FIM Women’s Speedway Gold Trophy w Teterow

FIM Women’s Speedway Gold Trophy – taką nazwę otrzymały pierwsze oficjalne mistrzostwa świata kobiet na żużlu. Na starcie stanęło jedenaście zawodniczek reprezentujących sześć krajów z aż trzech kontynentów. Czy są to wszystkie przedstawicielki płci pięknej jeżdżące aktualnie w lewo? Nie wiem, ale nawet jeśli nie, to na pewno ta grupa stanowi znaczącą większość.

Ze spojrzeniem na kobiecy speedway jest pewien problem. Z jednej strony jest on bardzo często traktowany przez samozwańczych ekspertów z przymrużeniem oka, czasem wręcz z nieukrywaną pogardą, a z drugiej istnieje całkiem realna groźba popłynięcia z prądem politycznej poprawności i zachwycania się kwestiami, które są zwyczajnie niewarte tego zachwytu.

Jeżdżąc po różnego rodzaju imprezach spotykałem się wcześniej z kobiecym speedwayem i wyglądało to bardzo różnie. Z jednej strony są zawodniczki startujące całkiem regularnie. W tym roku Celina Liebmann podpisała kontrakt z „Kometami” z Workington i uczy się jeździć na trudnych i różnorodnych brytyjskich owalach. Niemka bodajże dwukrotnie startowała w pardubickiej Zlatej Prilbie i wcale ostatnia w niej nie była, jakby to wielu chciało widzieć. A z jazdą w szóstkę żartów nie ma. W Pardubicach (Zlata Stuha), Lendavie, Lipsku i Stralsundzie widziałem także inną Niemkę Patricię Erhart. Dawała radę, choć do starszej o kilka lat koleżanki jeszcze sporo jej brakuje. Regularnie startuje także Holenderka Nynke Sijbesma (widziałem ją w Heusden-Zolder). Szkoda, że przygody z żużlem nie kontynuuje już w tym roku Maja Aamand, bo Dunka byłaby w sobotnich zawodach zdecydowanie wartością dodaną. Warto dodać, że kilka dziewczyn w ubiegłym roku zaliczyło dość groźne wypadki, ale wracały na tor

Skoro panie zaczęły jeździć w lewo, to kwestią czasu było zorganizowanie zawodów, choć kilka lat to zajęło. W międzyczasie cała grupa zawodniczek zakończyła jazdę, w tym także kilka Polek, które – delikatnie rzecz ujmując – szału na krajowych torach nie zrobiły. Obecnie – choć przecież mamy wysyp żużlowego narybku – nie ma dziewczyny formalnie uprawiającej żużel w naszym kraju, a ostatnią, która zdała egzamin na licencję „Ż” była Wiktoria Grabowska. Miało to miejsce już ponad 6 lat temu.

W Teterow od czwartku odbywały się warsztaty dla speedway rajderek (nie wiem jakie jest polskie słowo określające zawodniczkę jeżdżącą na żużlu), prowadzone między innymi przez Grega Hancocka, a na zdjęciach widać było czternaście dziewczyn. Trzy z nich prawdopodobnie nie spełniały jeszcze kryterium wieku, więc w programie znalazło się jedenaście zawodniczek. Ów program składał się czterech serii po trzy wyścigi oraz z finału. W każdej z serii w dwóch biegach startowała pełna obsada, a w jednym trzy zawodniczki.

Przejdę do samych zawodów. Po zakończeniu drugiego półfinału SGP3 na tor wyjechały pojazdy, które przygotowywały nawierzchnię na wieczorne zawody. Tym razem dość mocno polano tor, wyrównano (przynajmniej tak to wyglądało) i wszystko wyglądało na gotowe. Na trybunach wyróżniały się grupy fanów Celiny Liebmann oraz Hanny Grunwald.

Zgodnie z programem, turniej kobiet był ukoronowaniem całodniowego żużlowego maratonu. Zawodniczki o godz. 20:00 miały przystąpić do rywalizacji. Kwadrans wcześniej panie wyszły do prezentacji, ale ta prezentacja ograniczyła się tak naprawdę do obejścia toru, sprawdzenia pól startowych i pomachania kibicom siedzącym na trybunach. O godz. 19:59 taśma po raz pierwszy poszła w górę i już w pierwszym biegu zanotowaliśmy, przynajmniej wg mnie, niespodziankę, bo Australijka Anika Loftus dość pewnie pokonała Nynke Sijbesmę. W drugim biegu pewnie wygrała faworytka, ale mieliśmy też pierwszy upadek. Na pierwszym łuku ostatniego okrążenia chyba zabrakło sił Niemce Maschy Schwend i zakończyła on swoją jazdę spotkaniem z dmuchaną bandą. W kolejnym wyścigu doszło do pierwszej groźnej sytuacji, gdy prowadząca Patricia Erhart chyba się rozkojarzyła i zanotowała uślizg na wyjściu z ostatniego łuku. Jadąca – jak się mi wydawało – w dość bezpiecznej odległości Hannah Grunwald jakby nie widziała motocykla i uderzyła w niego, niebezpiecznie upadając. Ostatecznie 16-latka wróciła do parkingu i kontynuowała zawody.

Potem było równanie toru, a „silna grupa pod wezwaniem” wzięła się za łopaty i zaczęła niwelować koleinę na pierwszym łuku, a przygotowany materiał ubijała potem polewaczka. Wydawało się, że jest nieźle, ale w czwartym wyścigu jechała przecież czołówka uczestniczących w turnieju zawodniczek. Potem było już niestety coraz gorzej. W piątym biegu znów nie wytrzymała Mascha Schwend i nie panując kompletnie nad motocyklem wjechała w dmuchaną bandę właściwie już na przeciwległej prostej. Po tym wyścigu znów zebrała się silna grupa i znów było ubijanie nawierzchni. Czy to pomogło? Nie wiem. W każdym razie na przeciwległej prostej o bandę zahaczyła Argentynka Micaela Bazan i upadła, bardzo mocno uderzając głową w tor. Cała zabawa robiła się coraz bardziej niebezpieczna i przypomniałem sobie wierszyk o dziesięciu bałwankach Wandy Chotomskiej, co w tej sytuacji wcale wesołe nie było.

Znów sytuacja się powtórzyła, czyli wyszła silna grupa, wyjechała polewaczka i znów ubijano tor. Siódmy wyścig wyglądał znów dobrze. Nynke Sijbesma zrewanżowała się Australijce, trzecia przyjechała Patricia Erhart, a Mascha Schwend wreszcie dojechała do mety. Następnie Celina Liebmann spokojnie wygrała, za nią przyjechała Jenny Apfelbeck, gdzieś z tyłu w spacerowym tempie ukończyła wyścig Audrey Dupuy, a Argentynka wycofała się z turnieju. I po ósmym biegu znów wyjechał ciężki sprzęt…

Stwierdziłem, że to wystarczy. Byłem już 10 godzin na stadionie, a przede mną cztery kolejne godziny jazdy. Nie miałem pewności, że zawody przebiegną sprawnie, bo nic na to nie wskazywało. Nie wiem o której godzinie całość dobiegła końca, ale informacja na stronie FIM pojawiła się już po północy.

Jak mam ocenić to, co widziałem? Cóż, można uznać, że to pierwsze koty za płoty. Myślę jednak, że organizatorzy, czyli FIM, na przyszłość powinno zrobić jakąś wstępną selekcję. Jeśli już mają rywalizować np. dwanaście kobiet, to podzielić je na dwie grupy po sześć zawodniczek i zrobić najpierw eliminacje – jakieś trzy wyścigi do wyłonienia dwóch, które wejdą do turnieju głównego, w którym można zaplanować sześć wyścigów, a potem finał.

Myślę, że na chwilę obecną jest sześć rajderek, które mogą rywalizować spod taśmy, natomiast pozostałe raczej mogą pokazowo jechać pojedynczo, ewentualnie jako coś w rodzaju kolarskiego wyścigu na dochodzenie. Przy całym szacunku dla odwagi każdego wsiadającego na motocykl żużlowy, umiejętności niektórych zawodniczek nie pozwalają chyba jeszcze na rywalizację na torze.

FIM Women’s Speedway Gold Trophy będzie kontynuowane? Myślę, że tak, choć obawiam się, że będzie to zależało od tego, czy da się tą imprezę przeliczyć na zysk. Póki co pań nie ma zbyt dużo, ale jednocześnie w samych Niemczech jest tyle dziewczyn, że powoli będzie można z nich stworzyć drużynę. Może być też tak, że kobiety okażą się przyszłością speedwaya, tylko będą potrzebować trochę czasu. Zobaczymy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *