Krótka notka dotycząca europejskiego speedwaya. Wg moich wyliczeń do tej pory rozegrano niespełna 730 imprez w klasycznej odmianie czarnego sportu, w klasie 500. Jeżdżono na 121 torach w 19 krajach. W Polsce odbyło się 37,6% wszystkich zawodów, czyli ta wartość utrzymuje się od pewnego czasu. W tym kontekście wydaje się, że bardzo głupim pomysłem było organizowanie DPŚ w naszym kraju, zwłaszcza, że zainteresowanie półfinałami i barażem było symboliczne.
Jeśli chodzi o najbardziej „zapracowane” obiekty, to przewodzą tutaj Częstochowa oraz Leszno, gdzie zorganizowano po 19 imprez w klasie 500. Na 28 torach rozegrano co najmniej 10 zawodów, a na 32 obiektach odbyła się jedna impreza.
Warto dodać, że bardzo dużo spotkań jest przekładanych i największy problem mają z tym Brytyjczycy. Tylko w okresie 1 lipca – 2 sierpnia odwołano tam aż 18 pojedynków, a ogólna skala na Wyspach jest dużo większa. Powoli są przypisywane nowe terminy, ale wciąż aż 16 pozycji pozostaje bez nowej daty. Można spodziewać się więc, że sezon potrwa tam nieco dłużej niż zakładano.
Jeszcze kilka torów powinno w tym sezonie dołączyć do listy aktywnych obiektów. Do tego dochodzi sporo owali w Niemczech, na których odbywają się treningi, ale nie przewiduje się tam oficjalnych zawodów w tym roku. Nie ma chyba planów turniejowych w Estonii, a odbywają się tam tylko jazdy treningowe. W sierpniu powinny odbyć się mistrzostwa Rumunii w Braili, a wciąż kiepsko idzie w tym sezonie Finom. Właśnie odwołano tam zaplanowane na 5 sierpnia zawody drużynowe w Seinajoki ze względu na brak zawodników.
Ogólnie można powiedzieć, że jak na sport niszowy jest spora aktywność, ale w szczegółach można zauważyć poważne problemy w połowie krajów, szczególnie Europy południowej oraz części Skandynawii. Mimo wszystkich przeciwności speedway żyje i to jest najważniejsze.