Zmiany w ekstralidze czyli powrót do starych przepisów, które zostały zniesione, bo się nie sprawdziły

Polska, to dziwny kraj, w którym często wszelakie prawo często jest tworzone na aktualne potrzeby. Ponieważ jest ono pisane na kolanie, więc z reguły już po kilku dniach pojawiają się pomysły na jego obejście. Poprawki zamiast uratować sytuację, łatają jedynie odnalezione dziury. Problem w tym, że niedoskonałości przepisów są wychwytywane akurat przez tych, którzy je wykorzystują do prywatnych celów.

Dziś odbyło się posiedzenie udziałowców spółki Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. czyli prezesów ośmiu klubów. Mieli oni ustalić regulamin na sezon 2011. Nie jest tajemnicą, ze zmiany miały pomóc klubom związać koniec z końcem, bo ogólna sytuacja finansowa nie jest specjalnie różowa. Jest kilka klubów, które wypłacają pieniądze zgodnie z terminami, ale są także takie, które regulują płatności po sezonie lub dogadują się z zawodnikami w sprawie spłaty należności. Panowie prezesi uchwalili, a w zasadzie wrócili do pomysłów z przeszłości mających na celu obniżenie żądań zawodników oraz podniesienie poziomu krajowych juniorów. Ale czy na pewno?

Problem polega na tym, że wśród  samych zainteresowanych nie ma jednego wspólnego stanowiska. Prezes z Gorzowa, mający spory budżet, nie musi ograniczać się w proponowaniu zawodnikom wysokich wynagrodzeń i pewnie niespecjalnie zależy mu na zmianie takiej sytuacji. Prezes z Częstochowy jeszcze dwa lata temu sam podbijał stawki, a teraz leży i kwiczy nawołując do ukrócenia wynagrodzeń żużlowców. Najśmieszniejsze jest to, że żadna z podjętych decyzji nie mówi wprost o pieniądzach.

  1. KSM – kalkulowana  średnia meczowa. Jest to średnia biegopunktowa zawodnika z poprzedniego sezonu, przemnożona przez cztery. Suma kms-ów całej drużyny musi się zawierać pomiędzy 34 a 44 punktami. Ta dolna granica to nowość. Pomysł pochodzi z Anglii, gdzie jest stosowany od wielu lat. W Polsce ten wynalazek działał bodajże przez cztery sezony i został zniesiony, bo się nie sprawdził. Dlaczego na Wyspach działa, a u nas nie? Bo Polacy mają taką mentalność, że uchwalając coś od razu próbują to obejść. Dochodziło do sytuacji, że zawodnicy celowo nie kończyli wyścigów, symulując defekty, żeby obniżyć sobie średnią.

    Samym żużlowcom nie będzie specjalnie zależeć na byciu najlepszym, bo to oznacza kłopoty w kolejnym sezonie. Ponieważ system rozgrywek się nie zmieni, więc nadal będziemy mieli podział na rundę zasadniczą, która, jak wiadomo, jest tylko sztuką, i play-off. Skoro sezon trwa sześć miesięcy, a przez cztery jedziemy o nic, to można sobie wyobrazić cyrki jakie będą się działy.Główną wadą tego systemu jest promowanie średniactwa. Tak naprawdę jeden dobry sezon może spowodować… kłopot ze znalezieniem klubu, a tym samym przerwę w karierze. Zdarzały się takie przypadki w Anglii.

    Można powiedzieć, że w najlepszej sytuacji przed kolejnymi rozgrywkami jest Falubaz, bo u nas wszyscy… mieli średni lub słaby sezon. Dzięki temu możemy zachować tegoroczny skład. Ogromny kłopot będzie natomiast w Lesznie. Unia zostanie ukarana za doskonałą postawę. KSM dla pięciu leszczyńskich zawodników (nie liczyłem Leigh Adamsa) wynosi 40,908, a dla sześciu zielonogórzan 41,592. Po prostu nie opłaca się być dobrym.

  2. Dwóch polskich juniorów, każdy musi wystąpić przynajmniej trzy razy. Rozumiem, że chodzi o danie możliwości występów krajowym młodzieżowcom. Zamiar jest oczywiście słuszny, tylko powinno to brzmieć troszkę inaczej. Dwóch Polaków, jednak przynajmniej jeden musi być wychowankiem. Samo posiadanie w składzie dwóch zawodników spełniających warunki polskiego juniora nie gwarantuje odpowiedniego szkolenia. Po pierwsze można go kupić lub wypożyczyć (Przemysław Pawlicki), po drugie można postarać się o przyznanie obywatelstwa (Martin Vaculik). Szczególnie ta druga sytuacja może się zdarzać. Znając kombinatorstwo działaczy, mogą oni wyszukać zdolnego piętnasto czy szesnastolatka i złożyć odpowiednie dokumenty. Kosztuje to zdecydowanie mniej.

    Podobny regulamin wszedł bodajże w 1983 roku. Wtedy oczywiście nie było stranieri w naszej lidze, a i transfery nie były czymś tak zwyczajnym jak teraz. Pojawiła się wówczas spora grupa młodych, utalentowanych chłopaków. Dostawali szansę jazdy, choć często dlatego, że klub nie miał innego wyjścia. Dało to rezultaty w roku 1988, kiedy to w barwach Falubazu był tylko jeden senior (oczywiście Andrzej Huszcza), a mimo to podium było bardzo blisko. Ogólnie jednak w drugiej połowie lat osiemdziesiątych nasi reprezentanci nic nie znaczyli na arenie międzynarodowej, a Falubaz był raczej wyjątkiem niż regułą. Prawda jest taka, że jeśli młodzieżowiec nie będzie pokazywał ponadprzeciętnych umiejętności, to żadne ułatwienia mu nie pomogą. Raczej zaszkodzą, bo kończąc wiek juniora taki „gwiazdorek” nie umie walczyć o skład, ponieważ nigdy nie tego nie robił. Jeśli ktoś chce coś znaczyć w tym sporcie musi dużo startować zagranicą. Tam nie ma podobnych przepisów.

    Wystarczy spojrzeć na starych mistrzów. Czy którykolwiek z nich miał zapewnione miejsce w drużynie? Nie, musiał je sobie wywalczyć. Dziś nikt nie pozwoli juniorom uczyć się w lidze i zajmować miejsce bardziej doświadczonym żużlowcom, więc nie liczyłbym na wielką rewolucję. Nie wierzę, że nowy regulamin faktycznie poprawi jakość szkolenia. Po prostu młodzi będą drożsi, a przez to części z nich odbije jeszcze przed dwudziestką.

  3. Powiększenie ligi w 2012 roku do dziesięciu drużyn. To też powrót do starych czasów. Patrząc na baraże widać, że najsłabsza ekipa ekstraligowa i tak jest za silna dla wicemistrza pierwszej ligi. Powiększenie nie wpłynie wcale na podniesienie poziomu, ale jeszcze bardziej zwiększy różnicę. Poza tym wzrośnie popyt na zawodników, a to podniesie ceny.

Według mnie zmiany powinny iść w kierunku eliminowania najsłabszych ogniw. Każdy kto przegrywa zbyt wysoko płaci karę zwycięzcy. Nie może być sytuacji takich, jakie miały miejsce podczas meczu Unia Leszno – Stal Gorzów, kiedy to goście odpuszczają celowo mecz w końcówce przegrywając podwójnie cztery ostatnie wyścigi. Tym samym gospodarze są karani finansowo za walkę do końca, bo żużel to nie piłka nożna. Tu nie płaci się za miesiąc ani za tydzień tylko za punkty. Pomysł drastyczny, ale szybko leczący z pomysłów jazdy w ekstralidze dla podreperowania ego działaczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *