Jak zwykle wziąłem ze sobą na stadion aparat żeby zrobić kilka zdjęć. Daje się odczuć, że nadciąga jesień, bo dzień jest już zdecydowanie krótszy, a co za tym idzie robienie zdjęć z trybun jest dużo trudniejsze.
Wczorajsze spotkanie pozostawiło spory niesmak ze względu na stan toru oraz odjęcie punktów Piotrowi Świderskiemu. Wiem, ze wszystko jest zgodnie z regulaminem, ale jest jeszcze coś takiego jak wzajemny szacunek pomiędzy rywalizującymi zespołami. Jeśli rywalizacja ma być w cieniu rozgrywek, kto lepiej zna regulamin albo kto kogo złapie na jego nieprzestrzeganiu, to daleko na takich „wartościach” nie zajedziemy. Inne kluby zapewne będą to Falubazowi pamiętać i „w chwili, której się nie spodziewamy” zrobią dokładnie to samo. Cała zasada jest idiotyczna. Wystarczy przekupić jednego zawodnika czy nawet mechanika żeby wyprowadził wcześniej motory i cierpi na tym cała drużyna. Nie posądzam oczywiście ani „Świdra” ani nikogo z jego ekipy. Moje założenie jest czysto hipotetyczne. Prawo, które stosuje w takim przypadku odpowiedzialność zbiorową jest złe i wypacza sens rywalizacji. Jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy mieli festiwal różnego rodzaju podpuszczania. Kto da się złapać ten przegra. To trochę jak za rządów PiS-u, kiedy to tak długo szukało się na kogoś haka, aż ten dał się złapać. Trzeba się jednak liczyć z tym, że my również wcześniej czy później stracimy w ten sposób ważne punkty. I co wtedy?
Strasznie rozzłoszczony całą sytuacją był Marek Cieślak i trudno mu się dziwić. Przy niezłym wyniku takie frajerstwo jednego z mechaników oraz kierownika drużyny, który ma dbać żeby wszystko w drużynie przebiegało zgodnie z regulaminem. Ten pan został przez trenera nazwany „pewną częścią do robienia pewnej czynności”. Myślę, że wszyscy się domyślają, co miał na myśli. Jakoś to przetrawi. Obawiam się jednak, że swoją drużynę zmobilizuje tak, że w rewanżu będą trzeszczały kości, a Falubaz nie wyjdzie z 35 punktów. A potrafi to zrobić jak mało kto. Do tego przeciw sobie mamy praktycznie całą Polskę, bo jednak odwalić coś takiego (przepraszam, zadbać o przestrzeganie regulaminu) w półfinale, to naprawdę chamówa. To tak jakby u każdego w samochodzie siedział ukryty policjant i pilnował czy w terenie zabudowanym nie przekracza on 50km/h. Przecież trzeba przestrzegać prawa, prawda? A czy jest kierowca, który choć raz go nie złamał? Nie ma.
Nie jest to pierwsza taka zagrywka zielonogórskiego klubu. Chyba wszyscy kibice pamiętają mecz w Ostrowie Wielkopolskim 11 czerwca 2000 roku, kiedy to po jednym z wyścigów (bodajże XII), zielonogórzanie zgłosili u sędziego nieregulaminową oponę Australijczyka Steve’a Johnstona. Sędzia uznał protest i odjął mu 4 punkty, dzięki czemu ZKŻ Polmos wygrał 42:44. Był to mecz o wszystko dla obu ekip, bo zwycięzca wchodził do czołowej czwórki I ligi. Efekt końcowy był taki, że zielonogórzanie awansowali do ekstraligi, a Iskra… spadła do II ligi. Później okazało się, że opona była dobra, tylko fabrycznie została źle oznakowana. Nikt już jednak wyniku nie zmienił. Po tym zdarzeniu ostrowski żużel długo się podnosił z upadku. W jakim miejscu jest teraz wszyscy wiemy. A mogło być odwrotnie…