Anglicy mają dar tworzenia dziwnych, czasem wręcz absurdalnych przepisów żużlowych. Zdarza się jednak, że wymyślą coś sensownego i wtedy warto z takich pomysłów korzystać.
Injury Rider Replacement (IRR) działa w przypadku kontuzji zawodnika podczas meczu, pod warunkiem, że należy on do podstawowego składu (numery 1-5) i nie zaliczył wcześniej więcej niż dwa wyścigi. Przepis umożliwia innym zawodnikom z drużyny, ze średnią niższą niż kontuzjowany żużlowiec, zastępowanie go na zasadach znanych u nas jako ZZ. Rezerwowi mogą zastąpić go więcej niż raz.
W Polsce wybitnym przypadkiem pecha jest w tym roku Unia Leszno. Większość kontuzji zawodników „Byków” jest wynikiem fauli rywali, a dodatkowo dwaj liderzy Unii muszą pauzować przez karambole, które zostały spowodowane przez juniorów bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie.
Nie chcę nikogo stygmatyzować, bo nie zakładam złej woli. Jeśli jednak młodzieżowcy czują presję uzupełniania braków w formacji seniorskiej, to coś niedobrego jest na rzeczy i czasem może to prowadzić do mocno niefajnych efektów. A nasze przepisy są niestety pochodną skupiania się na różnych wcześniejszych sposobach naginania interpretacji regulaminu, z założeniem ewidentnie złej woli. I to wszystko mocno komplikuje rzeczywistość w przypadku masowego pecha, dobijając jeszcze bardziej drużyny realnie poszkodowane.
Tegoroczny polski paradoks polega na tym, że poszkodowanym jest klub będący chyba ostatnim przykładem pasji szkolenia, w tym otaczającym nas świecie sprowadzonym do zysku tu i teraz. Swoją drogą wyobraźmy sobie inny zespół jeżdżący bez trzech liderów i zawodnika U24…