Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to o co chodzi?

Końca kryzysu w szeregach aktualnego nadal nie widać. Jakoś trudno mi uwierzyć, że nagle najskuteczniejszemu zawodnikowi ekstraligi skończyły się motocykle i przestał punktować. Gdyby rzecz dotyczyła jednego żużlowca, to jeszcze jakoś można by to wytłumaczyć, ale w tym przypadku siadła właściwie cała drużyna. Dlaczego? Nie wiem.

Pierwsze objawy kryzysu pojawiły się na początku lipca i od tego czasu Falubaz jedzie po równi pochyłej i mam wrażenie, że cały czas się rozpędza. Wtedy nie wiedziałem jeszcze (nie tylko ja, bo nikt, albo prawie nikt o tym nie wiedział) o dopingu wykrytym u Patryka Dudka. Początkowo kojarzyłem problemy z… sukcesem, czyli podpisaniem umowy z Lotto, którą mało kto odnotował. Coś się pisało w lokalnych mediach, ale te ogólnopolskie jakoś nie bardzo kwapiły się do informowania o wydarzeniu. Po raz kolejny wykorzystano tam Klaudię Szmaj, tym razem jako, nadzieję (tak przynajmniej zrozumiałem, skoro projekt nazywa się Szkoła Mistrzów), mającą rozwijać skrzydła pod okiem profesora Piotra Protasiewicza. Cóż… Jak te skrzydełka się rozwijają, to mogłem zobaczyć 13 sierpnia i nie ukrywam, że spodziewałem się trochę więcej. Nie to jest jednak najważniejsze. Zastanawiałem się na ile kwestie pieniędzy, medialnego przywództwa czy może jeszcze czegoś innego wpłynęły na pogorszenie się atmosfery w drużynie. Teraz, znając nowe (chociaż na pewno nie wszystkie) okoliczności wydaje się, że raczej nie trafiłem.

Coś jednak na rzeczy jest, bo widać gołym okiem, że zespół, jak to się mówi, nie jedzie. Nie Jarek, nie Piotrek, nie Andreas, nie Sasza, ale cały zespół. O co chodzi? Brak atmosfery, motywacji czy może jakieś zaległości? Nikt głośno nie powie w klubie co się dzieje, a skoro nikt nie chce mówić, to znaczy, że sprawa jest głębsza niż można było przypuszczać. Bo słowa typu „kryzys” nic nie wyjaśniają. Wydaje mi zresztą, że należy dać samym żużlowcom spokój i nie w tym kierunku szukać przyczyn. Przyczyna leży gdzieś w klubie i dopóki nie zostanie pokonana, to trudno marzyć o sukcesach. I tu pojawia się presja, bo przecież to właśnie sukcesy są jedynym wyznacznikiem tego czy klub działa właściwie, usprawiedliwiając jednocześnie wszystkie decyzje zarządu. A sukces można zwyczajnie kupić, czyli zakontraktować sobie kolejną gwiazdę – wystarczy obiecać, że się jej odpowiednio zapłaci. I tu jest haczyk, bo nie można wiecznie udawać, że wszystko jest w porządku. Nie jest. Na trybunach już większość stanowią kibice pamiętający, jak dobrze pójdzie, może pięć ostatnich lat, do tego w dużej części nie mający nic wspólnego z Zieloną Górą. Frekwencja jest sztucznie napędzana darmowymi biletami, a i tak na stadionie jest coraz więcej wolnych miejsc. W niedzielę pewnie będzie lepiej, ale na dzień dzisiejszy (środa, 10 września 2014) nie sprzedano nawet połowy biletów (pozostało jeszcze prawie 8 tysięcy wolnych miejsc), choć wejściówki były w tym okresie tańsze (!!!) niż w rundzie zasadniczej. Czyli szału nie ma. A budżet na poziomie 11 milionów złotych…

Oczywiście, może się zdarzyć, że w niedzielę Falubaz spokojnie pokona Stal Gorzów w półfinale i wszystkim malkontentom, w tym oczywiście mi, zostanie wytrącony z ręki argument o złej atmosferze spowodowanej przez … (tu można wpisać propozycje). Oglądając jednak mecze ostatniej kolejki rundy zasadniczej nie mogłem nie zauważyć różnicy w podejściu do walki między lokalnymi rywalami z zachodniej Polski. Gorzowianie mieli oczywiście łatwiejszego rywala, ale jednak gołym okiem można było zauważyć, że oni po prostu chcieli wygrywać. Tymczasem zielonogórzanie nie poradzili sobie z dwoma seniorami i piątką juniorów, a jeden punkt został niejako podarowany przez sędziego, bo wyścig po ewidentnym faulu Piotra Protasiewicza powinien był przerwany.

Przyznam też, że patrząc na ostatnie posunięcia Rafała Dobruckiego, mam coraz większe wątpliwości dotyczące jego decyzji. Nie wiem. Albo jego kryteria są dla mnie nie do końca zrozumiałe, albo wszystkie ustalenia (od podpisywania kontraktów zaczynając, a na składzie meczowym kończąc) zatwierdzane są przez kogoś innego. Rozwaliły mnie słowa, że Mikkel Bech wywalczył sobie miejsce w składzie. Teraz, kiedy jego konkurentem jest… Adam Strzelec. I cóż się takiego zmieniło? Przecież Duńczyk nadal nie przyjeżdża na treningi, a mimo wszystko znalazł uznanie. Ręce opadają.

W kwestii Patryka Dudka wciąż nie wiemy co orzeknie komisja, bo choć minęło wiele czasu, to nadal nie znamy żadnej jej decyzji. Nie zdziwię się, jeżeli przepisy miały dla naszych działaczy wartość czysto kolekcjonerską i nikt nie potrafił ich właściwie zinterpretować. Może okazało się, że trzeba je dopiero przetłumaczyć, jako że na stronie PZM wciąż dostępne w języku polskim są jedynie przepisy z 2006 roku. Nie zdziwiłbym się, gdyby czekano na wyniki ostatniej kolejki, żeby ewentualne kary dostosować do rzeczywistości. Wszystko mniej więcej poszło tak, jak można było się spodziewać, więc prawdopodobnie jeden punkt w tą czy inną stroną nic nie zmieni w układzie tabeli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *