Złoty Kask 2017 – Zielona Góra

Chociaż w Wielki Piątek pogoda była całkiem ładna, to zaplanowany na ten dzień turniej o Złoty Kask nie odbył się, jako że dzień wcześniej został przełożony ze względu na niekorzystne prognozy pogody. W sumie ucieszyłem się, bo choć sama decyzja była idiotyczna, to w piątek nie przybyłbym na stadion, ponieważ w tym samym czasie byłem w kościele.

Wszyscy wiemy jak pogubiła się nasza żużlowa centrala odwołując niepotrzebnie trzy wielkanocne mecze ekstraligowe. Argumentowano to oczywiście względami finansowymi oraz bezpieczeństwem zawodników. Jeśli chodzi o oszczędność, to najbardziej zainteresowani jeszcze pożałują swoich decyzji, ale to mało ważne. W tym drugim temacie zastanawiam się jakim trzeba być hipokrytą, żeby przygotować w nowym terminie taki tor jaki przygotował w czwartek zielonogórski Falubaz.

Nie dość, że emocji stricte sportowych było jak na lekarstwo, bo wystarczyło utrzymać się przy krawężniku, to jeszcze nawierzchnia w trakcie turnieju ujawniała coraz więcej nieprzyjemnych niespodzianek. Na obu łukach pojawiły się dziury wyrzucające przednie koła w górę, a miejscami żużlowcy nie byli w stanie utrzymać płynnego ślizgu kontrolowanego, łamiąc motocykl po dwa lub trzy razy w łuku. Na szczęście doszło tylko do jednego groźnego karambolu (bez groźnych konsekwencji), choć upadkami pachniało wielokrotnie.

Najbardziej dziwi mnie próba udowodnienia w mediach, że ten tor i tak był w dobrym stanie, mając na uwadze warunki pogodowe oraz argumentowanie, że dlatego właśnie odwołuje się mecze, żeby uniknąć takich niebezpiecznych sytuacji. Czyli mam rozumieć, że klub mający budżet na poziomie 10 mln złotych nie potrafi przygotować należycie nawierzchni, bo temperatura w ciągu dnia wynosiła 6-7ºC? Przecież to jakaś bzdura. Nie chodziło też o zbyt dużą wilgotność, skoro dwukrotnie wyjeżdżała polewaczka dość obficie rosząc tor.

Turniej niestety był relacjonowany przez Polsat Sport. Niestety, bo kilkakrotnie sztucznie wydłużano przerwy pomiędzy seriami i mogę się tylko domyślać co było prawdziwym powodem.

Uważam, że organizator zmarnował okazję do pokazania kibicom naprawdę fajnego ścigania. Widać było, że zawodnicy chcieli walczyć, ale ten tor nie pozwalał na zbyt wiele. Za coś takiego 20 zł jest ewidentnie zbyt wysoką ceną. Z drugiej strony czy można było spodziewać się czegoś więcej, skoro przyjechali tu Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski, czyli torunianie, którzy ponownie pojawią się już w sobotę w meczu ligowym? Ręce po prostu opadają…

Cóż mogę zrobić ja – szary kibic? Mogę po prostu więcej już nie kupić biletu. W końcu nie jest to jedyny obiekt na świecie, na którym można zobaczyć zawody żużlowe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *