IM Czech – 3. finał – Březolupy

Zawody kończące rywalizację o tytuł Indywidualnego Mistrza Czech co roku odbywają się w drugi weekend października w Březolupach. Taka nikomu niepotrzebna ciekawostka – jest to jedyna impreza żużlowa, którą oglądałem cyklicznie przez ostatnie trzy lata. Tym razem jednak Březolupy były przystankiem w drodze na południe na kolejne zawody.

Březolupy to jest takie miejsce na świecie, gdzie raczej niewiele się zmienia, a życie toczy się spokojnie. Jesienna sobota była ciepła i słoneczna, więc pagórkowata okolica prezentowała się wyjątkowo ładnie, a skwer znajdujący się obok stadionu przygotowywał się do nabrania jesiennych barw. Przed obiektem znajduje się plac zabaw, przed którym stoi figura chyba najbardziej znanego czeskiego świętego, czyli Jana z Nepomuku (Nepomucena). Sam obiekt też wygląda wciąż tak samo, ale na torze nastąpiła zmiana, bo wydaje mi się, że dosypano nowej nawierzchni. Na szczęście nie zmieniło się to, że w trakcie zawodów można wejść do parkingu zlokalizowanego na piętrze i obejrzeć stamtąd kilka wyścigów. Parking jest zresztą dobrze widoczny z ulicy, więc przechadzając się główną drogą przebiegającą przez Březolupy można spoglądnąć sobie na krzątających się tam zawodników oraz ich ekipy.

Podobnie jak rok temu wyglądała prezentacja (dwa lata temu zawodnicy wyjechali w… wagonikach ciągniętych przez pojazd udający ciuchcię). W tym roku w zasadzie znany był już zwycięzca całego cyklu, bo Vaclav Milik był niepokonany w dwóch poprzednich turniejach. Walka toczyła się jeszcze o srebro, ale niestety nie brał w niej udziału broniący tytułu Josef Franc, który podczas treningu przed turniejem w Pilznie miał upadek, w wyniku którego został odwieziony do szpitala.

Wiceliderem rywalizacji była wielka nadzieja Czechów – Jan Kvech, ale sobotni turniej nie poszedł po jego myśli. Nie potrafił nabrać odpowiedniej prędkości,a siedem punktów spowodowało spadek na trzecie miejsce. Pogubili się także pozostali młodzieżowcy mający papiery na niezłych zawodników. Petr Chlupac zaliczył aż trzy upadki (wszystkie w tym samym miejscu), przez co zakończył udział również z siedmioma punktami, a nieco mniej jeszcze znany Daniel Klima uzbierał sześć oczek.

Generalnie uważam, że ubiegłoroczne zawody były ciekawsze ze względu na walkę aż trzech zawodników o mistrzostwo, ale przede wszystkim było dużo więcej walki i mijanek na dystansie. W tym roku mocno świecące słońce sprawiło, że pierwszy łuk był bardzo mocno zacieniony, podczas gdy reszta owalu była w pełnym słońcu. Jednocześnie, tak obstawiam, dosypana nawierzchnia lekko się tam rozrywała. Nie były to jakieś wielkie dziury, ale kilka razy dały się żużlowcom we znaki. Największy problem był z nabraniem prędkości, a więc także z możliwością przeprowadzenia skutecznego ataku. Było kilka ciekawych biegów, spośród których zdecydowanie najbardziej interesujący był wyścig VIII, gdy jadący na trzecim miejscu Josef Franc jednocześnie atakował Hynka Stichauera oraz bronił się przez atakującym Petrem Chlupacem. Ostatecznie najmłodszy w tej stawce rudowłosy Chlupac upadł przy kolejnej próbie ataki na pierwszym łuku ostatniego okrążenia, Pepa Franc za chwilę wejściem pod łokieć na ostatnim łuku zdołał wydrzeć dwa oczka Stichauerowi. Na prowadzeniu od początku był oczywiście Vaclav Milik.

Chciałbym poświęcić jeden akapit dwóm młodym żużlowcom, którzy chyba znaleźli się na jakimś zakręcie swojej przygody ze speedwayem. 21-letni Patrik Mikel w niczym nie przypomina walecznego chłopaka sprzed kilku lat. Gdzieś po drodze miał groźny wypadek i wygląda na to, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. W XII biegu po bardzo dobrym starcie nawet prowadził przez dwa czy trzy okrążenia, ale w momencie gdy do ataku na prostej szykował się Hynek Stichauer, Mikel zamknął gaz i przepuścił rywala. Widać, że nie czuje się pewnie na motocyklu – chce, ale nie może przekroczyć jakiejś granicy. Z kolei 22-letni Filip Hajek jeszcze w ubiegłym roku był stałym uczestnikiem cyklu IMŚJ, a teraz zwyczajnie uzupełnia stawkę wyścigów, w których uczestniczy. Nie jestem fachowcem, ale według mnie ci dwaj chłopacy potrzebują zwyczajnie jakiejś pomocy. Miałem możliwość stosunkowo często ich oglądać i mam wrażenie, że przy potrzebie pomocy, jednocześnie są dziwnie cwaniakowaci. Nie chcę nikogo krytykować, bo zależy mi na tym, żeby jak najwięcej ludzi uprawiało żużel, jednak w przypadku tych dwóch chłopaków, jeśli nic się nie zmieni, obawiam się, że ich przygoda z żużlem długo już nie potrwa.

Na pewno najbardziej sfrustrowanym uczestnikiem pierwszej serii startów był Martin Gavenda. Najpierw po świetnym starcie z czwartego pola prowadził, ale sędzia przerwał bieg ze względu na nierówny start Zdenka Simoty. W powtórce Gavenda znów świetnie wystartował, ale na pierwszym łuku upadł Petr Chlupac. W trzecim podejściu Martin Gavenda jechał drugi za P. Chlupacem, ale albo zaczęło brakować mu sił, albo jego silnik słabł, bo ostatecznie spadł w trakcie biegu na ostatnie miejscu, a w całych zawodach uzbierał zaledwie dwa oczka.

Jeśli kogoś interesuje atmosfera na trybunach, to było mocno piknikowo. Można było kupić piwo Jarošovské z najbliższego miasta Uherské Hradiště, a z głośników leciała muzyka niedawno zmarłego Karela Gotta, którego pogrzeb odbywał się właśnie w sobotę. Zresztą podczas prezentacji zaraz po hymnie wszyscy uczcili minutą ciszy pamięć najpopularniejszego czechosłowackiego, a później czeskiego piosenkarza.

Gdybym miał ocenić poziom czeskiego żużla na przestrzeni ostatnich kilku lat, to myślę, że jest mimo wszystko jakiś postęp. Trudno oczekiwać wielkich sukcesów, szczególnie drużynowych, na arenie międzynarodowej, ale póki co utrzymuje się mniej więcej stała liczba 7-8 seniorów prezentujących całkiem przyzwoity poziom. Cieszy na pewno stały dopływ młodzieży, bo jeszcze trzy lata temu był z tym ogromny problem. Ograniczeniem jest na pewno dostęp do dobrego „dorosłego” sprzętu oraz satysfakcjonująca liczba startów. Duszenie się we własnym sosie na swoim podwórku wielkiego pożytku nie przyniesie, więc świetnym pomysłem było umożliwienie młodym chłopakom startów w cyklu Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Ogromną przewagą Czechów nad Polakami jest produkcja sprzętu w klasach 85, 125 oraz 250 cm3 i mam nadzieję, że to oraz praca u podstaw dadzą efekt za kilka lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *