niedziela, 4 maja, 2025
spot_img
Strona głównaFotorelacjaRunda kwalifikacyjna IME U19 w Žarnovicy

Runda kwalifikacyjna IME U19 w Žarnovicy

Drugim etapem mojej majówkowej żużlowej wycieczki były eliminacje do Indywidualnych Mistrzostw Europy U19, które rozgrywane były w słowackiej Žarnovicy.

Do przejechania miałem ok. 320 km. Rozpoczęcie zawodów zaplanowano na godz. 14:00 i zawsze, gdy trzeba zdążyć na jakąś konkretną godzinę jest pewien stresik. W Debreczynie zajechałem na stację benzynową i wydałem prawie wszystkie forinty na paliwo. Zostało mi 200 forintów, czyli niespełna 2 zł. Na niektórych stacjach benzynowych toalety są płatne i kosztują właśnie 200 forintów.

Początkowo jechałem węgierską autostradą. Wcześniej oczywiście wykupiłem winietę, która w porównaniu do słowackiej czy czeskiej była dość droga. I – jak to często bywa – droższe drogi są w dużej części w remoncie. Tak na oko 10-15% odcinków autostradowych na Węgrzech miało właśnie taki status. Za Miszkolcem musiałem opuścić autostradę i podróżowałem lokalnymi drogami. Gdzieś w tle pojawiały się góry i zmieniał się powoli krajobraz. Węgierskie równiny, którymi przejechał dobre 800 km (a może więcej) były dość monotonne. Wciąż te same pola, te same wioski, te same miasteczka. We wschodniej części urozmaiceniem były drogi, których stan wołał o pomstę do jakiegoś tamtejszego urzędu. I nagle po przekroczeniu granicy wszystko się zmieniło. Zaczął się najpierw pagórkowaty, a potem górzysty teren. Pięknie wyglądały żółte pola obsiane rzepakiem. Pozytywnie zaskoczyłem się siecią słowackich dróg ekspresowych i autostrad, dzięki którym spokojnie zdążyłem na zawody, mając ponad 1,5h zapasu.

Žarnovica przywitała mnie słoneczną pogodą. Wcześniejsze prognozy pokazywały, że w popołudniu może padać, ale ostatecznie deszcz przesunął się na wieczór i padało dopiero po moim przyjeździe do hotelu. Zaparkowałem samochód po drugiej stronie drogi i poszedłem na stadion. Bilety kupowało się „analogowo”. Zainteresowanie zawodami było dużo mniejsze niż w Debreczynie. Warto dodać, że przyjechał tutaj całkiem spora grupa węgierskich fanów, kibicujących Zoltanowi Lovasowi. Bilet kosztował 10 euro, a program 2,5 euro.

Po wejściu znów mogłem porozmawiać z kolegami z Bydgoszczy 🙂 Nie było problemów z przejściem do parkingu czy wejściem na tor. Klimat pod tym względem był zupełnie inny niż w Debreczynie.

Ten jedyny słowacki tor żużlowy odwiedziłem w 2019 r., a okazją była wtedy tutejsza Zlatá prilba SNP, czyli Złoty Kask organizowany corocznie z okazji rocznicy Słowackiego Powstania Narodowego. Wtedy organizował to jeszcze stary klub (były wówczas dwa kluby, czego nie mogłem zrozumieć). Aktualnie wszystko za sprawą Martin Búri – tutejszego człowieka – orkiestry, dzięki któremu w dużej mierze słowacki żużel działa. Wiedziałem jak wygląda krajobraz wokół stadionu, ale po przyjeździe znów ogromną radość sprawiało mi patrzenie na zielone zalesione góry w oddali. Piękna sprawa.

Mniej więcej na godzinę przed zawodami ekipy zawodników przeszły się po torze, potem była prezentacja „na piechotę”, przy czym zawodnicy byli przedstawiani krajami, a nie numerami startowymi. Żużlowcom towarzyszyły odświętnie ubrane dziewczynki z flagami. W tym czasie siedziałem pod dachem trybuny na prostej startowej, gdzie schowałem się przed słońcem, a jednocześnie mogłem zrobić zdjęcia podczas prezentacji. Warto dodać, że w zawodach brało udział aż pięciu Polaków, którzy byli murowanymi kandydatami do zwycięstwa. Awans uzyskiwało ośmiu najlepszych zawodników. Nie przyjechał niestety Bastian Pedersen, za którego w ostatniej chwili wskoczył piąty reprezentant naszego kraju. Wydawało się, że Polacy zdeklasują rywali.

