Kwiecień plecień…

Za nami 10 kwietnia. Jedni wspominają to co stało się rok temu ze łzami w oczach, inni mają tego wszystkiego dosyć. Nie da się ukryć, że ta tragedia nie połączyła Polaków. Wręcz przeciwnie, podziały są jeszcze większe, a najgorsze jest to, że nie widać na horyzoncie żadnej szansy na jakąkolwiek zgodę.

Oprócz wiadomych względów, 10 kwietnia był też jedną z 52 niedziel w roku, w ciągu której życie toczy się swoim torem, nie oglądając się za siebie.  Zasiadłem więc przed telewizorem. Tydzień wcześniej o tej samej godzinie emitowany był mecz z Rzeszowa, więc naturalną koleją rzeczy oczekiwałem, że tym razem oglądnę sobie pojedynek z Tarnowa. Nie powiem, że na mojej twarzy malował się uśmiech, gdy o godz. 16.00 rozpoczął się na TVP Info program z gadającymi głowami, rozprawiającymi oczywiście o tym, co stało się rok temu koło Smoleńska. Próbowałem jeszcze kilka razy w ciągu następnych dwóch godzin, mając nadzieję na retransmisję, jednak im bardziej chciałem zobaczyć żużel tym bardziej widziałem to, co widziałem. Ja rozumiem, że TVP chciało uczcić rocznicę, ale czy puszczanie w kółko tych samych programów tak naprawdę niesie ze sobą coś pozytywnego? Szczerze w to wątpię.

Jak wielu Polaków śledzących na bieżąco wydarzenia polityczne w kraju, mam swoją opinię na temat tego co stało się rok temu i niekoniecznie jest ona zgodna z tym, co można było zobaczyć w programach ewidentnie próbujących grać na ludzkich emocjach. Ja oczywiście nie znałem osobiście Lecha Kaczyńskiego, zresztą nie mam prawa oceniać go jako człowieka, bo nie jestem Panem Bogiem, natomiast jako prezydent był dla mnie chyba największym rozczarowaniem w historii moich głosowań. Przyznam, że oddałem na niego swój głos i niejednokrotnie się tego potem wstydziłem. Mojej opinii o tej kadencji nie zmieniło to co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Współczuję rodzinom tych, którzy zginęli, w szczególności rodzinom osób, które rzeczywiście leciały po to, żeby uczestniczyć w upamiętnieniu swoich bliskich, bo przecież to miała być przede wszystkim ich uroczystość – rodzin ofiar katyńskich. Nie rozumiem jednak jak ktoś mógł być tak nieodpowiedzialny żeby do jednego samolotu wpuścić wszystkich najwyższych dowódców wojskowych. Nie rozumiem po co lecieli tam Rzecznik Praw Obywatelskich, prezes Narodowego Banku Polskiego czy przewodniczący Polskiego Komitetu Olimpijskiego i co na pokładzie robili politycy. Fakt, że tego nie rozumiem, nie oznacza, że nie wiem, bo każdy kto śledził naszą scenę polityczną wiedział o co chodzi. Czy tak naprawdę zmuszanie nas do powtórnego przeżywania ubiegłorocznej tragedii sprawia, że wspominamy tych ludzi z coraz większym szacunkiem? Wielu z nas musiało w swoim życiu pożegnać najbliższe osoby. Ja także. Wiem, że żałoba jest czymś bardzo indywidualnym, intymnym i tak naprawdę przeżywa się ją wewnętrznie. Dla mnie jest chore, że są ludzie, którzy tak strasznie narzucają się innym z własnym cierpieniem. Nie potrafię tego zrozumieć.

Słuchałem w tygodniu mojej ulubionej stacji radiowej – Trójki. Była tam rozmowa z posłem PSL-u, Eugeniuszem Kłopotkiem. Ten pan ma wypowiedzi bardzo emocjonalne, ale jakby się tak wgryźć w temat, to niewiele można się z nich dowiedzieć. Otóż stwierdził on mniej więcej, że każdy, kto nie jest emocjonalnie zaangażowany w tragedię smoleńską nie jest prawdziwym Polakiem. Cóż. Na tyle jesteśmy świadomi tego co dzieje się wokół nas, na ile się tym interesujemy. Takich mamy reprezentantów w parlamencie, jakich sobie wybraliśmy. Strasznie łatwo jest oceniać ludzi panie pośle. Jeszcze łatwiej zasiąść potem w kościele i w przeświadczeniu swojej racji przystąpić do komunii. A podziały wśród Polaków coraz większe…

Jeśli mam się doszukiwać plusów tego co zrobiła telewizja, to zdecydowanie największym jest ten, że jednak ominęło mnie oglądanie jazdy gęsiego. Słuchałem redaktora Jacka Białogłowego i wtedy jeszcze miałem wrażenie, że na torze jest straszliwa walka, że żużlowcy jadą w kontakcie, a mijanka jest tylko kwestią czasu. To co przeczytałem potem w komentarzach czy usłyszałem w wywiadach zburzyło obraz stworzony przez p. Jacka. Cieszę się, że Falubaz ten mecz wygrał, bo to daje spory spokój, jeśli chodzi o drużynę.

Zrobiłem zaznaczenie odnośnie drużyny, bo w klubie nie ma spokoju. Jest to męczące, że ciągle coś niedobrego wychodzi na wierzch. Strasznie dba się o wizerunek, ale czysto wirtualny. Tak jakby remont domu ograniczył się do pomalowania ścian, a w środku pozostał stary bałagan. Widać, że to co dzieje się w Falubazie prędzej czy później spowoduje jakieś spore tąpnięcie. Za dużo jest wokół ludzi, którzy traktują klub wyłącznie jako trampolinę do wybicia się lub zaistnienia w środowisku biznesowym. Przecież te wielkie konferencje prasowe z ogłaszaniem sponsorów były de facto poinformowaniem, że firmy Stelmet i Kronopol nadal będą współpracować z klubem, a sprzedaż nazwy świadczy raczej o dramatycznym poszukiwaniu pieniędzy. Jest sprawa toru, który miał być gotowy w grudniu, a tymczasem dopiero na trzy dni przed pierwszym meczem ligowym można było rozegrać sparing. Potem problem z licencją Patryka Dudka, bo jednej osobie nie chciało się usiąść w piątek i sprawdzić. Potem mecz z Unibaksem i wlanie w tor takiej ilości wody, że przez sporą część meczu znów nie było mijanek, co stawia pod znakiem zapytania sensowność całej jego przebudowy. W ostatnim czasie rezygnacja Andrzeja Huszczy, mającego dość traktowania go jak klubowej maskotki i bycia skazanym na widzimisię lanserów zza biurka.

Trener Marek Cieślak, gdyby miał włosy, to chyba by sobie wszystkie powyrywał, bo przecież miał pracować w profesjonalnym klubie. Im dłużej go obserwuję, tym bardziej widzę, że naprawdę chłop zna się na rzeczy. Tylko ile jeszcze wytrzyma nowych idiotycznych problemów? Jego poprzednik, Piotr Żyto, słabo rozpoczął pracę w Rawiczu, bo od przegranej z Wandą Kraków. Nie pamiętam kiedy krakowianie wygrali mecz wyjazdowy. Początki często bywają trudne, zobaczymy co będzie dalej. Na pewno optymizmem nie napawa frekwencja, bo 900 kibiców na trybunach chyba nikogo nie motywuje do działania. Za to 50 kibiców z Krakowa jest bardzo miłą niespodzianką.

Na plus na pewno można zapisać zachowanie zielonogórskich kibiców w Tarnowie. Presja jaką na nich wywarto dała jakiś skutek. Czy długotrwały, to się dopiero okaże, niemniej jest światełko w tunelu.

Muszę się bardziej zainteresować wydarzeniami w pierwszej lidze, bo wygląda na to, że może być ciekawsza niż ekstraliga. Już w drugiej kolejce przegrał faworyt z Bydgoszczy. Po raz kolejny okazało się, że wyniki sparingów nie są żadnym wykładnikiem aktualnej formy poszczególnych żużlowców.  To oczywiście nie oznacza, że Polonia przestała być najpoważniejszym kandydatem do awansu, niemniej każda pozytywna niespodzianka jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

Już w niedzielę Falubaz czeka kolejny wyjazd, tym razem do Częstochowy. Będzie bardzo trudno  zwycięstwo, bo choć „Lwy” mają kłopoty finansowe, to ambicji odmówić im nie można. Na razie częstochowianie dwa razy przegrali, ale z taką postawą zwycięstwa są tylko kwestią czasu. Oby tylko kibice ich nie opuścili, to będzie dobrze. W porównaniu z kompletnie nijaką Unią Tarnów, Włókniarz stanowi realną siłę. Oczywiście będę kibicować zielonogórzanom, ale najbardziej liczą się emocje i walka na torze. W końcu przegrać po walce, to żaden wstyd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *