Krosno

Stadion
Legionów 6
Pojemność: 6.000
Tor
Długość: 396 m
Rekord
Andrzej Lebiediew - 65,05 s
(4 lipca 2021 r.)

Stadion w Krośnie odwiedziłem w 2019 roku, wracając z zawodów w Nagyhalasz. Wykorzystałem wtedy okazję, bo z Węgier miałem do Miasta Szkła zaledwie niespełna 250 km, za to później do Zielonej Góry musiałem przejechać jeszcze dodatkowo grubo ponad 600 km. Akurat wtedy rozgrywane było spotkanie ligowe z drużyną z Rawicza, choć tak naprawdę przeciwnik nie był dla mnie istotny.

To swego czasu był ostatni naprawdę żużlowy tor żużlowy w Polsce. Nie miałem okazji zobaczyć tutaj czarnej nawierzchni, bo po sezonie 2016 wywieziono czarną nawierzchnię. Organizatorzy mieli problem z utrzymaniem tego toru, z nierównościami i kurzem. Myślę, że jednym argumentów mogło być także to, że ta specyficzna nawierzchnia nie była żadnym atutem gospodarzy. W ten sposób zakończył swoje działanie ten swego rodzaju skansen.

Przejeżdżając przez granicę w Barwinku trafiłem na burzę w potężnym gradem i trochę mina mi zrzedła. Choć w przeciwieństwie do większości kierowców nie stawałem w celu przeczekania tej nawałnicy, to jednak wiara w możliwość rozegrania meczu nieco podupadła. Ale, jak to w górach bywa, po przejechaniu kilkunastu kilometrów okazało się, że tam o żadnej burzy i gradzie nic nie wiedzą, więc w Krośnie zaparkowałem samochód koło stadionu, przeszedłem na drugą stronę ulicy, wszedłem po schodach i byłem już na tutejszym rynku. I to mi się strasznie podobał, zwłaszcza że najstarsza część miasta ma swój urok. Pozwiedzałem kilka zakątków, byłem w kościele franciszkanów, gdzie podczas mszy poczyniłem kilka interesujących obserwacji, a potem okrężną drogą udałem się na stadion.

Jeśli chodzi krośnieński klub, to nie miał on przez wiele lat szczęścia do osób nim zarządzających. W zasadzie co roku był tam inny skład, szkolenie nie istniało i brak satysfakcjonujących wyników sprawiał, że drużyna bardziej wegetowała niż istniała. I w końcu przekroczona została jakaś krytyczna granica, co zagroziło istnieniu żużla w tym mieście. Poprzedni klub formalnie przestał istnieć, przyszli nowi ludzi z nowymi pomysłami i różnicę było widać gołym okiem. Różnorodność gadżetów do kupienia była dużo większa niż w niejednym klubie ekstraligowym. Do tego wizualnie produkty były znakomicie dopracowane. Kupiłem zresztą czapkę oraz buff dla córki. Również kevlary drużyny gospodarzy prezentowały się bardzo dobrze. Pod tym względem włożono naprawdę dużo pracy, która przyniosła wymierne efekty.

Niestety, pod względem sportowym widowisko było co najwyżej średnie, bo specyfika tego toru po prostu nie pozwalała na nic więcej. To jest typowy owal w starym stylu, gdzie stosunkowo wąskie łuki w powiązaniu z długimi prostymi, na których osiągana jest ogromna prędkość powodują, że zawodnicy muszą uważać dużo bardziej niż na innych obiektach. Żużel sam w sobie jest sportem ekstremalnie niebezpiecznym, natomiast tory takie jak w Krośnie są ekstremalnie niebezpieczne w tym ogólnym niebezpieczeństwie. Dodatkowo akurat w tym dni organizatorzy mieli problem z polewaczką, więc tor był polewany… wężem strażackim z wozu OSP bodajże z Krościenka Wyżnego. Ta forma była, pomimo zaangażowania strażaków, daleko niewystarczająca.

Z drugiej strony kibice mają do dyspozycji odnowione trybuny na prostych, mogą skorzystać z kulturalnych toalet i zjeść całkiem smaczne posiłki. Odnowiony, a w zasadzie zbudowany od nowa, jest parking dla zawodników i tutaj też może być to przykład dla wielu innych ośrodków, także z wyższych klas rozgrywkowych. Ale jednak to co najważniejsze w całej tej zabawie, przynajmniej dla mnie, bardzo mocno kuleje. Zdecydowanie podwyższono poziom organizacyjny, ale poziom widowiska sportowego pozostawia wiele do życzenia. Poza tym klub z Krosno wciąż ściąga młodzieżowców z zewnątrz i tym samym nie wnosi kompletnie niczego do rozwoju krajowego speedwaya. Ot, taka kraina paradoksów. Trochę jak w polityce: pozornie mówi się dużo, ale gdy się wejdzie w szczegóły, to okazuje się, że ta mowa jest nie na temat..