Mój obecny stosunek do Falubazu

Przeczytałem ostatnio na forum sportowych faktów ciekawy komentarz dotyczący Falubazu. Otóż jeden z użytkowników napisał, że dla niego Falubaz jest lepszy niż seks, ale to co dzieje się ostatnio, to seks z kobietą, której się nie kocha. Choć nie mam osobistych doświadczeń w tym zakresie, to przyznam, że jest coś w tych słowach, co oddaje także mój stosunek do zielonogórskiego klubu. Postaram się poniżej sprecyzować, jak rozumiem ten komentarz.

3 grudnia podczas konferencji prasowej ogłoszono skład. Warto zaznaczyć, że nie była to uroczystość dla kibiców, tylko dla sponsorów. Na próżno oczekiwałem w miejscowym radiu komentarzy czy udostępnienia anteny zwykłym ludziom. Chciałem po prostu usłyszeć ich opinie na temat składu. I co? I nic. W poniedziałkowej audycji podsumowującej tydzień w zielonogórskim sporcie speedway zajął raptem kilka minut. Przez kolejne dni właściwie nic się nie zmieniło. Poza kilkoma wypowiedziami uczestników konferencji nie usłyszałem nic, co wychodziłoby poza oficjalne stanowisko klubu. Tak jakby w obawie przed możliwością zepsucia atmosfery oficjalnego szczęścia była jakaś niepisane porozumienie środowiska medialnego. Skoro trudno znaleźć pozytywy, to lepiej nic mówić. Trudno mi coś dobrego powiedzieć o składzie Falubazu i mam wrażenie, że nie tylko mi. Myślę, że podobnie uważa pan prezes, który po raz pierwszy poniósł porażkę w kontraktowych negocjacjach. Krótko mówiąc – nie odzywa się, bo nie ma się tak naprawdę czym chwalić.

Jak mam podejść do Rune Holty, któremu nigdy nie kibicowałem? To typowy indywidualista, zawodnik nie kojarzący się z tworzeniem atmosfery w drużynie. Oczywiście, potrafi walczyć, zdobywać punkty, ale jest mu chyba obojętne w barwach jakiej polskiej ekipy aktualnie jeździ. Dużo poważniej traktuje ligę szwedzką i jest to jego prawo. Nie mam o to do niego pretensji. Pretensje mam do tych, którzy go do Zielonej Góry sprowadzili. Podobnie zresztą jak w przypadku Łukasza Jankowskiego. Na dzień dzisiejszy nie identyfikuję się z tymi żużlowcami, a co za tym idzie, mój stosunek do klubu i drużyny staje się coraz bardziej obojętny. Ja chcę oglądać młodych zielonogórzan, chcę czuć, że ta drużyna jest stąd. Żużlowcy nie muszą co roku zdobywać medalu, bo to z czasem staje się trochę nudne. Chciałbym widzieć wychowanków, obserwować ich rozwój i cieszyć się z postępów jakie czynią. To trochę jak z własnym dzieckiem. Tymczasem podstawia się nam grupę zawodników mających zapewnić podium. Pozbawia się sport i kibicowanie głębi. Wszystko staje się płaskie, więc nie ma się co dziwić, że na trybunach pojawia się coraz więcej ludzi idących w owczym pędzie za Falubazem, ubranych w żółto-biało-zielone szaliki, nie mających często najbardziej podstawowej wiedzy na temat samej dyscypliny, nie mówiąc już o zawodnikach.

Nie mam wątpliwości, że wewnątrz klubu nie wszystko jest tak jak powinno być. Po raz pierwszy w karierze Patryk Dudek przedłużył umowę tylko na rok. Wciąż nie ma pod kontraktem podpisu Jonasa Davidssona, choć niemal wszystko jest dogadane od dłuższego czasu. Szwed co prawda obiecał, że zostanie, ale trudno liczyć w jego przypadku na wielki uśmiech, gdy ściąga się Krzysztofa Jabłońskiego, będącego nie kolegą z drużyny, ale konkurentem w walce o skład. Wciąż formalnie nie ma człowieka, który ma opiekować się drużyną. Czy w takich warunkach przyszły menadżer miał jakikolwiek wpływ na skład drużyny, którą ma kierować, a tym samym czy będzie miał cokolwiek do powiedzenia?

Od jakiegoś czasu wylewam tutaj swoje żale. Szlag mnie trafia, że speedway będący tak pięknym sportem został sprowadzony do „magii” – słowa, które nie oznacza nic poza zbiorowym powtarzaniem tekstów i zachowań jednego człowieka, że wartość drużyny sprowadza się tylko i wyłącznie do wyniku, że w obawie przed porażką nagina się regulamin, co często spotyka się niestety z aprobatą „kibiców” oczekujący zwycięstw za wszelką cenę. Wiadomo, że każdy kto chce przyjść na stadion ma takie samo prawo siedzieć na trybunach jak ja, bo kupuje przecież taki sam bilet. Nie ma też obowiązku znajomości regulaminów czy posiadania wiedzy o poszczególnych żużlowców. Ale jednocześnie wraz z przychodzeniem coraz większej ilości przypadkowych ludzi praktycznie zniknęła kultura kibicowania. I nie chodzi mi tylko o słownictwo, ale przede wszystkim o zasłanianie widoczności ludziom siedzącym z tyłu, choć sytuacja wcale nie wymaga wstawania, o próby wymuszenia zachowywania się w określony sposób, zgodny z tym co dzieje się na jedynie słusznej trybunie K. To nie jest sposób na kibicowanie, tylko zwyczajny brak kultury. A wystarczy, że zabraknie dopingu zorganizowanego i ciekawe co zostanie z tej wielkiej magii?

Problem identyfikowania się z drużyną jest pewnie także w innych ośrodkach. Ciekawe jak czują się kibice w Tarnowie, gdy ich nowa gwiazda w wywiadzie przeprowadzonym już po podpisaniu kontraktu czuje się wciąż zawodnikiem poprzedniego klubu? Gdy najlepszy w ciągu ostatnich lat wychowanek wraca tylko dlatego, że ma podpisany kontrakt ze sponsorem? Gdy miejscowi juniorzy, traktowani od jakiegoś czasu jak zło konieczne zostają praktycznie pozbawieni możliwości walki o skład? Jak zachowają się fani, gdy wyniki nie będą zadowalające? Jak kibice mają się odnieść do Dawida Lamparta, który przecież jeszcze kilka miesięcy temu był przedstawicielem największego sportowego wroga? Dziwię się kilku zawodnikom, którzy chcą tam jeździć, bo chyba nie zdają sobie sprawy z różnicy jaka będzie w traktowaniu ich przez nowych kibiców. Jeśli ktoś przychodzi jako gwiazda, a tak jest w przypadku Grega Hancocka, Janusza Kołodzieja czy Macieja Janowskiego. Tu nie ma już miejsca na sentymenty. Zwłaszcza Maciek może to odczuć. Jego macierzysty klub zmontował tymczasem całkiem przyzwoity skład, jak na swoje możliwości oczywiście, więc może się okazać w trakcie sezonu, że zmiana może przyniesie upragniony medal, ale nie przyniesie żądnj satysfakcji sportowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *