punktów i tak naprawdę uratował gorzowski klub od dwóch porażek oraz od kompromitacji w Zielonej Górze. Myślę, że niedługo odbierze sobie to żądając podwyżki. Ciekawy jestem natomiast czy czegoś gorzowskich działaczy nauczy ostatni mecz i zaczną w końcu stawiać na swoich juniorów. Z konieczności szansę otrzymał Łukasz Cyran i przywiózł bardzo ważne trzy oczka. Wygląda na to, że Ruud i Gapiński nie są w żaden sposób potrzebni temu zespołowi, a szansa dana dziś juniorowi zaprocentuje za rok, może dwa lata. Tyle, że sukces w Gorzowie potrzebny jest dziś i to za wszelką cenę, a na dziś Ruud i Gapiński potrafią zrobić dwa – trzy oczka więcej. Nieważne, że po sezonie zmienią klub, ważne jest tu i teraz. Ciekawy jestem jak zakończy sezon Stal. Jeśli utrzymają to, co dziś wywalczyli mogą bić się o najwyższe cele,tylko muszą trzymać prezesa z daleka od zawodników. Ciekaw też jestem jak przełoży się zwycięstwo w Toruniu na frekwencję podczas rewanżu w Gorzowie. Pieniądze wydane na ten klub są ogromne. Ciekawe czy uda się kupić sukces?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *