Przy okazji wizyty w Łodzi udało mi się odwiedzić tamtejszy stadion żużlowy i zobaczyć trzynaście wyścigów spotkania Orła z KSM Krosno. Mecz jak mecz – po wyrównanym początku przewaga gospodarzy zaczęła gwałtownie rosnąć i zwycięstwo gospodarzy już w połowie zawodów było praktycznie pewne. Ale nie to jest najważniejsze.
Przyznam, że bardzo podobała mi się atmosfera na stadionie. Taka zwyczajnie pozytywna, w czym ogromną zasługę ma na pewno pan prowadzący spikerkę na murawie, starający się jak najbardziej przybliżyć temat kibicom, nie promując jednocześnie własnej osoby. Przy wejściu w pierwszy łuk siedział z kolei inny pan, wstający co jakiś czas, żeby nieco rozruszać ludzi znajdujących się w okolicznych sektorach. Na środku przeciwległej prostej natomiast była grupa prowadząca pozytywny doping zorganizowany. Całość przypomniała mi trochę stare czasy z Zielonej Góry, gdy nie było tu żadnej magii. Myślę, że swój wkład w tę atmosferę ma też właściciel klubu, czyli Witold Skrzydlewski.
Zdaję sobie sprawę, że kibice chcą widzieć zwycięstwa swojej drużyny, chcą oglądać pojedynki z silniejszymi rywalami, chcą wreszcie móc zobaczyć na swoim torze prawdziwe gwiazdy. I trudno się im dziwić, dlatego obok obecnego stadionu rozpoczęto budowę nowego obiektu. Dla mnie najgorsze w tym wszystkim jest to, że wraz z ekstraligą, gwiazdami i całym tym żużlowym olimpem zginie ta obecna atmosfera tworzona przez ludzi chcących pooglądać sobie żużel i kibicować swojej drużynie.
Łódź to bardzo dziwne miasto. Jego historia jest związana nierozerwalnie z fabrykami włókienniczymi, po których dziś zostały niestety tylko mury. Historia związana jest także z ludźmi, dla których było to miejsce zarabiania pieniędzy, niezależnie od tego czy byli wykorzystywanymi do granic możliwości robotnikami, fabrykantami czy bankierami. Warto uzmysłowić sobie, że od 1820 roku, gdy zapadła decyzja o przeznaczeniu tego miejsca na przemysł włókienniczy, w ciągu zaledwie osiemdziesięciu lat liczba mieszkańców zwiększyła się o pół miliona ludzi. Ciekawe czy ktoś dawniej mieszkał tu dla przyjemności? Upadek przemysłu widać niestety na ulicach. Sławna ulica Piotrkowska z dawnymi pałacami fabrykantów jest co prawda bardzo ładna, nowoczesne Centrum Handlowe Manufaktura, mieszczące się w dawnej fabryce Izraela Poznańskiego, przyciąga tłumy ludzi, ale wystarczy zejść nieco (naprawdę nieco) na ubocze, by zobaczyć inną Łódź. Mniej reprezentacyjną zarówno pod względem zabudowy, jak i niektórych mieszkańców. Mam wrażenie, że miastu od wielu lat brakuje albo gospodarza, albo pomysłu. I chyba także przeszkadza obojętność (a może bezradność) części mieszkańców. Przyznam, że tylu pijanych ludzi na ulicach już dawno nie widziałem. I chyba ma to związek ze wspomnianym upadkiem przemysłu, wokół którego przecież Łódź powstała. Dziwne jest to, że przy tylu zaniedbanych miejscach czy proszących się o remont liniach tramwajowych, budowane są jednocześnie aż trzy stadiony: dwa piłkarskie (oczywiście dla ŁKS-u i Widzewa) oraz żużlowy. Dziwne, bo wzajemna nienawiść kibiców piłkarskich niszczy Łódź. I nie chodzi mi nawet o pobazgrane mury, tylko raczej o brak jedności i chęci wspólnego zrobienia czegoś dobrego. Obawiam się, że po wejściu Orła do ekstraligi, trybuny nowego stadionu zostaną opanowane przez ŁKS, co źle wpłynie i na tutejszą atmosferę i na obraz całej ligi żużlowej.
W ciągu niespełna trzech dni zobaczyłem tylko niewielką część miasta. Dziwne, ale pomimo wszystkich mniej przyjemnych rzeczy chciałbym tu wrócić, bliżej zapoznać się z historią Łodzi i zobaczyć miejsca, których nie miałem jeszcze okazji odwiedzić.