Znalazłem bardzo fajny artykuł na stronie Przeglądu Sportowego. To zasłużona dla polskiego sportu czasopismo ostatnio nie ma specjalnie dobrej opinii przez kilka artykułów pasujących bardziej do tabloida niż do poważnej gazety. Tym razem dziennikarz spisał się świetnie i przeprowadził fajny wywiad z Wiesławem Jagusiem.
Dla kibica lekkim szokiem mogą być słowa „nie chcę mieć już z żużlem nic wspólnego”. „Jagoda” nie ma nawet zamiaru startować w swoim turnieju pożegnalnym, zresztą i tak nie miałby na czym, bo pozbył się już motocykli. Można się postarać wczuć choć trochę w jego skórę i wtedy to wszystko zupełnie inaczej wygląda. Jak na żużlowca nie jest jeszcze w wieku emerytalnym, ale wykonując wolny zawód ma ten komfort, że może sam decydować kiedy dać sobie spokój. Speedway przestał go bawić, a stał się jedynie sposobem na zarabianie pieniędzy żeby realizować inną pasję – bycie rolnikiem. Wielu ludziom, szczególnie tym mieszkającym w miastach, może się to wydać śmieszne, ale dla niego jest to obecnie coś, co daje mu radość, w czym może się realizować, a na dodatek będzie także źródłem utrzymania.
Szkoda, że tak wspaniały wojownik nie będzie już cieszył kibiców swoją jazdą. Wiele razy miałem przyjemność oglądać Wiesia na torze i prawie zawsze gwarantował emocje. Całkiem nieźle pasował mu zielonogórski owal, szczególnie po ostatniej zmianie geometrii Do czasu, aż za jego przygotowanie nie wziął się Piotr Żyto, bo gdy brakuje już trochę motywacji, a speedway nie daje radości, to jazda po torze selektywnym jest już tylko smutną koniecznością. Taka jest kolej rzeczy, że każdy kariera sportowa ma swój kres. Akurat w przypadku Jagusia jest pewną niesprawiedliwością dziejową, że kończy przygodę ze speedway’em po najsłabszym sezonie. A kończy w dużej mierze dlatego, że dalej mogłoby już być tylko gorzej i według mnie zasługuje na szacunek właśnie za świadomość takiej przyszłości, choć na pewno nie zasłużył na takie odejście. Mam nadzieję, że jego turniej pożegnalny będzie imprezą godną „Małego Rycerza”. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby pojawić się na Motoarenie, jednak szanse na to są marne. Z drugiej strony, jeśli sam W. Jaguś nie chce już tam startować, to ciekawe jak podejdą do tych zawodów inni uczestnicy.
Mało który żużlowiec zostawił tyle serca na torze, jednak po wypadku w GP Szwecji (26 maja 2007 r.), jak sam mówi, zeszło z niego powietrze. Mimo tego w sezonie 2008 uzyskał najlepszą w karierze średnią biegopunktową, a Unibax zasłużenie zdobył mistrzostwo Polski. Potem było nieco gorzej, a W. Jaguś zakończył sezon w błocie, dwukrotnie uczestnicząc w groźnych karambolach, w wyścigu, który… oficjalnie się nie odbył. Ubiegły rok, to już zdecydowanie gorsze wyniki i ostateczna decyzja o odstawieniu motocykli. Trudno się dziwić. Żużel, choć najbardziej dochodowy, nie był jedynym źródłem jego utrzymania. Ma co robić i tym różni się od wielu sportowców, którzy często nie mają pomysłu na dalsze życie, więc kontynuują „karierę”, tracąc nie tylko wartość sportową, ale i szacunek kibiców.
Ciekaw jestem jak będzie funkcjonować Unibax bez Jagusia. Sportowo zapewne nie stracą, bo przecież doszedł Rune Holta. Gorzej może wyglądać natomiast kwestia identyfikowania się kibiców z drużyną. W tym zakresie nie jest w Toruniu zbyt różowo, a na razie nie widać następców Wiesia. Z całym szacunkiem, nie liczę jakoś na Adriana Miedzińskiego. Dla mnie to mimo wszystko średniak i choć umieszczam go na tej wyższej półce, to jednak wciąż pozostaje średniakiem, w seniorskim żużlu nie sprawdzającym się w najważniejszych meczach ligowych. Paradoksalnie sytuację mogą uratować… juniorzy. Dzięki nowym przepisom pierwszy raz od kilku lat na pozycjach młodzieżowych oczom fanów ukaże się para wychowanków i być może to właśnie oni pociągną „krzyżackość” tej ekipy. Jak widać, piękny stadion sam w sobie nie przedstawia żadnej wartości. Mam wrażenie, że wkrótce przekonają się o tym mieszkańcy nowej nadwarciańskiej stolicy światowego speedway’a. Ale to temat na inne przemyślenia.
Na koniec dla zainteresowanych link do wywiadu z Wiesławem Jagusiem.