Nie jestem ekspertem od polskiej ekstraligi, ale mimo wszystko staram się jakoś tam śledzić nasze krajowe rozgrywki. Tegoroczne na razie do jakichś szczególnie interesujących nie należą, bo skoro część zasadnicza służy do wyłonienia czwórki mającej walczyć o medale oraz spadkowicza, to właściwie spokojnie można ją było zakończyć przed wakacjami.
Po raz kolejny okazuje się, że do osiągnięcia wyniku potrzebna jest odpowiednia atmosfera albo… brak atmosfery u rywali. I mam wrażenie, że w tym roku to drugie rozwiązanie było bardziej „popularne”, bo właściwie cała dolna czwórka stanowi koronny przykład tego jak nie powinna wyglądać i jak nie powinna być budowana prawdziwa drużyna. A i w górnej połówce niektórzy mieli problemy z określeniem co oznacza bycie jednością. Czasem wygrywa się tylko dlatego, że umie przestraszyć sędziego lub komisarza toru i zabiera się atut gospodarzom. Okazuje się, że w Polsce najniebezpieczniejszym torem jest ten, na którym było… najwięcej walki. Może dla bezpieczeństwa wprowadzić zakaz wyprzedzania?
W Get Well Toruń pobito wszelkie antyrekordy i mam nadzieję, że żadna inna ekipa nigdy nawet nie zbliży się tego antymistrzostwa. Nie rozumiem jak to możliwe, że mając tak ustabilizowaną sytuację finansową nie da się tam zdobyć mistrzostwa niezależnie od tego jacy zawodnicy jeżdżą. Menadżerów też było tam wielu i żaden z nich nie wzniósł tego klubu na wyżyny. Przyczyny są najwyraźniej pozasportowe i nie chce mi się w nie wnikać. W każdym razie gołym okiem widać było, że są tam żużlowcy równi i równiejsi. Jedni jechali niezależnie od poziomu jaki prezentowali, a inni nie dostawali nawet szansy na występ. Juniorzy pojechali taką padakę, że aż nie chciało się wierzyć porównując ich występy z ubiegłym sezonem. Aż boję się próbować dowiedzieć co się stało, że ci młodzieżowcy nagle zgubili gdzieś swoje umiejętności i wolę zwycięstwa. Get Well dokonał nie lada sztuki przegrywając u siebie z GKM Grudziądz i Motorem Lublin. I najgłupsze w tym wszystkim jest to, że pewnie ustawi się tam po sezonie kolejka zawodników, żeby podpisać tam kontrakty.
Stal Gorzów do końca teoretycznie walczyła o uniknięcie baraży. Teoretycznie, bo trudno mówić o praktyce, gdy punkty na własnym torze zdobywa dwóch zawodników, a trener nie menadżer nie wystawia do walki Fredrika Jakobsena, który w tym samym czasie mógł walczyć o mistrzostwo Danii juniorów. Wydaje mi się, że sezon dla Stali skończył się 5 maja, gdy gorzowianie zostali upokorzeni na własnym torze przez Falubaz. Od tego momentu jest tylko wegetacja z jedyną jaskółką, którą było zwycięstwo z Unią Leszno. Gorzowianie mieli trochę pecha w postaci kontuzji Andersa Thomsena oraz urazów młodzieżowców, ale zmienia to faktu, że fatalnie jechali Krzysztof Kasprzak i Peter Kildemand, a Szymon Woźniak ogarnął się dopiero pod koniec rundy zasadniczej. Stal jest jedyną ekstraligą drużyną, która nie zdobyła bonusa i samo to już oddaje nawet nie tyle siłę, co możliwość walki o chociażby bezpieczne utrzymanie.
Wielu kibiców uważa Motor Lublin za rewelację rozgrywek, ale tak prawdę mówiąc ich utrzymanie wynika wyłącznie z tego, że trafili na dwie potwornie słabe ekipy. Pisałem jakiś czas temu, że zakontraktowanie Grigorija Łaguty rozwali tą drużynę. Nadal uważam, że Rosjanin za swoje wyniki nie był wart tych pieniędzy jakie za niego zapłacono. Do tego po dwóch pierwszych rewelacyjnych meczach i wejściu przepisów o sprawdzaniu paliwa nagle jego gwiazda nieco przygasła. Według mnie zarówno Get Well, jak i Stal Gorzów były do pokonania nawet bez Łaguty, bo ci teoretycznie słabsi zawodnicy wzięliby na swoje barki ciężar walki o ważne punkty. Co też ważne, Grisza nie uchronił przed gładkimi porażkami na własnym torze ze Spartą i Falubazem i tak naprawdę nic wielkiego ponad zwykłą przeciętność nie pokazał. Według mnie Motor utrzymał się przede wszystkim dzięki… kontuzjom Grzegorza Zengoty, Andreasa Jonssona i Roberta Lamberta. Gdyby nie wypadek tego pierwszego prawdopodobnie nie dostałby szansy na jazdę Paweł Miesiąc, który okazał się jednym z najważniejszych ogniw tej ekipy. Chciałbym jednak zauważyć, że po powrocie na tor Grigorija Łaguty lublinianie pojechali w pełnym składzie sześć spotkań (w tym dwa z ZZ za Andreasa Jonssona) i wygrali tylko te z beznadziejnie słabym Get Well Toruń. Zresztą „Koziołki” w tym dwumeczu zdobyły 5 z 11 punktów, czyli prawie połowę swojego dorobku! Pozostałe zdobycze były w spotkaniach z GKM (bez Łaguty, ZZ za Jonssona), Włókniarzem oraz Stalą Gorzów (bez Lamberta). Dlatego nadal uważam, że ściągnięcie Łaguty rozwaliłoby tą drużynę od środka.
GKM Grudziądz jest chyba szczytowym osiągnięciem nieumiejętności awansu do czołowej czwórki. Nie potrafili co prawda wykorzystać słabości Falubazu w Zielonej Górze, ale pokonali u siebie Spartę, Włókniarza i zremisowali z Unią Leszno. Do tego dołożyli pięć punktów w dwumeczu z Get Well Toruń i wydawało się, że już nie mogą tego spieprzyć. GKM pokazał jednak, że nadal jest niedościgniony w tej dość kompromitującej kategorii. Najpierw na własne życzenie przegrał dwumecz ze Spartą (88:91, choć po 28 biegach prowadził 86:81), potem na swoim torze przegrał z Falubazem poprzez… wyeliminowanie możliwości jazdy po ścieżce pod bandą, a na koniec w swoim stylu oddał bez wielkiej walki spotkanie w Częstochowie. Okazało się, że bez kilkudziesięciocentymetrowego pasa grudziądzkiego toru, kilku… grudziądzkich żużlowców nie potrafi jeździć po tym torze! To jest prawdziwy dramat.
Zresztą w górnej czwórce też nie wszędzie było wesoło. Włókniarz miał spory dołek, ale chyba z niego wyszedł w najbardziej odpowiednim momencie. Z kolei Sparta początek miała bardzo słaby i wyglądało na to, że znów powtórzy się scenariusz z ubiegłego sezonu, tylko zamiast Damiana Dróżdża „wybrańcem” będzie Jakub Jamróg. I co ciekawe, gdy w momencie kryzysowym kontuzji doznał Maciej Janowski zobaczyliśmy jakby odmienioną Spartę. Wrócił Janowski, ale kontuzji doznał Tai Woffinden, a Sparta kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Teraz znów jest w pełnym składzie. Tylko czy to jest osłabienie czy wzmocnienie?
Falubaz stracił w ostatniej kolejce Nickiego Pedersena, ale ma przecież innych zawodników i wydaje mi się, że nie musi to być wcale aż tak wielka strata, jak jest to czasem przedstawiane. Falubaz musi sobie poradzić z nadmiarem liderów, bo ostatnio nie było z tym jakoś specjalnie dobrze. W ostatnich latach właśnie w tym okresie zielonogórzanie nagle tracili to wszystko na co pracowali przez ostatnie kilka miesięcy. Nie do końca jestem pewien czy w tym klubie zmieniło się mentalne podejście działaczy. Było dużo zmian, ale złe nawyki czasem strasznie trudno jest wyrzucić. Cieszę się, że klub zmienił podejście do juniorów i zgłosił dwie drużyny do rozgrywek o DMPJ. Być może jest to oznaka rzeczywistej zmiany. O tym przekonamy się w półfinałach.
Gołym okiem widać, że ligowy żużel jest w kryzysie. Nie chodzi tu finanse czy brak kibiców na trybunach. Problemem jest poziom widowisk, który wynika z tego, że menadżerowie nie potrafią stworzyć drużyny z zawodników, których kontraktują działacze. Co gorsze, czasem wygląda na to, że menadżer musi się tłumaczyć z rzeczy, na które nie ma wpływu. Zamiast interesować się walką na torze jesteśmy zarzucani dyskusjami o zasadności lub niezasadności decyzji sędziego, o tym czy zawodnik poruszył o parę milimetrów czy stał nieruchomo, czy tor jest regulaminowy czy nie. Sędziowie chyba ze strachu przed krytyką zabierają atut gospodarzom albo karzą zawodników niewinnych, żeby uniknąć zarzutów o to, że nie zareagowali. Nie potrafią podjąć decyzji bez powtórek telewizyjnych, a i tak popełniają błędy. Nie w tym kierunku powinno to wszystko podążać…