Transfery duże i małe

Dzięki nowym przepisom dotyczącym okresu transferowego nie musieliśmy czekać przez cały listopad, żeby oficjalnie dowiedzieć się, że zawodnik A dogadał się z klubem B. Jedynym, który pewnie nie cieszy się z tego rozwiązania jest pewien redaktor ogólnopolskiego dziennika sportowego, wszak rok temu jego stuprocentowo niepewne informacje królowały w żużlowych mediach. Ile z nich się sprawdziło?  Lepiej pana redaktora oszczędzić.

Mimo wszystko to samo źródło próbowało nam wmówić, że Patryk Dudek uzgodnił z Unibaksem Toruń trzyletni kontrakt. I być może ten news byłby prawdziwą sensacją, gdyby wszystkiego nie popsuł… ojciec Patryka. Ten niby ustalenia według pana Sławka były jedną rozmową, która bardziej miała zmotywować dotychczasowego pracodawcę niż służyć szukaniu nowego. Przykład Macieja Janowskiego pokazał, że odejście ze swojej macierzystej drużyny daje co prawda większe pieniądze, ale jednocześnie zawodnik traci to wszystko, czego nie da się wycenić. Bo nie da się ukryć, że „Magic” nigdy nie będzie w Tarnowie tak uwielbiany jak we Wrocławiu. Poszedł tam, bo dostał od sponsora pewne pieniądze. Finanse oczywiście są ważne, szczególnie wtedy, gdy żużlowiec ma spore ambicje. Problem w tym, że jeśli są one jedynym warunkiem przywiązania do pracodawcy, to w przypadku chociażby podejrzeń o ewentualną niewypłacalność sentymentów nie będzie. Podobno są szanse, żeby Maciek wrócił do Sparty, czego jemu i wrocławskim kibicom życzę. Zresztą chyba pierwszy raz od kilku lat są tam podpisane kontrakty w jakimś rozsądnym terminie, co być może oznacza pewną pozytywną stabilizację. Potrzebne są niewątpliwie wzmocnienia, więc ten wychowanek byłby ciekawym rozwiązaniem.

Wracając do Patryka, to jedyną alternatywą jest Unibax Toruń, jako że pozostałe kluby obiecać mogą wszystko (w końcu prezesi nie takim zawodnikom obiecywali), ale szanse na realizację są raczej marne. Bo któż tak realnie może zaproponować „Duzersowi” satysfakcjonujące go pieniądze (doliczyć trzeba oczywiście koszt rezygnacji z bycia ulubieńcem zielonogórskich kibiców)? Tylko Unibax. Choć oficjalnie torunianie ogłaszają wszem i wobec, że klub ogłosi upadłość, jeśli utrzymane zostanę nałożone na nich kary, to przecież każdy kibic może się domyśleć, że stać ich na ściągnięcie dowolnego zawodnika. Patryk ma jednak odpowiednią opiekę ze strony rodziców, w końcu pan Sławek zna to środowisko od podszewki. Razem podejmą najlepszą dla nich decyzję. Są zapewne świadomi, że Falubaz podpisał już wiele drogich kontraktów, ale jednocześnie akurat tego żużlowca odpuścić nie może. Oby tylko prezesi nie wpadli w pułapkę, bo na pewno ani Piotr Protasiewicz, ani Andreas Jonsson małych pieniędzy nie zarabiają, że o Jarosławie Hampelu nie wspomnę. Chociaż w niedawnym artykule „Mały” nie znalazł się w pierwszej dziesiątce żużlowców, którzy najwięcej zarobili w naszej ekstralidze. To chyba najlepiej dowodzi jak świetne rozeznanie w temacie ma niejaki pan O. mieniący się najlepiej poinformowanym człowiekiem w zakresie wszystkiego co dotyczy żużla.

Wydaje się, że ekstraligowy „wyścig zbrojeń” nie będzie jednak w tym roku ilościowo specjalnie zasobny. Większość klubów skupia się raczej na utrzymaniu stanu posiadania. Wyjątkiem od tej reguły może być Emil Sajfutdinow, a poza nim najważniejszymi obiektami pożądania staną się żużlowcy, których kluby spadły do I ligi. To pewnie paradoks, ale ci spadkowicze należeć będą do… czołówki najlepiej zarabiającej. To oznacza, że Polonia Bydgoszcz, Start Gniezno i Marma Rzeszów będą właściwie rozkupione i ciekawe jak będzie przedstawiać się ich przyszłość. Rzeszowianie dali ogłoszenie, bydgoszczanie mają kilku wychowanków, a gnieźnianom być może uda się utrzymać dwóch seniorów. Co dalej? Tak kończy się opieranie siły na armii zaciężnej. Predzęj czy później wszystko się rozsypie, co warto dać pod rozwagę prezesom aktualnych mistrzów Polski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *