W polskim speedway’u wciąż daleko jest do normalności. Takiej obiektywnej. Podobno jesteśmy centrum żużlowego świata, a tymczasem rozgrywki pierwszej ligi wygrywa zespół z Łotwy i to w sposób nie budzący żadnych wątpliwości. W nagrodę za niewątpliwy sukces zostają przed nimi zamknięte bramy ekstraligi, bo nie chcą tego ani inne kluby, ani telewizja, ani główny sponsor. A gdzie są władze żużlowe?
Za prowadzenie rozgrywek odpowiada co prawda Ekstraliga Żużlowa, ale organem stanowiącym regulaminy jest Polski Związek Motorowy. Jeśli pozwolono Łotyszom z Daugavpils startować w naszych ligach, podobnie zresztą jak Czechom z Pragi, Ukraińcom z Równego czy Węgrom z Miskolca, traktując zawodnika krajowego jako obywatela kraju, z którego ów klub pochodzi, to zmiana tychże warunków w trakcie gry jest zagraniem co najmniej chamskim. I wcale nie dziwię się, że działacze Lokomotivu czują się oszukani. Przecież spełniali wszystkie dotychczasowe warunki i uczciwe wygrali ligę. Do tego szkolą swoich wychowanków i nie mają długów. A wszystko przez pieniądze od telewizji i sponsora tytularnego, którzy nie mają żadnego interesu w zaakceptowaniu zespołu z Łotwy, bo ani ENEA, ani NC+ nie oferują tam swoich usług. Czyli przeszkadzają te świetne umowy, którymi tak chwalili się przedstawiciele polskiej centrali. Jeśli ktoś daje słowo, a potem zmienia je pod wpływem mamony liczyć na powszechny szacunek nie może. Niestety, przeciwne startom Łotyszy są także kluby, którym nie chce się wyjeżdżać tak daleko, a poza tym bardzo podobają im się kwoty od wspomnianych sponsorów.
Myślę, że panowie Witkowski i Szymański brakiem właściwego stanowiska zgodnego z honorowym podejściem do sprawy po raz kolejny udowodnili, że podstawowe zasady przyzwoitości są im obce. Zresztą pierwszy z nich swoją postawą po słynnej warszawskiej kompromitacji zyskał wśród fanów status, będący szczytem pogardy, kiedy to oczywiście nie bronił polskich kibiców, wykonując grzecznie polecenia swoich mocodawców z FIM. Pojechałem do Warszawy, wydałem pieniądze i jakoś przełknąłem to upokorzenie. Kiedy usłyszałem, że w ramach rekompensaty za te żenujące wydarzenia dostanę za darmo przyszłoroczny mecz Polska – Reszta Świata, to nóż mi się w kieszeni otworzył. Mogę sobie obejrzeć imprezę, którą wszyscy zagraniczni zawodnicy mają głęboko w dupie, bo żaden to dla nich prestiż, a odpowiednia kwota na konto wpłynie. I cóż z tego, że za darmo pójdę na zawody, które mnie nie interesują, jeśli muszę zapłacić za wstęp na zawody z cyklu SGP, pojechać do Warszawy i opłacić nocleg. Czyli wydać lekko licząc 400 zł. Do tego bilet w ramach rekompensaty jest dostępny tylko na miejsce, które wykupiłem w tym roku, więc nawet nie mogę zobaczyć żużla na Narodowym z innej perspektywy. Żeby było ciekawiej, mam tydzień na decyzję, a pieniądze muszę przelać na siedem miesięcy przed zawodami. To jest rekompensata? To jest splunięcie w twarz! Znając życie, to stadion i tak będzie pełen…
Wracając do ekstraligi, to mamy tu na chwilę obecną siedem zespołów. Zaproszenie do zajęcia ósmego miejsca otrzymała Ostrovia, która w sportowej przegrała z niechcianym Lokomotivem. Wiem, że takie są zasady regulaminowe, ale cała ta sytuacja jest pewnym symbolem tego co w polskim żużlu ma obecnie miejsce. Zamiast uczciwie działającego klubu, szansę otrzymuje zespół, który ubiegłoroczny awans do I ligi zawdzięcza wyłączeniu światła w momencie, gdy rywale byli zbyt dobrzy. Zespół, którego prezes zwyzywał przed kamerą swojego menadżera za to, że ten mając do dyspozycji zwykłych średniaków przegrał dopiero w finale. Zespół, który nie podjął walki na torze o legalne miejsce w ekstralidze, odpuszczając rewanż i narażając na potężne koszty swoich rywali z Rzeszowa. Zespół, którego prezes nie pozwolił swoim zawodnikom na występ w indywidualnych mistrzostwach I ligi. Dziś ostrowianie otrzymują szansę występów w elicie. Nie trzeba być wielkim prorokiem, żeby przewidzieć, że ewentualna zgoda będzie początkiem wielkiego upadku, przed którym Marek Cieślak próbował to środowisko uchronić.
Ciekaw jestem jak ostatecznie potoczą się losy ósmego miejsca w ekstralidze. Zaskakujące jest zbrojenie się grudziądzan, którzy po spadku utrzymali skład zdecydowanie za mocny i za drogi na I ligę, a jednocześnie nie gwarantujący nic wielkiego w ekstralidze. Wszak ci sami zawodnicy nie potrafili podjąć walki w żadnym z siedmiu wyjazdowych meczów. O co tu chodzi? Albo w tych umowach jest klauzula unieważniająca umowy w przypadku startów w I lidze, albo grudziądzanie wiedzą coś, co teoretycznie ma się dopiero rozstrzygnąć. A może w środowisku tajemnicą poliszynela jest to, że być może sytuacja Falubazu jest jeszcze gorsza od tej, która została oficjalnie przedstawiona? Nie mam pojęcia.
Swoją drogą, to Falubaz padł ofiarą wysokich nagród wynegocjowanych przez warszawską centralę. Oczywiście na własne życzenie. Już przed sezonem wiadomo było, że w klub ma długi, że zainteresowanie żużlem w Winnym Grodzie spada, a mimo to zdecydowano się zatrzymać wszystkich zawodników i dodatkowo stworzyć wewnętrzną konkurencję, która niekoniecznie poprawia atmosferę w drużynie. Krótko mówiąc, próbowano stworzyć wizerunek wielkiej potęgi. Problem w tym, że już przed rozpoczęciem sezonu wpisano do budżetu wpływy za awans do finału. Gdyby tych nagród z centrali nie było, być może dziś Falubaz miałby dużo mniejsze zaległości. Cóż, niby profesjonalna liga, a nikt nie sprawdza czy klub ma pieniądze na wypłaty dla zawodników…
I tak to niestety wygląda, że polskie kluby, utrzymywane w całkiem sporej części przez władze samorządowe, oferują żużlowcom zarobki jakich nie dostaną oni nigdzie indziej. Czy miasta mają z tego jakąkolwiek korzyść? Tego nie wiem, ale za to politycy mogą sobie robić kampanię za publiczne pieniądze, bo przecież lud się tego domaga. Póki co tak się kręci ten interes.Póki co, bo frekwencja na stadionach systematycznie spada, więc i siła oddziaływania na potencjalny elektorat jest coraz mniejsza. Z kolei zainteresowanie spada, bo z toru zbyt często wieje nudą. Dlaczego więc nagrodę dla najlepszego trenera/menadżera dostał Piotr Baron, tego nie jestem w stanie zrozumieć. Nie dość, że nie wygrał żadnego meczu na wyjeździe, to jeszcze spotkania na własnym torze trudno nazwać pojedynkami. A zabieranie emocji, jak miało miejsce w pierwszym meczu finałowym, powinno być karalne.
I tylko kibice, którzy wszystko wiedzą, choć nigdy nie widzieli innych zawodów niż polska liga, twierdzą że na świecie wszyscy powinni się liczyć z Polakami w temacie żużla. Nie ma sensu wyprowadzać ich z błędu. I tak nie zrozumieją…
A kto mógłby odwołać Stępniewskiego, Kowalskiego? Kto Szymańskiego? Obawiam się, że nikt.