Kto chce kupić mistrzostwo?

Ostatnia wizyta na stadionie żużlowym była całkiem fajną odskocznią od codzienności. Można było usłyszeć na żywo ten jakże przyjemny dla mojego ucha dźwięk, można było poczuć ten jakże charakterystyczny dla speedway’a zapach, można było wreszcie zobaczyć tegorocznych zawodników Falubazu. Dodatkowo kibice lubiący doping zorganizowany mogli przez chwilę poczuć namiastkę ligowej atmosfery.

Ta przyjemna skądinąd impreza skłoniła mnie do kilku przemyśleń na temat zielonogórskiego żużla. Wnioski? Cóż, nie są specjalnie optymistyczne. Może dlatego, że jestem sceptycznie nastawiony do działań obecnego zarządu, albo dlatego, że zwyczajnie się czepiam, a to czego nie rozumiem interpretuję na niekorzyść prezesa Dowhana. W każdym razie jest parę rzeczy, które wydają mi się co najmniej dziwne. Jakimi realnie pieniędzmi dysponuje Falubaz, że pozwala sobie na podpisywanie kontraktów z żużlowcami z górnej półki finansowej, choć przecież wpływy od największego sponsora, czyli kibiców, były ewidentnie mniejsze? Dlaczego jest tak ogromne parcie na sukces? Czy chodzi tylko i wyłącznie o kwestie czysto sportowe?

Jest bardzo delikatna granica między budowaniem silnego zespołu a próbą kupienia sobie tytułu. Tę granicę na pewno przekroczyły „Jaskółki” w ubiegłym roku, gdy wymieniono tam aż pięciu zawodników i menadżera. Efekt jednak został osiągnięty, co przy okazji przyciągnęło na trybuny tłumy jakich w Tarnowie dawno nie oglądano. Oczywiście koszty były horrendalne. Czy jest sens wywalać tak ogromne sumy tylko po to, żeby zdobyć złoty medal? A może chodzi o coś zupełnie innego? Inny przykład mieliśmy w Gorzowie, tylko tam cel nie został osiągnięty, bo kolor medalu był inny niż zakładany przed sezonem. Opowiadanie, że srebro to sukces przy takich kosztach, to zwykła próba wybrnięcia z problematycznej sytuacji. I co dalej? Odejście większości składu właściwie zakończyło przyjętą koncepcję działania klubu i na dzień dzisiejszy wicemistrz Polski na papierze jest jednym z kandydatów do czasowego zakończenia przygody z ekstraligą.

Teraz mamy kolejne próby zdobycia mistrzostwa. Jak ocenić postępowanie Falubazu? Ściągnięcie Jarosława Hampela, wydaje się być dobrym posunięciem, bo to zawodnik solidny, doświadczony i potrafiący wygrywać z liderami przeciwników. Ale trzeba jednocześnie pamiętać, że odbyło się to przy pewnych kosztach osobowych, bo odejść musiał Aleksandr Loktajew, który akurat nie zasłużył na odsunięcie. I pewnie Sasza był brany pod uwagę, tylko wcześniej prezes dogadał się z „Małym”, a przyjęty regulamin ograniczył górny KSM do 40 punktów, co wymusiło zmianę sposobu budowania drużyny. Nie da się ukryć, że koszt tego wzmocnienia jest spory i nie chodzi mi tu o kwestie finansowe. Po prostu Jarek musi zrobić dobry wynik, aby tym samym uzasadnić jakoś rezygnację z młodego Ukraińca. W przeciwnym wypadku kibice szybko mu przypomną, że jest tu tylko najemnikiem. W tym momencie mam jednak wrażenie, że przekroczono w Zielonej Górze tę cieniutką granicę, o której napisałem wyżej. Każde działanie ma jakiś swój powód i tutaj także można się go doszukać.

Powszechnie Falubaz jest stawiany wśród najbogatszych klubów ekstraligi. Nikt nigdzie tego nie podważa, a przyjście Jarosława Hampela tylko potwierdza tę opinię. Ja, będąc sceptycznie nastawiony do działań zarządu, mam jednak wrażenie, że to coroczne podwyższanie budżetu jest tylko i wyłącznie próbą kupienia sukcesu, który ma uzasadnić sposób postępowania działaczy. Kiedy porównamy mistrzowską drużynę zielonogórską z 2009 roku z obecną, to widać wyraźnie dużo silniejsze stawianie na gwiazdy, przy jednoczesnej powolnej rezygnacji z wychowanków oraz postępującym upadku szkolenia. Rezygnacji z wychowanków nie chcę przedstawiać wyłącznie jako winy prezesa, bo część tutejszych zawodników rzeczywiście sama doprowadziła do takiego stanu rzeczy, ale jednak powiedzmy sobie otwarcie, że zakup juniora, to już zdecydowanie przekroczenie granicy przyzwoitości dla kogoś, kto jeszcze kilka lat twierdził, że chce oprzeć skład na swoich żużlowcach. O ile w przypadku Jarka Hampela miałem tylko wrażenie, to po zakontraktowaniu Kamila Adamczewskiego właściwie mogę stwierdzić – Falubaz chce kupić mistrzostwo. Nie dla kibiców, nie dla miasta, ale tylko i wyłącznie po to, żeby prezes nadal mógł być prezesem.

Przyjęta koncepcja oparcia składu na czterech liderach jest na pewno drogim i ryzykownym krokiem. Ryzykownym, bo kiedy spojrzymy na KSM-y poszczególnych zawodników, to okaże się, że Patryk Dudek ma 7,47, a kolejny Jonas Davidsson już tylko 2,95. Gdzieś pomiędzy nimi jest Mikkel B. Jensen, który tak naprawdę nie pełni roli rezerwowego tylko wypełniacza składu w przypadku kontuzji któregoś z liderów. Nie ma natomiast opcji zastępczej dla drugiej linii! Tak, Jonas Davidsson i Krzysztof Jabłoński nie mają zastępstwa. Kontuzja któregoś z nich oznacza konieczność wstawienia jednego z dwóch miejscowych młodzieżowców, którzy według działaczy są za słabi nawet na biegi juniorskie, skoro potrzeba było kupić dwudziestolatka z zewnątrz.

Ostatnio także popsuła się atmosfera w Toruniu, gdzie po podpisaniu kontraktów zażądano od żużlowców zwrotu pieniędzy za słabszą postawę w ubiegłym roku. Tam też ściągnięcie Tomasza Golloba oznacza początek końca wcześniej obowiązującej strategii działania i wcale się nie zdziwię, gdy sponsor wreszcie zabierze swoje zabawki po kolejnym nieudanym sezonie i pustych trybunach na Motorenie. Skończyło się najwyraźniej klepanie po plecach i pozytywne motywowanie do jazdy. Teraz powiedziano wyraźnie: płacimy ci i masz zapier…

Jak to się skończy? Przekonamy się za jakieś dziesięć miesięcy. Tylko jeden może wygrać, więc reszta będzie niepocieszona. A pamiętać trzeba o mocnym kadrowo Włókniarzu oraz tarnowskich „Jaskółkach”, które wcale nie poniosły takich wielkich start kadrowych. Pozostali też nie mają zamiaru się poddawać, więc będzie ciekawie.

One thought on “Kto chce kupić mistrzostwo?

  • 30-01-2013 z 04:53
    Permalink

    Bardzo trafna analiza ostatnich poczynań w ZG. To chyba tak jest, że od pewnego momentu następuje przegrzanie koniunktury i nikt już III czy II miejsca nie potraktuje w kategoriach sukcesu. I już miniony sezon dobrze to pokazał. Nawet gdyby Jonsson minął tego Sullivana, byłoby świętowanie sukcesu? Może przez 10 minut.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *