Przed rozpoczęciem sezonu starałem się śledzić planowane imprezy w poszczególnych krajach i wtedy mocno zaniepokoił mnie fakt, że w Austrii pozostał tylko jeden czynny tor, na którym rozgrywane są zawody żużlowe. Co prawda już na miejscu okazało się, że po kilku latach przerwy wraca obiekt w St Johann, co nie zmienia faktu, że właśnie ewidentny kryzys austriackiego speedway zrodził pomysł wyjazdu do Mureck.
Patrząc na mapę wydaje się, że Murek jest dość daleko, bo to niewielkie miasteczko leży nad rzeką Murą, która w tym miejscu oddziela Austrię od Słowenii. Okazało się, że spokojnie można sobie tutaj przyjechać, choć dystans 800 km rzeczywiście krótki nie jest. Po drodze odwiedziłem leżące niemal w połowie drogi morawskie Březolupy. Największe obawy miałem przed tym, żeby nie pogubić się na autostradach wokół Wiednia (na tym nieco ponad trzydziestokilometrowym odcinku po kolei miałem jechać drogami A5, S1, S2, A23 i A2), ale okazało się, że akurat w przypadku tego kierunku wystarczy… cały czas jechać tym samym pasem 🙂
Samo miasteczko nie jest jakoś specjalnie wielkie, ale za to czyste, zadbane i dość kolorowe. W głównej części znajduje się plac, przy którym w rzędzie kamieniczek stoi także ratusz z wysoką wieżą. Oprócz tego centrum można zobaczyć jest ciekawe domki oraz ładny kościół, w którym, jak powiedziała mi właścicielka hotelu, proboszczem jest polski ksiądz. Ciekawostką Mureck jest także stary pływający młyn, aktualnie oczywiście będący w jednym miejscu, stanowiący atrakcję restauracji zlokalizowanej obok rzeki. Przy drodze do tegoż młyna przechodzi się obok stadionu piłkarsko-żużlowego, a dostać się drogi można między innymi przejściem pod ratuszem.
Wpisując w Google frazę „speedway Mureck” jako jedna z głównych podpowiedzi pojawia tekst „speedway mureck crash”. Nie da się ukryć, że ostatnio tor w Mureck znany jest przede wszystkim z fatalnego wypadku, do którego doszło 1 maja 2018 roku. Uczestniczyli w nim Słoweniec Jan Pintar, Słowak Patrik Buri oraz Polak Marcin Kościelski. Młody Słoweniec przez kilka dni znajdował się w śpiączce, a Słowak doznał wielu złamań. Żaden z nich wrócił na tor, choć P. Buri próbował swoich sił w gali lodowej w Niemczech.
Kibice mają możliwość oglądania zawodów z prostej startowej (częściowo zadaszona trybuna) oraz z pierwszego łuku (wał trawiasty). Za prostą startową znajduje się… basen ze zjeżdżalnią, a za drugim łukiem jest parking dla samochodów. Za zadaszoną trybuną znajduje się parking, który tak naprawdę jest ogrodzonym płotem kawałkiem trawiastego terenu. Część żużlowców zmieści się pod daszkiem, a pozostali mogą sobie rozłożyć namioty.
Tor jest rzeczywiście dość trudny, przede wszystkim ze względu na swoją długość, stosunkowo wąskie proste oraz krótkie, bardzo mocno wyrzucające łuki. Trzeba dobrze dopasować się do specyficznej czerwonej nawierzchni i mieć przyzwoitą technikę, żeby pokonywać zakręty na pełnej prędkości. Akurat w niedzielę dodatkową trudność dokładały wyścigi Flat Track oraz pojazd przypominający gokart. Moją uwagę zwróciło to, że zawodnicy wchodząc w łuki mocno przesuwają się do przodu, siedząc niemalże na bakach. Oglądanie żużla tutaj może być nudne dla wielu kibiców szukających przede wszystkim mijanek, ale mi dało ogromną satysfakcję z oglądania chociażby sposobu pokonywania toru.
Pierwszy raz zdarzyło mi się, że jadąc na zawody nie miałem zielonego pojęcia jaka będzie obsada, bo organizatorzy nigdzie nie zamieścili takiej informacji. Wiadomo było tylko, że turniej ma się rozpocząć 13 października o godz. 14, a wystąpić mają zawodnicy z sześciu krajów. Po zakupie programu dowiedziałem co było powodem. Otóż w programie wolnych było aż pięć numerów, czyli skład właściwie do końca nie był ostatecznie ustalony. Na szczęście dzień wcześniej odbywały się zawody w pobliskim Krško (niespełna 130 km) oraz mistrzostwa Włoch w Terenzano (trochę ponad 300 km). Dzięki temu dało się skompletować obsadę złożoną ostatecznie z przedstawicieli ośmiu państw.
Na plakacie zapowiadającym zawody nie było podanej jakiejś szczególnej nazwy – po prostu Internationales Speedway. Dopiero na okładce programu pojawiła się nazwa Bubi Bössner Memorial oraz dodatkowo Flat Track AMF Pokal. Plastrony zawodników w większości wyglądały podobnie, aczkolwiek kilka było zwyczajnie białych. Czy komuś to przeszkadzało? Chyba nie.
Po wejściu na stadion zobaczyłem plakat informujący o turnieju, który ma się odbyć 19 października w St Johann in Pongau. Zaskoczyłem się mocno, jako że nie było w kalendarzu imprez austriackiej federacji, przynajmniej wtedy, gdy go sprawdzałem. Dwa czynne tory to zawsze więcej niż jeden. Swoją drogą okazuje się, że aktualnie Austria ma więcej obiektów niż zawodników. Wiem, że oprócz Daniela Gappmaiera są jeszcze Peter Durhammer oraz Patrick Kirchsteiger, ale obaj stratują naprawdę okazjonalnie. Ten drugi był w niedzielę rezerwowym, ale w połowie zawodów chodził już w cywilnych ubraniach. Nie ma co ukrywać, że jedynie zawodnik Berwick Bandits prezentuje poziom wyższy niż amatorski, choć nie startuje w żadnych eliminacjach SGP ani SEC.
Jeśli chodzi o sam przebieg zawodów, to ze względu na poziom zawodników był to turniej trzech prędkości. Przyjemnie patrzyło się jazdę tych najlepszych, ale mam również szacunek dla żużlowców prezentujących niższy poziom, bo – jak napisałem wcześniej – nie jest łatwy tor. Mieliśmy kilka mijanek, z których najniebezpieczniejsza była ta z dziesiątego biegu, gdy atakujący Denis Štojs nabrał na tyle dużej prędkości, że na przeciwległej prostej bodajże trzeciego okrążenia wyprzedził prowadzącego Roland Kovácsa. Aby uniknąć kontry dość mocno ściął wchodząc w drugi łuk, przez co Węgier był zmuszony do awaryjnego hamowania w celu uniknięcia karambolu, przez co zakończył swój udział po bandą. Patrząc na kibiców widziałem, że prawdopodobnie wspominali, że w podobny sposób doszło do ubiegłorocznego karambolu, który rozegrał się dokładnie w tym samym miejscu toru.
O tym, że tan tor nie lubi lekceważenia przekonał się Artiom Trofimows, który w XII wyścigu nie dostosował prędkości wejścia w drugi łuk i zakończył swoją jazdę na dmuchanej bandzie. Miałem okazję widzieć Łotysza bodajże drugi raz w tym roku i drugi raz zachował się w podobny sposób, tyle że w innej imprezie zabrał ze sobą w bandę jeszcze rywala.
W trakcie czwartego wyścigu przytomnością umysłu wykazał się lekarz stający na murawie. W trakcie jazdy zerwał się i dosłownie wyleciał łańcuch z motocyklu Pavla Čermáka. Wirażowy nie zauważył niebezpieczeństwa i dopiero uwaga wspomnianego lekarza spowodowała, że łańcuch został zabrany z toru. Na szczęście wszyscy zawodnicy wcześniej zdołali ominąć tę niespodziewaną przeszkodę.
Po zakończeniu ostatniego wyścigu wszedłem na tor i mogłem zobaczyć jak wygląda po niemalże trzydziestu wyścigach, wliczając w to oczywiście także rywalizację Flat Tracków. Były miejsca mocno wyślizgane, były takie, gdzie leżało sporo luźniej nawierzchni. Potem pomyślałem sobie, że mogłem przy okazji zobaczyć to feralne wejście w drugi łuk. Zamiast tego zrobiłem zdjęcia z dekoracji zwycięzców, a także porozmawiałem chwilę z Marcelem Kajzerem. Był niepocieszony, bo wygrał rundę zasadniczą, ale potem miał dłuższą przerwę (trzy wyścigi + bieg ostatniej szansy + finał Flat Track) i uciekły mu odpowiednie przełożenia. Mówił też, że nie jest się łatwo dopasować do tej specyficznej nawierzchni.
To był ciekawy wyjazd. Poznałem nowy tor, spotkałem miłych ludzi zarówno w Czechach, jak i w Austrii. Przy okazji wiem już, że semmelschnitzel, to bułka ze schabowym. Być może przyda się to kiedyś podczas innych wyjazdów. Zastanawiałem się czy po drodze odwiedzić Natschbach-Loipersbach oraz Wiener Neustadt, ale jednak zrezygnowałem, bo wolałem spokojnie zdążyć do Mureck. Z powrotem była taka mgła, że pewnie i tak niewiele bym zobaczył. Tak naprawdę wielu kibiców speedway w Austrii kojarzy tylko z torem w Wiener Neustadt, choć jest to temat już dawno nieaktualny. To tam w 1990 roku omal swojego życia nie zakończył Piotr Świst po makabrycznym wypadku podczas półfinału Mistrzostw Świata Par (wówczas jeździło się po sześciu zawodników), a pięć lat później odbyła się tam jedna z rund pierwszej edycji cyklu Speedway Grand Prix. Jeszcze w 2005 roku rozegrano w tym mieście finał IMŚJ, ale potem nie ma już specjalnych informacji o tym obiekcie.
Cieszę się, że mimo wszystko żużel jeszcze w tym kraju istnieje, choć lekko na pewno nie jest. Wypada mieć nadzieję, że będzie lepiej. Pomiędzy seriami prezentował się chłopak chyba na motocyklu 250 cm3. Na drugim łuku zaliczył uślizg, więc pobiegli do niego dorośli żeby mu pomóc. A on wsiadł z powrotem na motor i jak gdyby nic się nie stało przejechał na sporej prędkości całe cztery kółka. Oczywiście dostał po tym występie wielkie brawa od całkiem licznej publiczności. Mam nadzieję, że kiedyś będzie ścigał się także w dorosłym żużlu i przyciągnie innych chętnych do tego sportu.