Po długiej zimie nastała wiosna, a więc żużlowcy wyjechali na poważnie na tory. Ze sporym poślizgiem rozpoczęły się rozgrywki ligowe i na razie można powiedzieć, że po sześciu rozegranych meczach właściwie nie zanotowano żadnych większych niespodzianek. Jest już jednak pewien materiał do wyciągania wniosków, które mogą czasem nieco odbiegać od założeń przedsezonowych.
Niedzielne i czwartkowe mecze pokazały, kto może być mocny, a kto raczej będzie wozić ogony. Sytuacja jak wiadomo jest taka, że cztery drużyny walczą o mistrza, trzy spadają, a kolejne trzy bezpiecznie kończą sezon w sierpniu. Już patrząc na składy można było zakładać, że Falubaz, Unibax, Włókniarz oraz Unia Tarnów są faworytami do zgarnięcia miejsc w czołowej czwórce, zagrozić im mogą rzeszowianie, raczej spokojni o utrzymanie powinni być bydgoszczanie, a reszta powalczy o zachowanie ekstraligowego bytu. Ci, którzy mieli wygrać faktycznie wygrali, ale styl nie zawsze był taki, jakiego można było oczekiwać, bo o ile Falubaz właściwie zmiażdżył gnieźnian, to już torunianie i częstochowianie musieli się mocno namęczyć. Lepiej niż można było się spodziewać zaprezentowała się bydgoska Polonia, a bardzo ważny wyjazdowy triumf odnotowała PGE Marma Rzeszów. W czwartek po dopasowaniu się do swojego toru tarnowianie właściwie przejechali się po leszczyńskich „Bykach”, a słaby Start Gniezno pokonał jeszcze słabszą,a przy okazji defektującą Spartę Wrocław.
Ograniczenie się do jednego akapitu byłoby jednak sporym uproszczeniem. Na stadionach pojawiło się całkiem sporo kibiców, ale jest to zapewne związane z pozimowym głodem speedway’a i dopiero następne kolejki pokażą jakąś realną tendencję w tym zakresie. Już jednak gołym okiem widać, że nie zmieniła się specjalnie sytuacja w Toruniu, bo Motoarena daleka była od zapełnienia, a dodatkowo grupa bardziej radykalnych miejscowych kibiców wciąż nie może się pogodzić z zakontraktowaniem Tomasza Golloba. Zresztą Unibax jako drużyna zaprezentował się na tle bardzo przeciętnego rywala dość średnio. Nie wiem jak to się dalej rozwinie, ale coraz bardziej jestem przekonany, że ten klub jest pewnym widzimisię pana Karkosika i służy chyba do innych celów, bo najwyraźniej frekwencją jest sprawą mocno drugoplanową. Zawodnicy nie narzekają, bo pieniędzy nie brakuje, a że forma daleka od oczekiwań? Liczy się zwycięstwo. Póki co Chris Holder wyraźnie nie wszedł jeszcze na właściwe obroty, Tomasz Gollob także może być lepszy, a juniorzy szału nie robią. Skoro jednak torunianie potrafią wygrać, to znaczy, że zadanie zostało wypełnione. Żużel, to nie łyżwiarstwo figurowe czy skoki narciarskie, więc styl nie ma znaczenia.
Zadziwiające jest przyzwyczajenie niektórych menadżerów do nazwisk. Właściwie to nawet nie przyzwyczajenie, tylko wręcz przyspawanie, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że Roman Jankowski wstawił najlepszego zawodnika jako rezerwę taktyczną dopiero w XIV biegu, gdy wynik był rozstrzygnięty? Wcześniej postawił na słabo jadącego Przemysława Pawlickiego, którego potem zresztą zastąpił. Gdzie tu jest konsekwencja? Podobnie ma się rzecz z Lechem Kędziorą. Pomimo dobrych występów Damiana Adamczaka w sparingach postawił na Piotra Świderskiego. Świder pojechał całkowitą katastrofę, więc młodszy żużlowiec pojechał dopiero w drugim meczu, gdy gnieźnianie mieli już nóż na gardle, czyli presja na wynik była dużo większa. Z kolei z Gorzowie najwyraźniej nikt bur wierzy w możliwość wygrania meczu na normalnym torze, co oznacza po raz kolejny przygotowanie dziur i mocno spontanicznej przyczepności. Nie wiem czy ci ludzie mają klapki na oczach?
Zobaczymy jak ułoży się druga kolejka. Leszno powinno bez problemów poradzić sobie z Gnieznem, bo goście mają dwóch (może dwóch i pół) zawodników na ekstraligowym poziomie, Toruń raczej nie będzie miał problemów ze słabiutki Gorzowem, a Zielona Góra powinna uporać się z całkiem niezłą Bydgoszczą. Wrocław w starciu z Tarnowem nie jest faworytem, ale szans odbierać Sparcie nie można, a pojedynek Rzeszowa z Częstochową zapowiada się na prawdziwy sprawdzian dla obu ekip.