Takich informacji chcielibyśmy otrzymywać jak najmniej. Właściwie najlepiej, żeby w ogóle się nie pojawiały. Upadki w żużlu były, są i niestety będą. Ciężko coś sensownego napisać w takich trudnych chwilach. Chyba niezależnie od tego czy żużlowiec był znany czy nie, tragedia na torze zawsze jest szokiem.
Na gorąco nasuwają się dwa pytania. Po co Europejczycy wyjeżdżają do Argentyny? Dlaczego dopuszcza się do użytkowania tory z bandą, której głównym zadaniem jest ograniczenie toru za wszelką cenę? Jazda w okresie przygotowawczym właściwie nie jest wskazana, bo w cyklu treningowym ten czas jest przeznaczony na inne rzeczy. Gołym okiem widać, że wyjazdy za ocean w żaden sposób nie przekładają się na formę w trakcie ostrego sezonu. Pewnie dlatego na starty decydują się głównie żużlowcy jeżdżący dla przyjemności. Wyjątkiem był tegoroczny turniej w USA, ale była to raczej jednorazowa impreza mająca przede wszystkim promować speedway. Tam zaprezentowali się dwaj Polacy, byli mistrzowie świata w kategorii seniorów i juniorów, i właściwie tyle można o ich występie powiedzieć. Wyjątkiem od reguły są Australijczycy, bo oni w czasie naszej zimy mają mistrzostwa swojego kraju i, pomijając kwestie ambicjonalne, są zapewne zobligowani do udziału w tych zawodach. Przynajmniej ci, którzy nie należą do ścisłej czołówki światowej. Na nich nie wpływa to jakoś specjalnie niekorzystnie, bo najzwyczajniej w świecie nie mają innego wyjścia, więc muszą się przystosować. I wychodzi im to całkiem nieźle.
Oglądając film z wypadku Matiji Duha nie sposób przemilczeć band na drugim łuku zbudowanych z czegoś co przypomina opony, ale zachowujących się jak betonowa ściana. Zastanawiające jest to, że „dmuchawiec” znajdował się tylko na pierwszym łuku. Utrata przytomności nastąpiła jeszcze przed zderzeniem z bandą, po mocnym uderzeniu, gdy żużlowiec spadł z motocykla. Najgorsze było jednak uderzenie w bandę przy ogromnej prędkości. Wiadomo, że sam wypadek, jak to zwykle bywa, był splotem nieszczęśliwych wypadków. Dziwnie to wszystko wyglądało. Słoweniec najechał swoim przednim kołem na tylne koło motocykla zawodnika wchodzącego w łuk i choć chwilę wcześniej zamknął gaz, to po zetknięciu się kół nagle dostał niesamowitego przyspieszenia. Nie wiem na ile ten decydujący moment był wynikiem błędu czy braku doświadczenia, a na ile przyczynił się do tego nieszczęsny tłumik. Na dzień dzisiejszy nie słychać jednak sygnałów od środowiska żużlowego na temat ponownego przyjrzenia się obecnie obowiązującym wydechom.
Można się zastanawiać kto dopuszcza tor do jazdy, ale przecież żużlowcy sami są świadomi niebezpieczeństwa, jakie im grozi. Każdy z nich świadomie decyduje się na podjęcie jeszcze większego ryzyka niż ma to miejsce w na owalach z dmuchanymi bandami. W sumie czy to jest szczególnego? Przecież jeszcze nie tak dawno podobnie działały niektóre bandy w naszym kraju. Zresztą, we wtorek mają się odbyć kolejne zawody…
Przeglądnąłem swoje zdjęcia. Znalazłem jedno z 2008 roku zrobione podczas RK IMŚJ w Zielonej Górze. Oprócz tego jeszcze zdjęcie z treningu przed Zlatą Prilbą z 2011 roku.