Rzeszów

Stadion
Stadion Miejski "Stal"
Hetmańska 69
Pojemność: 11547
Tor
Długość: 395 m
Szerokość na prostych: 12 m
Szerokość na łukach: 17 m
Rekord
Patryk Wojdyło - 64,20 s
(18 września 2020 r.)

Stadion w Rzeszowie pamiętam z pierwszej połowy lat 80-tych, gdy jako mały chłopak jechałem w autobusie wiozącym wycieczkę ówczesnej orkiestry dętej „Zastal” z rodzinami. Przejeżdżaliśmy wówczas tranzytem przez to miasto, m.in. ulicą Hetmańską.

Na obecność na tym stadionie musiałem jednak poczekać aż do 2020 roku. Wtedy był to mój jedyny krajowy wyjazd w pierwszym roku pandemii, a okazją był drugi i jednocześnie finałowy turniej cyklu mistrzostw świata na długim torze. Nie wiedziałem wówczas jak wygląda kwestia wejścia na stadion i możliwości oglądania zawodów z kilku trybun, więc kupiłem dwa bilety. Po przyjeździe do Rzeszowa i zameldowaniu w hotelu odpocząłem chwilę i udałem się piechotą na stadion, bo nawet nie bardzo wiedziałem, gdzie w okolicach obiektu mogę zaparkować samochód.

Wizualnie trybuny prezentowały się całkiem atrakcyjnie. Starsza część stadionu z nowymi biało-niebieskimi siedziskami. Największe wrażenie robi oczywiście nowa wysoka trybuna na przeciwległej prostej i przyznam, że wygląda atrakcyjnie. Obiekt służy zarówno żużlowcom, jak i piłkarzom, przy czym każda z dyscyplin ma swoje oddzielne oświetlenie. I to jest pewnie droższy pomysł, ale jednocześnie nie trzeba iść na kompromisy w kwestii ustawienia świateł. Robotę robi także nowy parking, dzięki któremu ta część obiektu wygląda bardzo nowocześnie. W trakcie mojej obecności obszedłem chyba cały obiekt i starałem się oglądać zawody z wszystkich dostępnych miejsc.

Na stadionie byłem dość wcześnie, więc obejrzałem próbę toru, porobiłem trochę zdjęć ze starszej części obiektu i wraz z innymi kibicami czekałem na rozpoczęcie. Trochę zaczęło się to wszystko dłużyć, bo opóźniał się start do pierwszego wyścigu, być może z powodu telewizji, bo turniej miał być transmitowany na żywo. W każdym razie w końcu rozpoczęła się jazda i… to niestety zdecydowanie nie było to czego się spodziewałem. Już pierwsze wyścigi pokazały, że część zawodników ma ogromny problem z jazdą po wyraźnie nienależycie przygotowanej nawierzchni. Co gorsza zdarzyły się także niebezpieczne sytuacje, w których żużlowcy mocno się poobijali. Nie wyglądało to dobrze, a przede wszystkim nie dawało radości z oglądania, bo przecież po to właśnie tutaj przyjechałem.

W drugiej części turnieju przeniosłem się nową trybunę, z której mogłem obserwować jak wygląda tor, szczególnie na drugim łuku. Nigdy wcześniej nie widziałem tak potwornie niezwiązanej nawierzchni. Żużlowcy jeździli niemalże jak po plaży, a już zwyczajnym skandalem był sposób w jaki traktory pozorowały równanie tory. Pierwszy raz spotkałem się z przypadkiem, żeby równano tor od krawężnika do bandy. Materiał po prostu przesypywał się przez ciągnięte za traktorami szyny. Nie wiem jak to nazwać, bo to był dramat i skandal.

W końcu doszło do fatalnego karambolu, gdy prowadzący Tomas Jonasson przewrócił się tuż przed pozostałą nadjeżdżającą czwórką. Szwed został odwieziony do szpitala, choć wsiadł do karetki o własnych siłach. Całość podsumował Francuz Mathieu Tresarrieu, który nawet nie wyjechał do wyścigu dodatkowego o srebrny medal. Byłem mocno zawiedziony tym co tu zobaczyłem, bo przecież żużlowcy ścigający się na długich torach są przyzwyczajeni do jazdy na niełatwych nawierzchniach, ale ta rzeszowska była najzwyczajniej w świecie spartaczona nie tylko pod kątem tych konkretnych zawodów. Potem niestety potwierdziły się moje obserwacje, bo ligowe spotkanie zostało odwołane pomimo kilkugodzinnych prac w świetle kamer, a rzeszowianom groził walkower, którym pewnie zostaliby ukarani, gdyby nie fakt, że ich rywalami była drużyna z Wittstock.

Podsumowanie: ładny stadion, ale wracać tutaj przynajmniej na razie nie mam zamiaru. Najwyraźniej nie miałem szczęścia do obiektów na Podkarpaciu. Swoją drogą ciekawe co tam się stało z tą nawierzchnią. Przecież bodajże tydzień przed moim przyjazdem Patryk Wojdyło pobił rekord toru…