Tomasz Gollob w Grudziądzu

Przyznam się bez bicia, że jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się takiego rozwiązania. Już po fakcie poczytałem trochę i wtedy kontrakt przestaje być wielką sensacją. Nie zmienia to jednak faktu, że przyjście Tomasza Golloba do grudziądzkiego klubu jest swego rodzaju przełomem. Być może chodzi tylko o przetrwanie tego sezonu, by za rok zakończyć karierę jako zawodnik ekstraligowej Polonii Bydgoszcz? Chyba się trochę zapędziłem…

Jeszcze kilka lat temu zakontraktowanie Tomasza Golloba byłoby dla grudziądzkiego klubu wielkim wyróżnieniem, a dla samego zawodnika raczej swego rodzaju degradacją. Dziś role mocno się odwróciły, bo główne pytanie jakie nasuwa mi się w tym temacie brzmi: co były indywidualny mistrz świata może dać temu zespołowi? Bo w kwestii tego co ma dać klub nie ma raczej wielkiej filozofii – ma płacić na czas. Czy nowe tłumiki wystarczą, żeby stary mistrz znów potrafił ścigać się w ekstralidze? Nie wiem i pewnie nikt tego nie wie, dopóki nie zawarczą motocykle. A jest to niezmiernie ważne, bo oprócz wyrównanego składu potrzeba także liderów, którzy będą potrafili w najważniejszym momencie pokonać liderów rywali. Ogromnym plusem klubu z Grudziądza jest brak presji na pierwszą czwórkę, a priorytetem – utrzymanie. I dopóki tego będą się trzymać działacze, sponsorzy i kibice, to być może GKM sprawi jakąś meczową niespodziankę. Tylko meczową. Na więcej nie liczę, a niżej postaram się rozwinąć mój punkt widzenia.

Beniaminek nazbierał już siedmiu seniorów i to jest chyba jednak trochę za dużo. Jeden rezerwowy jest zdrową konkurencją, ale przy dwóch robi się już zbyt ciężka atmosfera. Zakładam, że wśród równych jest co najmniej dwóch równiejszych, czyli takich, którzy będą nietykalni, bo inaczej po prostu nie zgodziliby się na przyjście. Przerabialiśmy w tym roku podobny przypadek w Falubazie i wiem, że nie wpływa to dobrze ani na atmosferę, ani na formę żużlowców. Swoją drogą ciekaw jestem czy Daniel Jeleniewski podpisywałby umowę w Grudziądzu, gdyby wiedział jaką będzie miał konkurencję do składu. A Jurica Pavlic czy Rafał Okoniewski? Oj, potrzeba będzie tam dobrego menadżera, żeby okiełznać to towarzystwo, bo w przeciwnym razie może się okazać, że zamiast drużyny zobaczymy wyścig szczurów. Czy tej roli podoła Robert Kempiński? Zadanie ma trudne, choćby ze względu na obecność Tomasza Golloba i wszystkie tego konsekwencje, na których już niejeden menadżer się potknął, a nawet przewrócił.

Kolejnym ciekawym tematem są juniorzy, a tych w Grudziądzu jak na razie brakuje. Postawiono na doświadczonych seniorów, ale najnowsza historia pokazuje wyraźnie, że bez odpowiednich młodzieżowców wielkiego wyniku się nie zrobi. Zwłaszcza, że ci doświadczeni seniorzy, że się tak wyrażę, stuprocentowymi pewniakami nie są. Póki co „na stanie” jest tylko Hubert Łęgowik, czyli szału nie ma. Nie ma już także na rynku dostępnych dobrej klasy młodzieżowców. Chyba, że rozmyśli się Krystian Pieszczek. Taki żart. Swoją drogą, to obstawiam, że po kilku kolejkach nie będzie młodemu gdańszczaninowi do śmiechu w Zielonej Górze.

Pojawiają się głosy, że przy takich kontraktach GKM może być kolejnym bankrutem. Akurat w tym temacie sytuacja przedstawia się raczej nieźle – na pewno lepiej niż w Gdańsku, Częstochowie czy Gnieźnie – oczywiście tym sprzed dwóch lat. Z dostępnych informacji wynika, że finanse są w miarę poukładane, a część kosztów na swoje barki wzięli indywidualni sponsorzy oraz miasto. Czy to wystarczy przekonamy się pewnie niedługo. Dużo zależeć będzie od frekwencji. Nie jest wielką tajemnicą, że grudziądzki stadion ma najmniejszą pojemność wśród ekstraligowych obiektów – ok. 8 tys. miejsc, ale i tak wpływy z biletów mogą stanowić nawet 20% budżetu. Zakładane ceny biletów wynoszą 30 oraz 20 zł, czyli są zdecydowanie przyswajalne, a nabycie karnetu oznacza jeden mecz gratis. I tu wielkie pochwały dla działaczy, że nie próbują zbijać fortuny na powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tak na marginesie, to koledzy po fachu z Winnego Grodu powinni przyjrzeć się sposobowi wyceny karnetów, bo w przypadku Falubazu nie raz okazywało się, że kupowanie pojedynczych biletów wychodziło taniej.

Wiem, że wśród grudziądzkich kibiców zapanowała radość. Dlaczego w takim razie moje spojrzenie stara się tę radość zmącić? Nie jestem pesymistą. Staram się realnie spojrzeć na sprawę i wiem, że pomimo braku presji na medale jakieś oczekiwania na pewno zostały rozbudzone. I cały teraz problem w tym, żeby z ludzi nie mających żadnego związku emocjonalnego ani z miastem, ani z klubem (wyjątkiem jest oczywiście Krzysztof Buczkowski) i nie wiążących zapewne z tym miejscem swojej sportowej przyszłości, stworzyć ekipę, która po kilku meczach nadal będzie miała kredyt zaufania wśród kibiców. Bo zniechęcenie spowodowane rozwianiem często zbyt naiwnych złudzeń jest przekleństwem beniaminków. Zwłaszcza w miastach, gdzie na ekstraligę czekano wiele lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *