Intensywnego czwartku ciąg dalszy. Bezpośrednio z Torunia udałem się do Piły na Turniej szkoleniowy DMPJ. Nie widziałem jeszcze tych zawodów, a przy okazji chciałem zobaczyć jak wygląda tamtejszy stadion po remoncie. Poza tym przecież Piła jest prawie po drodze z Torunia do Zielonej Góry 🙂
Na początku wrócę do moich wspomnień. Obiekt w Pile kojarzy mi się przede wszystkim z moim pierwszym kontaktem z wielkim speedwayem i pierwszą możliwością oglądania zawodów przy sztucznym oświetleniu. To był 1999 rok, a okazją był jeden turniejów pożegnalnych wielkiego Profesora z Oksfordu – Hansa Nielsena. Wtedy Piła była ważnym punktem na mapie europejskiego żużla, a Zielona była jednym z prowincjonalnych klubów. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Dobre czasy w Pile się skończyły, stadion i klub miały się coraz gorzej. Kiedy byłem tutaj bodajże 10 lat temu, obiekt nie przypominał już stadionu z czasów świetności. Potem Piła na pewien czas zniknęła z mapy speedwaya, ale żużel tutaj wrócił. W przerwie między przed sezonem 2025 tor został przystosowany do aktualnych wymogów Speedway Ekstraligi, a stadion został pięknie odnowiony i prezentuje się bardzo atrakcyjnie.
Po dotarciu do Piły, znalezieniu miejsca parkingowego i zakupie programu – biletu, udało mi się wejść na czwarty wyścig. Na murawie stał już Kamil Kawecki, a biegu nie ukończył Denis Andrzejczak. Okazało się, że obaj nie kontynuowali już udziału w zawodach. Okazało się, że podobnie postąpił Jakub Fabisz. Kiedy w V biegu upadek na drugim łuku zaliczył Jakub Żurek, a w VIII – po karambolu na pierwszym łuku ucierpiał Eryk Kamiński, zacząłem obawiać się, niczym w bajce o 10 bałwankach, że nawet połowa zawodników nie dokończy tych zawodów. Ostatecznie do ostatniej serii przystąpiło jedenastu żużlowców, więc nie było źle. Szczerze mówiąc, to jadąc na te zawody trochę obawiałem się takiego scenariusza, choć były to tylko moje przypuszczenia, bo – jak napisałem na wstępie – był to mój pierwszy kontakt z turniejem szkoleniowym.
Dodatkowo po wejściu na stadion nie usłyszałem spikera. Nie wiedziałem o co chodzi. Okazało się, że były problemy techniczne, ale po drugiej serii udało się je przezwyciężyć. Wtedy spiker – pan Wojciech Dróżdż – pojawił się na murawie i zadbał o kibiców wypełniających programy. Nadrobił zaległości, podał wyniki wszystkich odjechanych wyścigów oraz ich czasy. Poinformował, którzy żużlowcy wycofali się z zawodów. Potem wrócił na wieżyczkę, a w przerwach pomiędzy seriami kilka raz pojawiał się na murawie. Swoim spokojem i bardzo merytorycznymi komentarzami i ciekawostkami sprawił, że naprawdę przyjemnie uczestniczyło mi się w tym wydarzeniu.
Poziom żużlowców rywalizujących na torze był bardzo różny. W większości nie miałem możliwości wcześniej widzieć ich na żywo, więc była to dla mnie okazja do nadrobienia zaległości. Nie miałem też ostatnio styczności z Krajową Ligą Żużlową, więc turniej szkoleniowy stanowił okazję do zapoznania się z aktualnymi kevlarami Polonii Piła, Startu Gniezno, Kolejarza Opole, Wybrzeża Gdańsk i Speedway Kraków, bo tak się złożyło, że wszystkie polskie kluby z tego poziomu rozgrywkowego odpadły z DMPJ.
Pomimo zróżnicowanego poziomu kilka wyścigów mogło się podobać. Szczególnie wyścigi z udziałem Miłosza Wysockiego, Patryka Budniaka przynosiły sporo emocji, ale także inni uczestnicy potrafili pościgać się na pilskim owalu.
Przyznam, że zawody w Pile – jako całokształt – podobały mi się dużo bardziej niż toruńskie turnieje Speedway Ekstraliga Camp. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ani uzasadnić. Po prostu czułem się tutaj lepiej. Mogłem obejść stadion dookoła, choć tym razem nie skorzystałem z wszystkich opcji. Mogłem wejść na pierwsze piętro wieżyczki i zobaczyć zmagania z innej perspektywy. Myślę, że najważniejszy był jednak spiker, który ewidentnie lubi to co robi. Dziękuję.