No i mamy w końcu tak bardzo oczekiwany przez kibiców grudzień. Oczekiwany, bo w końcu oficjalnie dowiemy tego o czym spekulujemy od co najmniej miesiąca.
Te przepisy są bardzo polskie. Wszyscy je znają, ale nikt ich nie przestrzega. Może ktoś w końcu wpadnie na pomysł żeby złe uregulowania po prostu wykreślić z regulaminu. Jesteśmy straszliwie nieufni w stosunku do zawodników, którzy zamierzają opuścić klub. Podejrzewamy ich niemalże o zbrodnię przeciw swoim dotychczasowym pracodawcom. Dzieje się tak nie tylko w żużlu, ale i w piłce nożnej, gdzie zdarzało się, że piłkarze byli sadzani na ławce, bo wyszło na jaw, że nie chcą przedłużać kontraktu. A przecież dla każdego zawodowego sportowca bycie na arenie jest nie tylko okazją do zarabiania pieniędzy, ale także możliwością realizacji mniejszych lub większych sportowych ambicji. Dużo w takiej chwili zależy od działaczy, od atmosfery w drużynie, w klubie, od terminowości wypłat. Nie jestem w tym zakresie idealistą. Wiem, że żużlowcy chcą zarabiać duże, czasem nawet zbyt duże pieniądze, ale traktowanie ich wyłącznie jak cynicznych wyłudzaczy, którzy pójdą tam, gdzie dadzą więcej jest według mnie sporym nadużyciem. Są niechlubne wyjątki, ale dla mnie nie stanowią one normy. Nie da się tak niebezpiecznej profesji jaką jest speedway uprawiać bez pasji. Wszelkie znudzenie czy zmęczenie szybko odbije się na wynikach. Ostatnim przykładem jest na pewno Wiesław Jaguś. Jeden z największych, choć najniższych wojowników torów żużlowych ogłosił niedawno zakończenie kariery, bo jazda przestała sprawiać mu radość i było to widać na torze.
Wydaje mi się, że żaden z zawodników nie będzie szukał nowego klubu jeśli dotychczasowy spełnia jego oczekiwania. Z drugiej strony, żaden z prezesów nie pozbędzie się przecież żużlowca dobrze wykonującego swoją pracę. Jeśli jednak następuje rozstanie, to oznacza, że któraś ze stron jest niezadowolona ze współpracy albo istnieją rozbieżności w sprawach finansowych. Jak pisałem wyżej, zdarzają się przypadki, kiedy zawodnik dla większych pieniędzy zrobi wszystko. Tą drogą idzie Przemek Pawlicki, a osiem lat temu przemierzył ją Rafał Okoniewski. I gdzie jest dziś Okoń? Myślę, że jego przypadek jest na tyle interesujący, że poświęcę mu któryś z zimowych wieczorów. Kiedyś miałem inną stronę, ale zabrakło mi wytrwałości i wszystko poszło do kosza. Tam właśnie wyrażenie opinii o Okoniu zajęło mi trzy spore artykuły. Wracając do tematu, uważam, że wymienieni wyżej „sportowcy” stanowią jednak tylko margines. Zdecydowana większość zmienia pracodawców z jakiegoś wyraźnego powodu. Mogą to być zaległości finansowe, brak miejsca w składzie, zła atmosfera czy po prostu zmiana przepisów.
Dziś już oficjalnie Jason Crump podpisał kontrakt w Rzeszowie. Odszedł z Wrocławia, bo, jak powiedziała pani Krystyna Kloc, klubu nie było stać na niego. Za to w Betardzie zostaje Maciej Janowski. I dobrze, bo bez niego to wszystko rozleciałoby się jak domek z kart. W ciągu najbliższych kilku dni rozwiąże się zapewne worek i do końca tygodnia poznamy sporą część przyszłorocznych składów. Jeśli spojrzeć w przepisy, to dogadano się w kilka dni. Niezła skuteczność działaczy.