Finał IMŚJ w Ostrowie Wlkp.

W ramach poznawania nowych udaliśmy się na kolejny nieznany nam do tej pory obiekt, tym razem do Ostrowa Wielkopolskiego. Okazją był drugi finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Od zawodów minęło już co prawda trochę czasu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby uzupełnić zaległości. Zwłaszcza, że udało się zrobić całkiem sporo zdjęć.

Na początek trochę o samym stadionie. Przyznam, że dawno nie siedziałem na zwyczajnych ławkach. Według mnie są wygodniejsze od siedzisk, tylko wygląd mają mało nowoczesny. Chodząc sobie w trakcie imprezy na koronie stadionu czułem się trochę jak w Zielonej Górze, tyle że kilkanaście lat temu. U nas też można było obejść niemal całe trybuny dookoła, spotkać znajomych stojących na koronie, opartych o barierki. Z góry wiedziałem kogo w którym miejscu spotkam. Jakie to było proste. Patrzyłem na to z sentymentem i lekką zazdrością, bo dzisiejszy zielonogórski obiekt nie jest niestety przyjazny tego typu zachowaniom. Być może dlatego nie mogę się do niego przyzwyczaić i czuję się na nim jak u siebie. A tak właśnie się tam czułem przez wiele lat…

Jeśli chodzi o ostrowski tor, to zdecydowanie nadaje się do ścigania, natomiast nie jest to najlepszy obiekt do tego akurat typu zawodów. Wiadomo, że młodzi Duńczycy, Szwedzi, Brytyjczycy (tych akurat nie było) nie są ani przyzwyczajeni, ani przygotowanie sprzętowo do rywalizacji na tego typu obiektach. Gospodarze, i tak już wystarczająco mocni, mieli dodatkowy handicap. Nie wpłynęło to korzystnie na poziom zawodów, szczególnie w pierwszych trzech kolejkach. Potem pozostali zawodnicy jakoś dostosowali się do warunków i starali się współtworzyć dobre widowisko. Szkoda, że rywale nie postawili Polakom wygórowanych warunków, ale chyba można było się tego spodziewać, skoro do finału nie zakwalifikowali się chociażby Andrzej Lebiediew czy Aleksandr Łoktajew. Dzika karta dla Łukasza Sówki, czyli ukłon w stronę miejscowych kibiców, też nie podwyższyła poziomu. Patrząc na tego chłopaka nie da się nie zauważyć, że zdecydowanie przestał się rozwijać. Żeby tego było mało, to Mikkel Bech – jeden z nielicznych rywali mogący nawiązać walkę z naszymi reprezentantami, miał koszmarne problemy sprzętowe, w wyniku czego nie ukończył aż trzech wyścigów. Kiedy wreszcie zaczęło się ściganie, wszystko zepsuł swoim idiotycznym zachowaniem Kacper Gomólski, wsadzając w płot atakującego po zewnętrznej Niklasa Porsinga. Niestety, Polak został za to brutalne zachowanie… nagrodzony przez sędziego, bo będąc zdecydowanie najwolniejszym aktorem tego biegu w jego pierwszej odsłonie, przełożył się przed powtórką i wygrał, kończąc zawody na drugim miejscu. Obolały Duńczyk został z wyścigu wykluczony. Po reakcji siedzącego obok mnie jednego z polskich arbitrów widziałem, że jego decyzja byłaby dokładnie taka sama. Mając w pamięci to, co działo się podczas zielonogórskiego finału IMP trudno oprzeć się wrażeniu, że arbitrzy są jednym z najsłabszych ogniw tego sportu. Problem w tym, że ich błędy skutkują niebezpiecznymi sytuacjami.

Obserwując reprezentantów Polski odniosłem wrażenie, że inaczej traktowany jest Piotr Pawlicki, a inaczej trzymający się (albo trzymany) z boku Szymon Woźniak. Leszczynian ma wsparcie nie tylko swojego klubowego menadżera, co jest dość naturalne, ale także chociażby Rafała Dobruckiego. Nie wiem jakie są prawdziwe relacje w tym środowisku, taki są po prostu moje spostrzeżenia.

Na koniec trochę o organizatorach. Nie ukrywam, że byłem lekko zażenowany słysząc z głośników (też pamiętających sporo) discopolową piosenkę „Tyłki do góry, cała sala się buja…”. Reszta refrenu jest poniżej poziomu i może lecieć na wiejskiej dyskotece, a nie podczas zawodów sportowych. Dziwnym trafem gdy pojawił się spóźniony prezydent miasta disco polo przestano puszczać. Po ósmym biegu znów je puszczano. Prezydent wyszedł? Poza tym nagłośnienie zdecydowanie jest do wymiany. Słupy oświetleniowe trochę utrudniają oglądanie, a światła chyba jest trochę za mało. Miałem wrażenie, że jest ciemniej niż na innych oświetlanych obiektach.

Życzę ostrowianom, żeby wreszcie awansowali wyżej i utrzymali się tam, a jednocześnie żeby nie stracili tej piknikowej atmosfery na trybunach. Czy to połączenie jest możliwe? Mimo wszystko wierzę, że tak.

One thought on “Finał IMŚJ w Ostrowie Wlkp.

  • 07-09-2014 z 04:07
    Permalink

    Glośniki sa tam beznadziejne, na POL-AUS bylo to samo. Ciekawe spostrzeżenia z Pawlickim oraz Gomólskim. Słuchając w radiu relacji nie mówili, jakoby to był tak niebezpieczny i bezsensowny atak. Ale w sumie nie jestem zdziwiony, cały Rudy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *