Nie ukrywam, że interesowało mnie w jaki sposób Komisja Orzekająca Ligi podejdzie do sprawy po dość zapowiedziach zdecydowanych decyzji dotyczących derbów lubuskich w Zielonej Górze. Nie interesowała mnie specjalnie wysokość kar, ale kierunek (tak to nazwę), w którym te kary będą skierowane.
Decyzja wcale nie była łatwa, bo przecież chodzi o to, żeby nie strzelać sobie w kolano. Żeby konsekwencje były maksymalnie upierdliwe dla tych, których faktycznie mają dotyczyć, a nie innych kibiców, samego klubu, czy pustych trybun, które słabo wyglądają w telewizji. W tym kontekście brak sprzedaży biletów na trzy mecze wyjazdowe jest jednym z takich posunięć. Kara finansowa dla klubu w wysokości 200 tys. zł przy zapewne kilkunastomilionowym budżecie jest właściwie symboliczna, natomiast zamknięcie trybuny K na jeden mecz w zawieszeniu na sześć miesięcy należy rozpatrywać raczej w kategoriach ciekawostki.
Pytanie: czy cokolwiek się zmieni? Odpowiedź jest prosta: nie. Żadne kary z centrali tego nie zmienią, bo uderzyłyby w samą Ekstraligę Żużlową. Myślę, że na dłuższą metę wizerunkowo najsłabiej wychodzi na tym zielonogórski klub (o tym za chwilę), ale z drugiej strony kibicom kupującym bilety najwyraźniej taka forma rozrywki się spodobała i pewnie nawet przy wzroście cen o np. 10 zł trybuny też będą zapełnione, a klub finansowo wyjdzie na swoje.
Pieniądze to jedno, a złamanie przepisów – drugie. Używanie środków pirotechnicznych jest zabronione przez ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, choć – nazwijmy to łagodnie – jest dość powszechnie tolerowane ze względu w celu unikania kłótni z klubami kibica, że tak to określę. Jest zabronione także przez „Regulamin imprez żużlowych organizowanych przez ZKŻ SSA w Zielonej Górze przy ul. Wrocławskiej 69
z dnia 08.04.2025 r.”. Byłbym zaskoczony, gdyby klub zaczął wyciągać konsekwencje, bo nikomu na tym nie zależy. Tak jak napisałem wyżej – finansowo Falubaz wyjdzie na swoje, a ewentualny i mocno hipotetyczny protest grupy dopingującej odbiłby się na frekwencji, czyli de facto oznaczałby stratę finansową. I pewnie dopóki nic się nie wydarzy, to nikomu nie będzie chciało się podejmować działań.
W tym roku pierwszy raz po sześciu czy siedmiu latach poszedłem na ligowy mecz Falubaz w Zielonej Górze. Niewiele zmieniło się przez ten czas. Kamil Kawicki odczytał wtedy bardzo groźnie brzmiące oświadczenie klubu o wyciąganiu konsekwencji finansowych w przypadku konieczności płacenia kar przez klub. Czytał to oczywiście w kierunku tzw. zwykłych kibiców, bo… Nieważne. I tak to się będzie kręcić.
Dlaczego nic się nie zmieni? Bo sam żużel mało kogo w tym środowisku kibolsko-kibicwskim interesuje. Dla jednych jest to możliwość przypominania o swoim istnieniu w społeczności kibolskiej, a dla drugich jest to swego rodzaju wielki sportowy świat. Taka sportowa galeria handlowa. Wszystko wynika z braku dobrej drużyny piłkarskiej na południu województwa lubuskiego. Gdyby takowa istniała, zapewne kibolskie zainteresowanie przeniosłoby się właśnie tam. Od momentu „przyjaźni” pomiędzy kibolami Falubazu i Zagłębia Lubin rozpoczął się proces, który jest właściwie biletem w jedną stronę. Przyjaźń zakończyła się w 2019 roku, a żenujące okoliczności jej zerwania zapewne nie przyniosły chwały zielonogórzanom w środowisku kibolskim. Nowa przyjaźń, która narodziła się w pierwszym tygodniu lipca br. jest bodajże pierwszym od 6 lat takim wydarzeniem, co zresztą było bezpośrednim powodem obecności przedstawicieli Górnika Konin na trybunie K i wielkiej oprawy po X wyścigu, która spowodowała kolejną przerwę w zawodach. Nie miało to nic wspólnego z drużyną żużlową z zawodami żużlowymi, ale wielu kibicom bardzo się podobało. Najbardziej tym, dla których jest to iwent na wielkim poziomie, ubranych w szaliki, koszulki. Ich prawo.
Nie twierdzę, że ja jestem ekspertem w tym temacie, ale sporo jest ludzi mających dużo mniejsze pojęcie. Czytam czasem w komentarzach pytanie: „jak oni mogą działać na szkodę swojego klubu?”. Jeśli ktoś zadaje takie pytanie, to znaczy, że nie ma zielonego pojęcia o tym, co się wokół niego dzieje. Przecież to właśnie kibole są czy raczej uważają się za strażników barw i honoru klubu, a działacze i zawodnicy są odpowiednio zarządcami i wyrobnikami, którzy dziś czerpią zyski z jednego miejsca, a jutro z innego. Taka struktura dotyczy wyłącznie rozgrywek drużynowych. Chciałem napisać „sportów”, ale przecież co do zasady speedway jest sportem indywidualnym. Skoro jednak „zawody żużlowe” wraz z meczami piłki nożnej i hokeja na lodzie znalazły swoje szczególne miejsce w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych, to oznacza, że właśnie te wydarzenia generują najbardziej negatywne emocje, czy inaczej rzecz ujmując – są najbardziej opanowane przez strażników barw klubowych. Problem występuje od bardzo dawna i nie ma widoków na jego rozwiązanie. Zwłaszcza, że niektórzy politycy przedstawiają te środowiska jako młodych polskich patriotów. Dlatego twierdzę, że nic w tym temacie się nie zmieni.
W mojej ocenie najgorzej wypadają właśnie ci zwykli kibice poubierani w barwy klubowe, zachwycający się oprawami. Ci, którzy meczem jako taki nie są specjalnie zainteresowanie i pewnie niejednokrotnie nie potrafią nawet wypełnić programu. To oni tak naprawdę legitymizują swoją obecnością to wszystko, co dzieje się na stadionie, a pisząc hymny pochwalne de facto dają przyzwolenie. To zapewne oni także są klientami telewizji, z czego korzysta centrala. I tutaj właśnie kółko się zamyka…