Organizowanie finału Mistrzostw Polski Par Klubowych jest nagrodą za zdobycie srebrnego medalu DMP w poprzednim sezonie. Patrząc na podejście sporej części klubów oraz frekwencję raczej trudno rzeczywiście uznać to za nagrodę. Jest to raczej przykra konieczność. Jeśli w decydującej rozgrywce znalazły się dwie drużyny z dolnej czwórki pierwszej ligi, to nasuwa się pytanie: co one tu robią?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie zajrzałem na wyniki eliminacji. Okazało się, że nie wziął w nich udziału żaden z polskich uczestników cyklu Speedway Grand Prix, którzy zapewne nie chcieli ryzykować przed turniejem w Pradze. Tak więc Stal Gorzów wystawiła Pawła Parysa i Adriana Cyfera, Unia Leszno Damiana Balińskiego i Adama Skórnickiego, a Unibax Toruń Adriana Miedzińskiego i braci Pulczyńskich. Na półfinał w Krakowie nie dotarli przedstawiciele Startu Gniezno. Jeśli dodamy Włókniarza Częstochowa czy Wybrzeże Gdańsk, które opierają się na zawodnikach zagranicznych, to odpowiedź jest jasna. Przykre, że w Polsce zawody rangi mistrzowskiej straciły jakiekolwiek znaczenie. Ważna jest liga, bo tam są pieniądze, a reszta często ogranicza się do spełnienia przykrego obowiązku. GKSŻ nie robi nic, aby tę sytuację zmienić. Według mnie gorzowski klub zakpił z, jakby nie było, zawodów rangi mistrzowskiej i powinien być ukarany finansowo. Żeby było śmieszniej Stal wystawiła silniejszy skład do półfinału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, bo tam pojechali Bartosz Zmarzlik i Łukasz Cyran, którzy to powinni, wspólnie z Arturem Mroczką, wystąpić także w imprezie seniorskiej. Wysyłanie dwóch juniorów nie mających nawet szansy startu w lidze jest kpiną.
Spojrzałem w regulamin. Otóż nagrodą za zajęcie jednego z trzech pierwszych miejsc dla klubu jest puchar, szarfa i dyplom, a dla zawodników oczywiście medale. Oprócz tego każdy z żużlowców ma płacone po 150 zł za punkt oraz bonus, po 100 zł za bieg za amortyzację motocykla, a także zwrot kosztów przejazdu. Maksymalnie można więc „zarobić” 3300 zł (łącznie z amortyzacją) czyli mniej niż zawodnicy dostają za jeden punkt w lidze. Wszystko pokrywa… organizator w ramach nagrody za srebro DMP. Jest to bardzo wygodne podejście GKSŻ. Zgłoszenie klubu nie jest obowiązkowe. Dobrze, że jeszcze te rozgrywki istnieją, chociaż patrząc na postawę niektórych działaczy można mieć wątpliwości jeśli chodzi o ich przyszłość. Skoro start nie jest obowiązkowy, to po jaką cholerę zgłasza się taki Gorzów, żeby potem wystawić początkujących juniorów? Nie potrafię tego zrozumieć.
Wszystkie spośród drużyn biorących udział w finale wystawiły aktualnie najsilniejsze krajowe składy i chwała im za to. Żużlowcy starali się stworzyć dobre widowisko, choć twardy tor nie ułatwiał im zadania, bo wyprzedzanie było naprawdę niełatwą sprawą. Mimo wszystko mieliśmy kilka mijanek. Wyniki są na pewno jakąś niespodzianką, bo jednak brak medalu dla tarnowian mających w swoich szeregach wybitnych startowców jest małą sensacją, podobnie jak dopiero piąta lokata Polonii Bydgoszcz. Początkowo Grzegorz Walasek prezentował się bardzo dobrze i wydawało się, że tak będzie do końca zawodów. Potem tor nieco się zmienił, przestało się kurzyć i ostatnie dwa starty zakończyły się podwójnymi przegranymi.
Na uwagę zasługuje trzecie miejsce „Skorpionów” z Poznania. Było to swego rodzaju podziękowanie dla małej grupki kibiców, którzy przyjechali ze stolicy Wielkopolski. Warto podkreślić, że jest to pierwsze drużynowe osiągnięcie tego klubu od czasu reaktywacji. Niestety fani żółto-czarnych szybko zostali sprowadzeni na ziemię, bo wczoraj w meczu pierwszoligowych outsider’ów poznaniacy przegrali w Łodzi z Orłem (ostatnie miejsce w finale MPPK) na wyjeździe aż szesnastoma punktami.
Zielonogórska para potraciła trochę punktów w poszczególnych biegach i tak naprawdę srebro, to chyba maksimum tego, co Falubaz mógł w tych okolicznościach osiągnąć. Poza zasięgiem za to byli wrocławianie. Fenomenalnie jeździł Tomasz Jędrzejak, a Piotr Świderski nie przepadający przecież za twardymi torami, miał zaskakująco dobre wyjścia spod taśmy. Można powiedzieć, że Sparta nieco oszczędziła rywali, bo „Ogór” pojechał tylko w czterech wyścigach. Swoją drogą, trener wrocławian powinien dokładnie przyjrzeć się zielonogórskiej nawierzchni i skopiować ją u siebie. Aż się wierzyć nie chce, że ci sami zawodnicy przegrali ostatnio na własnym torze różnicą dwudziestu „oczek” z Unią Leszno.
Mi bardzo podobała się piknikowa atmosfera na trybunach. O to chodzi, żeby kibicować swoim, doceniając jednocześnie klasę przeciwników. Zwycięzcy – para Sparty – dostała spore brawa na stojąco od zielonogórskich fanów. Jak widać na zdjęciach frekwencja nie była oszałamiająca, ale jednak początek zawodów o godz. 15.15 zrobił swoje. Ogólnie fajna impreza, choć chciałoby się na pewno oglądać więcej mijanek, bo żużlowcy mieli ochotę powalczyć.