Kibole wizerunkiem klubu

O Falubazie znów zrobiło się trochę głośniej. Nawet w radiowej Trójce mówiono o tarnowskim półfinale. Szkoda tylko, ze kontekst był mało pozytywny, bo dotyczył zatrzymania i osądzenia „kibiców” z  południowej części województwa lubuskiego. To nie pierwszy i zapewne nie ostatni taki przypadek, bo nie widać na horyzoncie prób poprawy sytuacji ze strony zielonogórskich działaczy.

Najwyraźniej sam prezes klubu wychodzi z założenia, że nieważne co się mówi, ważne żeby o klubie było głośno, skoro sugeruje, oczywiście nie wprost, że Janusz Kołodziej mógł być winnym spowodowania karambolu w VI biegu. Po co to robi? Powodów jest pewnie kilka. Pierwszy wymieniłem powyżej, a kolejnym może być chęć utrzymania w gotowości bojowej tzw. wiernych kibiców, czy jak kto woli – kiboli, czyli tę część publiczności, która bezmyślnie powtarza wszystko to, co zostanie jej zapodane przez ichniego redaktora prowadzącego. Ostatnio wiele się mówiło o grupach kibolskich w kontekście wydarzeń na gdyńskiej plaży czy walkowerów w IV lidze piłkarskiej. Wielu ludzi zastanawia się skąd te grupy się biorą i dlaczego mają przyzwolenie klubowych działaczy. Gdyby jednak dziennikarze opisujący to zjawisko (tyleż głośno co powierzchownie), zainteresowali się trochę bardziej tematem, to szybko zauważyliby, że na ich oczach tworzy się właśnie kolejna taka armia.

Początek jest dość prozaiczny i wydawałoby się nawet, że pozytywny. Otóż zaczyna się po prostu od prowadzenie dopingu zorganizowanego. Doping tworzy atmosferę, więc przyciąga na stadion coraz więcej kibiców. Klub ma z tego wymierną korzyść, czyli znacząco wyższe wpływy z biletów, co zaczynają dostrzegać kibice, chcąc mieć wpływ na podejmowanie decyzji w klubie. Rozpoczyna się współpraca dająca wciąż obopólną korzyść. Z czasem doping zorganizowany zaczyna zmieniać charakter na coraz bardziej negatywny, przyśpiewki są coraz wulgarniejsze, co nie spotyka się oczywiście z żadnym protestem działaczy z powodów wyżej podanych. W związku z brakiem reakcji, czyli przyzwoleniem, w grupie kibiców do głosu zaczynają dochodzić ludzie mający coraz mniej wspólnego z samą dyscypliną, za to idący w  ogień za barwami klubowymi. Nie liczą się mecze, tylko doping, flagi, bębny itp. rekwizyty. Rozpoczyna się proces „kibolizowania” dopingu zorganizowanego, co wiąże się oczywiście z przejmowaniem zachowań podobnych grup z dłuższym stażem, nawiązywaniem „przyjaźni” i coraz bezmyślniejszym postrzeganiem otaczającego świata. Co dziwne, ten doping nadal przyciąga na stadion kibiców, więc kibole wciąż są tolerowani, a nawet wspierani przez klubowych działaczy. Co się dzieje potem? Zapewne na niedługi czas będziemy tego świadkami w przypadku zielonogórskim.

Kto jest winny? Ci, którzy to popierają. I choć wszędzie powtarza się podobny scenariusz, czyli sytuacja wymyka się spod kontroli, to nijak nie widać opamiętania działaczy mogących jeszcze zapobiec podobnym wypadkom w swoich klubach. Czerpią z tego także politycy. Jako, że kibole najczęściej uznają się za wielkich patriotów (tak jakby nienawiść była tego podstawowym elementem), więc łatwo podpiąć ich pod swoje interesy, nie myśląc oczywiście o tym, co będzie za pół roku, rok czy dwa lata, kiedy politycy dojdą do władzy. Władza to także policja, a kibole policji nienawidzą. Co jest dalej widać chociażby po czołowych klubach piłkarskich, gdzie nikt nad tym nie panuje, a zawodnicy mają obowiązek grzecznie stać i wysłuchiwać obelg pod własnym adresem.

Z tego też powodu odechciało mi się chodzić na zielonogórski stadion. Po co mam płacić 50 zł za bilet i oglądać zawody na stojąco, wysłuchując „dopingu”, skoro mogę mecz obejrzeć w telewizji, a zamiast 11 meczów ligowych zaliczyć imprezy młodzieżowe i kilka wyjazdów na turnieje, które kiboli nie interesują, bo oni przecież mają w głębokim poważaniu sam sport. W Zielonej Górze całkiem sporo osób zrezygnowało z żużla, a mimo wszystko wciąż nadciągają nowi „kibice”, którzy uważają, że należy mieć zieloną koszulkę, szalik, oglądać mecz na stojąco i powtarzać to wszystko, co wymyśli niejaki koszowy, bo taką sytuację zastali i przyjęli ją jako jedynie obowiązującą. Najczęściej pochodzą z okolicznych powiatów i nie będę wnikał dlaczego pojawiają się na stadionie tylko na lidze. Ludzie, którzy najczęściej nie mają zielonego pojęcia o historii. Po prostu wypisz – wymaluj instrukcja obsługi wprowadzania nowego ustroju ukazana w „Biesach” przez Dostojewskiego. Ciekawe co zrobią panowie prezesi za kilka lat?

Na koniec, żeby nie być gołosłownym, instrukcja obsługi, którą dzieci mogą sobie przeczytać w nowosolskim Parku Krasnala, miejscu skądinąd bardzo przyjemnym, które gorąco polecam. Czego mi brakuje w tym opisie? Odpowiedź pod zdjęciem.

Kibice Falubazu

Otóż nijak nie mogę znaleźć informacji, że kibice Falubazu interesują się żużlem. Ba, o żużlu nie ma tutaj ani słowa. Bo to nie są kibice żużla, tylko kibice Falubazu. Ot, taka ciekawostka.

Dopisek
Na stronie będącej tubą Falubazu, (choć oficjalnie jest stroną kibiców) nie ma oczywiście ani słowa o wyroku sądu w stosunku do „kibiców”. Najwyraźniej publikowane jest tylko to, co ma odpowiednią wartość wizerunkową. Zupełnie jak w przypadku niektórych czasopism nastawionych mocno ideologicznie.

One thought on “Kibole wizerunkiem klubu

  • 08-09-2013 z 04:18
    Permalink

    Co to jest NIEODZWONY element?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *