Kiedy biznes wkracza do sportu…

Czas mija nieubłaganie, dzięki czemu zbliżamy się do 15 sierpnia, kiedy to ma się odbyć przedostatnia kolejka żużlowej ekstraligi, która w dużej mierze nie tyle rozwiąże kwestie spadku lub utrzymania, co pokaże czy w tym sporcie można mieć jeszcze jakieś nadzieje na sportową rywalizację. Doszło do tego, że cała Polska interesująca się speedway’em będzie patrzeć na Rzeszów, aby przekonać się jak przebiegać będzie spotkanie miejscowej drużyny z liderem tabeli. Bo nie tyle o wynik tu chodzi, ale o właśnie o przebieg.

W momencie, gdy odbywać się będą bezpośrednie pojedynki o utrzymanie w Gorzowie oraz o ostateczny układ czołowej czwórki w Toruniu oraz Częstochowie, najważniejszą kwestią jest to czy na oczach wszystkich Falubaz sprzeda się pani Półtorak czy pojedzie o zwycięstwo. Sytuacja jest taka, że nawet w przypadku uczciwego zwycięstwa gospodarzy, co przecież nie jest takie nieprawdopodobne, rozpocznie się burza, szczególnie w internecie. Myślę, że na działaczach zielonogórskiego klubu jest wywierana pewna presja, której są chyba świadomi. A przecież ten mecz nie jest im do niczego potrzebny, bo wystarczy zwycięstwo u siebie z Włókniarzem, aby zakończyć rundę zasadniczą na foteli lidera. Tutaj znów mamy drugą kwestię: czy Falubazowi opłaca się być na pierwszym miejscu, skoro w play-offach mogą trafić na Unię Tarnów, na którą nikt nie chce trafić? Do czego doprowadziło grzebanie w regulaminach? Przecież sensem każdych rozgrywek sportowych powinna być walka o zwycięstwo w każdym meczu z każdym przeciwnikiem. I o tej właśnie kwestii powinni zarówno zawodnikom, jak i osobom pobierającym pensje z klubowej kasy, przypominać przede wszystkim kibice. Każdy szanujący się kibic powinien zrezygnować z przychodzenia na stadion, jeśli jego drużyna zacznie odpuszczać pojedynki, zwłaszcza wtedy, gdy prawdopodobny powód tego odpuszczenia jest mało chwalebny. Czy w Zielonej Górze taki wariant jest możliwy? Obawiam się, że nie. Właściwie jestem tego pewien, bo klub wychował sobie fanów, którzy przychodzą na stadion, aby być świadkami widowiska, w którym sama sportowa rywalizacja jest tylko elementem większej całości i to wcale nie najważniejszym. Przykład mieliśmy ostatnio, podczas meczu ze Startem Gniezno. Oprawa, na którą zbierane są pieniądze na stadionie, przedstawiała przyjaźń między kibolami Falubazu i… Floty Świnoujście, na którą wpływ ma kilka, może kilkanaście osób, a za którą zwykły zielonogórzanin przyjeżdżając na przykład do Szczecina może mieć obity samochód. Problem polega na tym, że te kilka osób rządzi połową trybuny „K”, która z kolei prowadzonym dopingiem (coraz bardziej wulgarnym i prostackim) paradoksalnie przyciąga na stadion ludzi ubierających się w jedynie słuszny sposób – zielone koszulki oraz szalik na szyi. Nie wiem czy ci ludzie są świadomi, że dokładnie taki sam doping jest na przykład na meczach Zagłębia Lubin, tylko barwy są inne, więc to w czym uczestniczą nie jest żadnym szczególnym przedsięwzięciem, a jedynie kopią zachowań przeniesionych ze stadionów piłkarskich.

Przeszedłem od kwestii czystości sportu do kibiców. Tak wyszło. Nie da się jednak ukryć, że poziom dyscypliny będzie taki, jak poziom ludzi, którzy przychodzą na mecze. Dogadywanie się pod stołem między biznesmenami z poszczególnych klubów powinno spotkać się z ostrą reakcją właśnie nas – kibiców. Widać wyraźnie, że nie wszyscy przychodzą do tego sportu, aby walczyć o medale czy dbać o dobro swoich drużyn, a ich obecność jest jedynie wykorzystaniem kolejnej szansy na zdobywanie kontaktów biznesowych, z których mają zupełnie prywatne korzyści. Naturalne jest to, że pieniądze wyłożone na sponsoring są zwyczajną inwestycją, co akurat zarzutem nie jest, bo być nie może, ale niech nie niszczą zwykłym szarym ludziom pewnego świata, który raz na jakiś czas jest odskocznią od często nieznośnie szarej rzeczywistości. Warto, żeby także sami zawodnicy zadbali o nas, bo jeśli kibice faktycznie przestaną przychodzić na stadiony, to pozostanie biznesmenów w klubach wcale nie jest takie oczywiste, a to odbije się także na ich kieszeni.

Zastanawiałem się czy kupować już teraz bilet na mecz z Włókniarzem. Mam nadzieję, że jednak wszystko odbędzie się w sportowej rywalizacji, ale na wszelki wypadek wolę poczekać do piątku.

One thought on “Kiedy biznes wkracza do sportu…

  • 13-08-2013 z 00:50
    Permalink

    Ten przedostatni akapit wszyscy, niezależnie od klubu, powinni sobie wydrukować. Taki będzie poziom tego sportu, jacy ludzie w nim. I na posadach działaczy, i na trybunach. Proste.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *