Zastanawiam się co jest celem dla ludzi udzielających się w żużlu. Odpowiedź wcale nie jest taka jednoznaczna, bo gdyby jedyną motywacją było zwyciężanie i chęć osiągania spektakularnych sukcesów, to speedway w Krośnie czy Rawiczu powinien był zniknąć kilka lat temu. Tymczasem pomimo problemów udaje się tam utrzymywać drużyny. Są jednak kluby, w których próbuje się osiągnąć sukces niemalże za wszelką cenę, a potem okazuje się, że wielki triumf staje się gwoździem do trumny.
Od pewnego czasu mówiło się o zaległościach finansowych w Pile. Teraz okazało się, że problem jest poważniejszy niż można było przypuszczać i może przesądzić już nie tylko o starcie w pierwszoligowych rozgrywkach, ale nawet o przyszłości żużla w tym mieście. Nawiasem mówiąc trzeba bardzo się postarać, żeby przeinwestować w drugiej lidze. Czy ten przypadek świadczy o chęci udowodnienia czegoś za wszelką cenę czy może jest przykładem chorej ambicji zahaczającej o desperację? Pojawił się sponsor, więc sprowadzono niezagospodarowanych braci Pawlickich. Za ile? To wiedzą pewnie tylko obie strony, choć da się wyczuć, że po sezonie mają zupełnie inne spojrzenie na wysokość kontraktu. Wiadomo, że regulamin mocno ogranicza możliwość podpisywania wysokodochodowych umów w niższych ligach, ale doświadczenie uczy też, że klan Pawlickich ceni się dość wysoko. Wszystko da się obejść, bo przecież zawsze można się dogadać i właśnie na umowę ustną powołuje się ojciec młodych żużlowców. Fajnie, tylko jak ma to udowodnić? Przecież udowodnienie istnienia takiej umowy jest równoznaczne z przyznaniem, że obie strony najzwyczajniej w świecie dogadały się pod stołem, łamiąc w ten sposób regulamin. Sprawa Pawlickich, to jedna strona medalu. Klub zalega m.in. dwóm młodzieżowcom, Marcinowi Wawrzyniakowi i Radosławowi Małuchowi. Pierwszy w lidze odjechał… dwa wyścigi zdobywając w nich jeden punkt, a drugi jeździł tylko w imprezach młodzieżowych. Nie wiem, śmiać się czy płakać?
Na drugoligowym froncie mieliśmy mały wyścig zbrojeń. Trzy kluby walczyły o dwa premiowane awansem miejsca. Na koniec okazało się, że cała trójka jest dziś w pierwszej lidze, bo w Poznaniu miejscowy pierwszoligowy klub został bez stadionu, wobec czego nie był w stanie przystąpić do meczów barażowych. I po co było szaleć i za wszelką cenę osiągać sukces? Wielka szkoda, że komuś zabrakło wyobraźni, bo jednocześnie udało się w Pile stworzyć fajną grupę młodych chłopaków, którzy otrzymali szansę na całkiem sporą ilość startów, dzięki udziałowi klubu w różnego rodzaju rozgrywkach młodzieżowych. To ważne, bo jednak szkolenie jest podstawą istnienia drużyny, dając dużo większą stabilizację. Ciekawe jak zostanie rozwiązany problem w Pile, bo podpisano kontrakty z zawodnikami na tegoroczny sezon, ale wobec niemożności spłaty zadłużenia klub może nie otrzymać licencji.
Wiadomo, że awans jest sukcesem, ale jednocześnie stawia dużo większe wyzwania przed działaczami, bo nie dość, że trzeba więcej zapłacić zawodnikom, to jeszcze wypada poszukać jakichś wzmocnień. Niemały problem był w Ostrowie, gdzie sukces tak skomplikował sytuację, że decyzję o starcie w pierwszej lidze podjęto na sześć dni przed końcem podpisywania kontraktów. Mimo to skompletowano całkiem ciekawy skład i wypada tylko życzyć, podobnie jak pilanom, przetrwania. Jeśli Polonia nie wystartuje, to, wobec braku licencji dla klubu z Rybnika, na placu boju pozostanie ledwie sześć ekip. A trzeba nadmienić, że poziom pozostałych teamów jest delikatnie mówiąc średni. Kiedy pomyślę, że jedna z tych drużyn ma wywalczyć awans do ekstraligi, to ogrania mnie czarna rozpacz. Kibice z Gniezna mogą się trochę obrazić, bo ich Start jest zdecydowanym faworytem. Tak, tylko obiektywnie patrząc żaden z ich seniorów nie nadaje się na ekstraligę, może poza Antonio Lindbeackiem, który ewentualnie może być elementem drugiej linii. Uważam, że tworzenie składu opartego na doświadczonych i zaawansowanych wiekowo zawodnikach zagranicznych tak naprawdę jest przerwą w życiorysie drużyny, bo w przypadku awansu trzeba będzie wymienić cały skład.
Słaby poziom pierwszej ligi, to przede wszystkim skutek idiotycznych przepisów, które spowodowały wessanie sporej ilości polskich zawodników do ekstraligi, choć ich poziom nie uprawnia ich do startu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Śmiesznie to brzmi, ale dla większości dzisiejszych drużyn I ligi awans byłby tragedią. Przy całym szacunku, nie wyobrażam sobie Orła Łódź, KMŻ Lublin czy Ostrovii w starciu z krajową czołówką. Tymczasem wobec dość wyrównanych składów tak naprawdę nie można wykluczyć żadnego rozwiązania. Sporym problemem może być mała ilość spotkań, a co za tym idzie długie przerwy pomiędzy meczami, jeśli oczywiście centrala nie podejmie żadnej decyzji. To samo dotyczy zresztą drugiej ligi, w której na dzień dzisiejszy jest… pięć zespołów. Logicznym rozwiązaniem byłoby chyba połączenie tych lig, ale nie wiem czy jest możliwe w ramach obowiązujących przepisów, bo przecież czasu do startu rozgrywek pozostało bardzo mało, a chyba poza ROW żaden z klubów II ligi nie dysponuje sztucznym oświetleniem. Zresztą polityka biletowa i karnetowa była dostosowana do obecnego układu rozgrywek.
W poprzednim sezonie celem Polonii Bydgoszcz był awans do ekstraligi. Zmontowano bardzo mocną, jak na pierwszą ligę, drużynę i rzeczywiście osiągnięto cel, bo bydgoszczanie wręcz zdeklasowali rywali. Ale nie ma nic za darmo. Budżet klub najwyraźniej nie wytrzymał obciążeń finansowych, bo w końcówce sezonu drużyna nie przystępowała do meczów w najsilniejszym składzie, a po awansie zrezygnowano z usług jednego z liderów – Grzegorza Walaska. Tak więc awans zakończył się osłabieniem drużyny, co nie wróży dobrze przed nadchodzącym sezonem. Mam zresztą wrażenie, że jest to próba odjechania rozgrywek po kosztach, aby za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zrobić prawdziwą ofensywę transferową w trakcie przerwy zimowej. Chyba nie muszę dodawać kogo mam na myśli. Zmiana zarządu najwyraźniej spowodowała bardziej racjonalne podejście do kierowania klubem, choć przyznam, że przyjęta strategia jest bardzo ryzykowna. Mam wrażenie, że opierała się na niezbyt dużej sile głównych rywali. Tymczasem zarówno we Wrocławiu, jak i w Częstochowie zmontowano całkiem przyzwoite drużyny.
Wracam do początkowego pytania. Wydaje mi się, że jednak w większości ośrodków speedway istnieje dzięki pasjonatom i tylko dlatego wciąż mamy jeszcze dwadzieścia jeden ośrodków.