Zaczęły się zawody. Przypuszczenia wydawały się potwierdzać, bo biało-czerwoni robili co chcieli, za wyjątkiem Bartosza Jaworskiego. Dlaczego? Czwórka Polaków miała raczej tory wewnętrzne, a wychowanek Motoru Lublin, jadący z numerem 9, zaczynał z pól zewnętrznych. Dach trybuny dawał cień akurat na te zewnętrzne tory i dopiero w drugiej części zawodów cień powoli przykrywał całą szerokość toru. I nagle od trzeciej serii, gdy nastąpiła zmiana i Polacy zaczęli jeździć z torów zewnętrznych okazywało się, że wcale nie górują tak bardzo nad rywalami, a niejednokrotnie wozili ogony.

Tutaj zrobię jeden akapit z historią alternatywną, bo aż mi się ciśnie na klawiaturę, że gdyby dać rywalom podobny sprzęt, to taki Ashton Boughen robiłby co chciał. Brytyjczyk miał trzy defekty w trakcie zawodów. Raz na prowadzeniu zaczął mu słabnąć motor i przyjechał ostatni, a raz miał defekt bodajże na drugim miejscu. W sumie uzbierał 5 oczek i odpadł. Podobnie innych Brytyjczyk, Luke Harrison, który uzbierał 6 punktów z defektem na drugim miejscu, gdy jechał przed Bartoszem Jaworskim.

Świetnie jechał Szwed Anton Jansson, który nawet pomagał swojemu rodakowi Afonsowi Wiltanderowi i obronił podwójne prowadzenie przed atakującym Kacprem Manią. Fajne momenty miał też Matouš Kamenik, ale tutaj kwestia sprzętu i braku startów w dobrej stawce robią niestety swoje. Uważam, że chłopak ma ogromny potencjał, ale bez sprzętu i doświadczenia jest skazany na czeską przeciętność.

Przejdę teraz do rewelacji tych zawodów, czyli Węgra Zoltana Lovasa. Początek miał dobry, bo dwa drugie miejsca były niezłą zaliczką. Jednak to co pokazał w kolejnych dwóch startach, to było wielkie show. Ten 17-latek wyprzedzał rywali na dystansie, walczył jak lew i ręce same składały się do oklasków, Jego kibice w charakterystycznych zielonych koszulkach mieli ogromną satysfakcję. Sam fakt, że węgierscy kibice mają za kim jeździć jest już sam w sobie godny odnotowania. Szkoda, że zabrakło mu jednego punktu do podium, bo zdjęcia z węgierskim żużlowcem wśród najlepszej trójki nie są codziennością.

Świetnie jechał także otamotniony Duńczyk Villads Nagel. Pomimo upadku w swoim pierwszym biegu i długiego przebywania na torze, wygrał potem trzy biegi, a raz był drugi. W sumie uzbierał tyle samo punktów co Zoltan Lovas i Bartosz Jaworski. Nie rozgrywano biegu dodatkowego o miejsca na podium.

Po zawodach wszedłem na tor, zrobiłem zdjęcia z dekoracji. Widać było, że uczestnicy byli zmęczeni. Najbardziej zmęczone były dziewczyny podprowadzające, które prawie 3 godziny siedziały w pełnym słońcu, chowając się czasem pod parasolem. Potem poszedłem zobaczyć wejście w drugi łuk, gdzie zawodnicy najbardziej skakali. Już wiedziałem dlaczego tak się działo.

Generalnie bardzo fajne zawody, dużo ciekawsze niż się spodziewałem. A na pewno o niebo lepsze pod względem sportowym od turniej SGP w Landshut. Słowacka telewizja transmituje cykl na kanale otwartym. To wielki wkład Martina Vaculika w informowaniu mieszkańców swojego kraju, że taki sport istnieje. A warto na pewno informować, bo praca u podstaw, która jest prowadzona w Žarnovicy będzie wymagała wielu lat dla wychowania następcy jedynego tutejszego zawodnika światowego formatu.

POWIĄZANE ARTYKUŁY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Informacje

Terminarz ukraińskiego speedwaya

Otrzymałem terminarz żużla w Ukrainie. Indywidualne Mistrzostwa Ukrainy: 1. runda: 18 maja (Równe) 2. runda: 28 czerwca (Równe) 3. runda: 29 czerwca (Czerwonogród) 4. runda: 27 lipca (Równe) Indywidualny Puchar...

Podsumowanie soboty

Sobota (26 kwietnia) była ciekawym dniem w tegorocznym żużlowym kalendarzu. W Europie odbyło się 8 imprez, ale żadna z nich nie miała miejsca w...

Turnieje Vetlanda Cup

Już jutro ma rozpocząć się sezon żużlowy w Szwecji. Pierwszymi imprezami będą tradycyjne turnieje Vetlanda Cup, tym razem rozgrywane jako trójmecze. W piątek rozegrane zostaną...

Żużlowy długi weekend w Niemczech

Sezon rozkręca się. Całkiem sporo imprez zaplanowano na długi weekend w Niemczech. 30 kwietnia (środa): 2. Bundesliga - Cloppenburg 1 maja (czwartek): Bayern Cup (Herxheim) Runda Kwalifikacyjna...

Nadchodzące wydarzenia