Leszno

Stadion
im. Alfreda Smoczyka
ul. Strzelecka 7
Pojemność: 16 700 miejsc
Tor
Długość: 346 m
Szerokość na prostych: 12 m
Szerokość na łukach: 18 m
Rekord
Przemysław Pawlicki - 58,53 sek.
(2 czerwca 2013 r.)

Stadion im. Alfreda Smoczyka w Lesznie jest najczęściej (poza Zielona Górą oczywiście) odwiedzanym przeze mnie obiektem. Pierwszy raz byłem tu bodajże w 1996 roku. Pamiętam jazdę pociągiem z przesiadką w Głogowie, gdzie zakupiliśmy napoje typu piwo, spożyte w wagonie relacji Głogów – Leszno (wtedy jeszcze ta linia była czynna). Było trochę obaw, szczególnie bała się pewnie moja mama, bo Leszno, co by nie mówić, nie należało na pewno do najbezpieczniejszych miast dla człowieka z Zielonej Góry. Poszło jednak całkiem sprawnie, tylko wynik meczu był mocno niesatysfakcjonujący. Ale przecież prawdziwy kibic nie przejmuje się wynikami, więc wycieczki do Leszna stały się tradycją. Niejednokrotnie zdarzały się także wyjazdy na zawody indywidualne, Mistrzostwa Polski Par Klubowych, a ostatnio także Drużynowy Puchar Świata i turniej pożegnalny Leigh Adamsa.

Pamiętam, że podczas pierwszej wizyty stadion zrobił na mnie spore wrażenie. Chodziło przede wszystkim o jego rozmiary, tak bardzo różne od zielonogórskich, a szerokość toru była wręcz kolosalna. Ciekawe doświadczenie miałem w październiku ubiegłego roku. Otóż zawsze stałem na koronie trybun, ewentualnie siedziałem mniej więcej w ich połowie. Patrząc na przeciwległą prostą, na której praktycznie przez cały czas były ławki, odnosiło się wrażenie, że ten obiekt rzeczywiście jest dość potężny. Tymczasem podczas ostatniej wizyty siedziałem blisko startu w piątym lub szóstym rzędzie. Przede mną był widok trybun z zamontowanymi już siedziskami. Pierwszy raz spojrzałem na nie jak na zwykły stadion, może troszkę większy od przeciętnego, ale jednak taki zwyczajny. Nie mówię tu o wrażeniach wizualnych, bo te są dużo lepsze niż kiedyś, ale o moim widzeniu wielkości tego obiektu. Być może inne spojrzenie jest spowodowane tym, że w Zielonej Górze jest nowa, dość wysoka trybuna i po prostu przyzwyczaiłem się do niej.

Stadion w Lesznie, oprócz fajnego, szerokiego toru, na którym można oglądać bardzo ciekawe ściganie jest jednak, jak większość obiektów z lat 60-tych i 70-tych, bardzo mało funkcjonalny. Nie ma dostępu do stacjonarnych ubikacji, chociaż przepraszam jest jedna, płatna w wieżyczce. Podczas ubiegłorocznego finału stałem dobre 20 minut w kolejce do toi toi’a, bo na sektor znajdujący się na wejściu w pierwszy łuk były zaledwie dwa takie przybytki. Jest w ogóle dziwna sytuacja, bo o ile sam klub działa dość sprawnie, to organizacja imprez jest na poziomie co najwyżej średnim. Na trybuny można wnieść w zasadzie wszystko, co zmieści się w plecaku, bo ochroniarze nie sprawdzają zawartości.

Można napisać sporą książkę na temat sposobów ominięcia leszczyńskich ochroniarzy. Pamiętam sytuację sprzed kilkunastu lat, kiedy to dwóch zielonogórskich kibiców weszło na stadion bez biletów. Jeden pokazał bilet miesięczny naszego MZK, a drugi… rozmawiał przez komórkę. Hasło, które otworzyło im drogę brzmiało bodajże „Radio Wawa”. Żeby było śmieszniej rok później sytuacja została powtórzona. Inną historią było wniesienie piwa w rękawach skórzanej. Nic to, że upał był spory. Wchodzący wcześniej kolega w krótkim rękawku został dokładnie sprawdzony, a następny, ten w skórze, tylko od pasa w dół. W ten sposób mieliśmy trochę browarów na trybunach.

Atmosfera na trybunach jest trochę inna niż w Zielonej Górze. Doping zorganizowany jest raczej amatorski i nie jest o bynajmniej zarzut z mojej strony. Ostatnio, pomimo wygrywanych meczów i zdobycia mistrzostwa Polski, są kłopoty z frekwencją. Według mnie jest to niewątpliwa zasługa klanów Kasprzaków, Pawlickich i Cz. Czernickiego, którzy swoimi kłótniami w 2009 roku skutecznie zniechęcili ludzi do kupowania biletów. To co tak szybko zniszczono bardzo długo będzie się odbudowywać. Prezes klubu powiedział, że karnety nie sprzedają się zbyt dobrze, a to wszystko niewątpliwie odbije się na budżecie Unii. Widać pewną tendencję, że jest ok. 5 tys. ludzi, którzy chodzą prawie zawsze, natomiast reszta przyjdzie tylko wtedy, gdy przeciwnik jest atrakcyjny lub stawka gwarantuje emocje. To bardzo niepokojący objaw, bo przecież w Lesznie żużel był zawsze czymś więcej niż tylko sportem. Teraz, dopóki „Byki” wygrywają nie jest tak źle, ale jeśli passa się skończy, wówczas może się okazać, że ci niedzielni fani przestaną kupować bilety. Tak dla przykładu tylko podam, że w 2010 roku na dwóch meczach z Falubazem było więcej ludzi niż na spotkaniach z Tarnowem (dwa pojedynki), Częstochową, Bydgoszczą i Wrocławiem razem wziętych, a finał w dużej mierze uratował budżet Unii. Doszło do tego, że korzystniejsze okazało się minimalne przegrywanie wyjazdowych meczów w pierwszych dwóch rundach fazy play-off, bo w ten sposób Unia musiała gonić wynik, co sprawiało wrażenie wielkich emocji i udawało się troszkę oszukać tych widzów przychodzących tylko od wielkiego święta. Jest to jednak działanie na krótką metę. Może się okazać, że tak mozolnie remontowany „Smok” będzie świecić pustkami, czego oczywiście nikomu nie życzę.

Jest jeszcze jedna ciekawostka dotycząca leszczyńskich kibiców. Otóż przypadku długiej przerwy spowodowanej opadami deszczu stadion pustoszeje. Ludzie, korzystając z tego, że mieszkają w mieście średniej wielkości, idą po prostu do domów i tam czekają na decyzję sędziego, a na trybunach zostają w większości kibice przyjezdni.

Cały powyższy opis dotyczył czasów przed 2015 rokiem. Ostatni raz byłem na Stadionie im. Alfreda Smoczyka bodajże w 2014 roku podczas finałowego meczu Unia Leszno – Stal Gorzów.

W końcu pojawiłem się tutaj przy okazji Memoriału Alfreda Smoczyka w marcu 2022 roku. Ponieważ byłem na stadionie wcześniej, więc mogłem na spokojnie zrobić kilka zdjęć z niemal każdej miejsca. Ogólnie obiekt prezentuje się ładnie. Kolorystycznie wszystko jest spójne, charakterystyczna wieżyczka sędziowska pomimo upływu lat wygląda wciąż atrakcyjnie. Ale jednocześnie nie da się nie zauważyć, że stadion ma swoje lata, że budowany był w czasach Gierka. Nie ma niestety toalet i zaplecza gastronomicznego z prawdziwego zdarzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *