Wittstock – sezon uważam za otwarty

12 marca 2016 roku sezon można uważać za rozpoczęty, bowiem w Wittstock odbył się pierwszy w tym roku turniej na kontynencie. Na starcie stanęło ośmiu uczestników tegorocznego cyklu Speedway Grand Prix oraz ośmiu reprezentantów Niemiec. Organizatorzy spisali się na medal – tor był bardzo dobrze przygotowany, dzięki czemu kibice mogli zobaczyć całkiem sporo walki jak na ten etap przygotowań do sezonu.

Imprezę uważam za zdecydowanie udaną. Liczyłem się z tym, że są to pierwsze, więc dla zawodników jest to etap w przygotowaniach do sezonu, a nie cel sam w sobie. Widać było, że dla Matej Zagara czy Petera Kildemanda była to jedna z pierwszych okazji do startu spod taśmy i jazdy na pełnym gazie. Jednak to co pokazali Nicki Pedersen, Emil Sajfutdinow, Bartosz Zmarzlik, Antonio Lindbäck, Martin Smolinski czy Tobias Kroner spowodowało, że kibice mogli być zdecydowanie usatysfakcjonowani. Dla mnie jest to swego rodzaju ciekawostka, bo ostatni turniej w ubiegłym roku oglądałem w… Wittstock.

Z kolegą Waldkiem, z którym pojechaliśmy do Wittstock, stwierdziliśmy, że ten obiekt jest idealnym miejscem do pierwszych jazd w sezonie. Miejsca na torze jest bardzo dużo (spokojnie zmieściłoby się tu ośmiu zawodników), a jednocześnie możliwość napędzania się po zewnętrznej pozwala na oswojenie się z prędkością na motocyklu. Sam pomysł na turniej był bardzo praktyczny, bo zorganizowany został jako rywalizacja ośmiu par, przy czym każdy z zespołów tworzyli uczestnik cyklu Speedway Grand Prix oraz reprezentant Niemiec. Ponieważ pary jeździły systemem „każda z każdą”, więc mieliśmy okazję zobaczyć aż 28 biegów programowych oraz jeden dodatkowy. Spora dawka na początek.

Warte podkreślenia jest świetne przygotowanie toru i dbanie o jego stan w trakcie zawodów. Patrząc na to, co dzieje się w Polsce, to nasi działacze, choć dysponują milionowymi budżetami, mogliby się sporo od Niemców nauczyć. Głównym sponsorem jest firma budowlana zapewniająca samochody ciężarowe pomagające w utrzymaniu właściwego stanu nawierzchni.

Jedyną rzeczą jaką dołożyłbym do niemieckich imprez byłaby możliwość kupienia gorącej herbaty w tak chłodne dni jak ta żużlowa sobota. Z doświadczenia wiem, że jeden kubek takiego napoju potrafi dobrze rozgrzać. Miejscowi kibice rozgrzewają się grzanym winem i innego typu alkoholami. Może poszedłbym ich śladem, gdyby nie te 300 km, które trzeba przejechać, żeby wrócić do domu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *