Na papierze faworytem jest Falubaz

Jeszcze dwa dni i będziemy świadkami wielkiego finału. Teoretycznie faworytem jest Falubaz, bo strata czterech punktów nie wydaje się być szczególnie duża, a poza tym zielonogórzanie jadą przecież na własnym torze. Ważne jest tu jednak jedno słowo – teoretycznie. Gdyby wszystko było tak oczywiste, to zawodnicy nie musieliby w ogóle wyjeżdżać na tor.

Przyznam, że trochę irytujące są doniesienia medialne jak to bardzo Zielona Góra będzie świętować złoto lub srebro. Wiadomo, że drugie miejsce nikogo nie ucieszy, więc cała feta jest oczywiście przygotowana na celebrowanie mistrzostwa. Rozumiem, że klub zakłada zwycięstwo, bo to przystępuje się do rozgrywek, a z drugiej strony takie świętowanie musi być dobrze zorganizowane. Chodzi mi tylko o robienie medialnego szumu wokół sukcesu, którego jeszcze nie ma. Wolałbym poczekać aż Falubaz przekroczy tą magiczną granicę 47 punktów i wtedy można rozpocząć prawdziwe świętowanie.

Myślę, że, podobnie jak w półfinale ze Stalą Gorzów, kluczowe będą pierwsze cztery wyścigi ze szczególnym naciskiem na bieg juniorski. Unia ma całkiem dobrą, a przede wszystkim wyrównaną parą młodzieżowców. „Byczki” są w stanie wygrać pierwszy wyścig, co zwiększyłoby przewagę gości do sześciu lub nawet ośmiu punktów. Wiem, ze to jest na razie czysta spekulacja, ale to właśnie pojedynki juniorów mogą być języczkiem uwagi. Trzeba pamiętać, że w meczu ze Stalą zielonogórscy młodzieżowcy załatwili rewelacyjny początek meczu i mocno zdemotywowali rywali Wydaje mi się jednak, że Tobiasz Musielak i Kamil Adamczewski nie są tak podatni na stres i naciski działaczy jak młodzi gorzowianie, w związku z czym są dużo trudniejszymi rywalami.

Na papierze leszczyńska drużyna nie przedstawia się jakoś szczególnie solidnie, bo więcej jest tam niewiadomych i dziur niż silnych punktów. Nie oznacza to oczywiście, że nie potrafią jeździć na dobrym ekstraligowy poziomie, aczkolwiek obecny sezon jest dla większości z nich nieudany. Trudno zakładać, że nagle obudzą się, dlatego ich szansą może być skupienie się na obronie przewagi wywalczonej na swoim torze, a więc próba jazdy na remis w poszczególnych biegach. Tyle, że taka taktyka musi być realizowana od początku do końca meczu. Dlatego uważam, że jeśli zielonogórzanie przełamią rywali w pierwszych czterech biegach, a potem przetrzymają maksymalnie trzy rezerwy taktyczne, to tytuł mistrzowski trafi do Winnego Grodu. Im dłużej leszczynianie nie pozwolą na odjechanie, tym bardziej będzie rosła nerwówka w obozie gospodarzy.

Indywidualnie między drużynami jest niemalże przepaść. Falubaz ma trzech doskonałych w tym sezonie żużlowców (Andreas Jonsson, Greg Hancock i Piotr Protasiewicz), a Unia to przede wszystkim Jarosław Hampel. Janusz Kołodziej ostatnio mocno poprawił jazdę, ale wciąż nie wiadomo na ile jest to stabilizacja, a na ile wyskoki. Poza tym „Kołdi” w przypadku przegranej walki w pierwszym łuku raczej nie poprawiał już swojej pozycji i było to widoczne zarówno podczas występów w Lesznie jak i w Toruniu. Pewną niewiadomą jest też postawa Troy’a Batchelora. Australijczyk potrafi pojechać skutecznie, ale w meczu wciąż zdarzają mu się słabsze występy (często nawet kilka), dlatego nie jest to jeszcze zawodnik na komplet punktów. Pozostali seniorzy są zagadką dla wszystkich, za to, jak pisałem wyżej, juniorzy mogą pokazać się z dobrej strony.

Gospodarze mają trzy rakiety. Choć Piotr Protasiewicz od czasu wywalczenia awansu do przyszłorocznego cyklu SGP troszkę obniżył loty, to wciąż jest poza zasięgiem większości leszczyńskich rywali. Warunek jest jeden – nie może drastycznie przegrywać startów. I właśnie wyjścia spod taśmy będą zapewne kluczem do sukcesu. W ekipie Falubazu mamy Grzesia Zengotę, Jonasa Davidssona, Patryka Dudka i Grega Hancocka, którzy swoją postawę opierają właśnie o ten element. Potrafią przejść rywala na dystansie, ale nie są na pewno typowymi „walczakami”. Jeśli co najmniej trzech z nich pojedzie na dobrym poziomie, to Unii ciężko będzie zdobyć więcej niż 37-38 „oczek”. W Falubazie są jeszcze Andreas Jonsson i Adam Strzelec. Dla AJ’a nie ma straconych pozycji. Końcówka sezonu w jego wykonaniu rewelacyjna i powinien potwierdzić to w niedzielę. Z kolei „Joker” często jest pomijany, ale potrafi zaleźć rywalom za skórę. Dysponuje dobrym startem, jest odważny w pierwszym łuku i na pewno kilka ważnych punktów jest w stanie przywieźć.

Podsumowując, faworytem są gospodarze, ale nie mogą poczuć się za pewni siebie, bo leszczynianie właśnie na to czekają, a nie od dziś wiadomo, że najtrudniej podnieść się wtedy, gdy człowiek czuje się zwycięzcą i lekceważy rywala. Na szczęście w parkingu jest Marek Cieślak, który powinien przypilnować, aby żadnemu z jego podopiecznych nie ubzdurało się, że jest mistrzem przed wygraniem dwumeczu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *