Z braku lepszych programów w telewizji sięgnąłem do szuflady z kasetami VHS, gdzie znalazłem nagrany w 2007 roku mecz o pozostanie w lidze pomiędzy ZKŻ Kronopol a Polonią Bydgoszcz. Pamiętam to spotkanie, emocje i rewelacyjną atmosferę. Moją uwagę zwróciły przede wszystkim różnice, jakie zaszły w ciągu zaledwie trzech sezonów.
Składy wtedy były następujące. Polonia: Okoniewski, Klecha, Davidsson, Szczepaniak, Jonsson, Sajfutdinow, Buczkowski. ZKŻ Kronopol: Lindgren, Iversen, Protasiewicz, Świderski, Walasek, Zengota, Kling. Już na pierwszy rzut oka widać, że w bydgoskiej drużynie pozostał dziś tylko jeden zawodnik (dwóch przeszło do Falubazu), a w zielonogórskiej ekipie wciąż jeździ zaledwie dwóch zawodników (Grześ Walasek poszedł do Polonii). Jak napisałem we wstępie, emocje były wielkie, w końcu przegrywający spadał do pierwszej ligi. Był to więc pojedynek o życie. Ze zdumieniem przypomniałem sobie, że nasi zawodnicy oglądali się na siebie, jechali parą i współpracowali na torze. Nawierzchnia przygotowana była dużo lepiej niż w ostatnich dwóch sezonach. Było przyczepnie, ale bez dziur i dzięki temu mieliśmy fajną walkę z całkiem sporą ilością mijanek zarówno po zewnętrznej jak i wewnętrznej części toru. Fantastycznie jechali nasi Skandynawowie, przywożąc w sumie 21 „oczek”. Akcja Niels Kristiana Iversena wyprzedzającego na jednym łuku Andreasa Jonssona i Emila Sajfutdinowa była naprawdę na najwyższym poziomie.
Warto sobie oglądnąć taki mecz wspominkowy żeby trochę przejrzeć na oczy. W ubiegłym roku ówczesny trener Piotr Żyto stwierdził, że główną przyczyną braku walki na zielonogórskim torze jest taka, a nie inna jego geometria. Tymczasem spotkanie z sezonu 2007 jest dowodem na to, że żadna przebudowa wcale nie była konieczna, a kluczem do stworzenia warunków do efektownego ścigania jest po prostu dobre przygotowanie nawierzchni. Skoro trzy i pół roku temu się dało, a teraz się nie da, to musiało stać się coś strasznego z tym zielonogórskim obiektem. I jakby się zastanowić, to od przez ostatnie dwa lata rzeczywiście panował tu jakiś dziwny mikroklimat. Można powiedzieć, że wtedy walczyliśmy o utrzymanie, a teraz mamy na koncie medale. Trudno odeprzeć taki argument, bo przecież triumf w lidze jest ukoronowaniem sezonu i o to walczy się przez siedem miesięcy. O ile jednak w 2009 roku tor był rzeczywiście sprzymierzeńcem zawodników Falubazu (byliśmy niepokonani na W69), to już w ubiegłym sezonie przestał nim być, a w decydującej części sezonu decydowały przede wszystkim dobre występy na wyjazdach. Ja nie mam wątpliwości, że jeśli chodzi o atrakcyjność speedway’a, to ubiegły rok na zielonogórskim stadionie był zdecydowanie antypropagandą żużla.
Tak jak napisałem wyżej, spore wrażenie zrobiła na mnie współpraca zielonogórzan na torze czyli to z czym ostatnio żużlowcy spod znaku myszki Miki mieli spore problemy. Trenerem wtedy był Jan Grabowski, który nie jest ani gigantem taktyki ani mistrzem motywacji. To typowy człowiek od szkolenia młodzieży, nie radzący sobie jakoś wybitnie z prowadzeniem drużyny seniorskiej. Mimo to sami żużlowcy w najważniejszym momencie potrafili sprężyć się i zdecydowanie wygrać. Dla mnie jest zagadką, dlaczego żaden z następnych trenerów (Aleksander Janas i Piotr Żyto) nawet nie probował ustawić w jednej parze Lindgrena oraz Iversena, którzy w 2007 roku byli jednym z najskuteczniejszych ligowych duetów, w zasadzie nie przegrywając wyścigów. Wiem, że obaj mocno obniżyli loty w kolejnym sezonie, co było efektem skupienia się na startach w cyklu Speedway Grand Prix, ale jednak szkoda, że nawet nie dano im takiej szansy.
Jeszcze jedna rzecz zwróciła moją uwagę – obecność w parkingu uśmiechniętego prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego. Być może uczęszczał na stadion dużo wcześniej, jeszcze przed wygraniem wyborów, ale ewidentnie chciał być kojarzony z zielonogórskim żużlem, bo to w zasadzie gwarantuje dobry wynik podczas kolejnego głosowania. Potem dał się zauważyć w Toruniu gdy zdobywaliśmy złoto. To co robi teraz jest już kompletnie inną bajką. Zmienił taktykę, kiedy nowa trybuna, która pewnie miała być maszyną napędową kolejnej kampanii, okazała się wielką klapą. Miał być nowy stadion, a zostaliśmy z tym czymś, co szumnie nazywane jest krytą trybuną. Szumnie, bo dach zakrywa może pięć rzędów, a poza tym jest dziurawy, zrobiony z blachy falistej i ma podwieszone świetlówki, przypominając tym samym podrzędny dworzec kolejowy. Jak ostatnio dało się usłyszeć, nie wiadomo kiedy przebudowywana będzie prosta startowa, która przecież miała być robiona właśnie teraz, a przynajmniej takie były zapowiedzi. Tymczasem znów mamy żenującą kłótnię na linii Kubicki – Dowhan i,co najgorsze, nie zapowiada się na jej koniec, bo kolejne wybory będą dopiero w 2014 roku. Wtedy zapewne znów nasz włodarz przypomni sobie o swoim elektoracie. Odechciewa się…
Niby minęło tylko niecałe trzy i pół roku od meczu ZKŻ Kronopol – Polonia, a tyle wydarzyło się w tym czasie. Mamy już czwartego trenera, trzy medale, nową trybunę, przebudowany tor, zmieniony skład, pewność siebie zielonogórskiego prezydenta. Sporo tego, być może nawet za dużo. Nie da się jednak ukryć, że sportowo jesteśmy dużo dalej niż wtedy. Żeby jeszcze zawartość żużla w żużlu była większa. Tego sobie i kibicom speedway’a życzę.