Udało mi się kupić bilety na mecz Premier League (tej piłkarskiej) Leicester City – Wolverhampton Wanderers. Dlaczego akurat to spotkanie? Bo mój syn jest wiernym kibicem drużyny Lisów i to jeszcze sprzed zdobycia mistrzostwa Anglii. Mecz był w niedzielę, ale łatwiej było kupić bilety lotnicze na sobotę. A w sobotę Leicester Lions podejmowali na własnym torze Skorpiony ze Scunthorpe. Skoro już tam byłem, to nie mogłem odpuścić sobie okazji zobaczenia żużla.
Tor położony jest w kompleksie Beaumont Park, kilka kilometrów od centrum miasta. Mocny wiatr, który wiał w sobotę nad stadionem kołysał okolicznymi drzewami w taki sposób, że tworzyły całość ze stadionem. Nad nami latały m.in. ogromne mewy siodłate. Poza dwiema niedużymi trybunami z siedziskami obok startu, wszystkie pozostałe miejsca są stojące. Można za to chodzić sobie dookoła prawie całego toru, oczywiście z wyłączeniem tej części, gdzie znajduje się parking, i oglądać zawody z różnej perspektywy. Można także stanąć obok startu i będąc kilka metrów od zawodników widzieć całą procedurę jak na dłoni, pod warunkiem, że nie zasłania się w tym miejscu widoczności osobom na wózkach inwalidzkich. Nie ma tutaj wielkich luksusów, ale za to ogromnym plusem jest możliwość oglądania zawodów z bliska. Wiąże się to często z oberwaniem kamyczkami, ale przecież na tym polega żużel. Całkiem sprawnie działa zaplecze gastronomiczne w postaci dwóch przyczep oferujących ciepłe jedzenie oraz trzech miejsc, w których można kupić napoje, w tym cztery rodzaje piwa! Działa także sklepik z pamiątkami klubowymi. Szkoda, że nie było akurat żadnych t-shirtów, ale za można było wybierać spośród chyba siedmiu czy ośmiu rodzajów czapek z daszkiem. Jedną wybrałem – dla mnie rewelacja.
Sam tor wygląda na dłuższy niż jest w rzeczywistości. To prawdziwa 300-metrowa agrafka z krótkimi, ale wyraźnie podniesionymi łukami. Do tego proste za bardzo proste nie są, bo ewidentnie odcinek od wyjścia z drugiego łuku do startu jest pod górkę. To naprawdę wymagający owal i chwała zawodnikom, że w trakcie zawodów był tylko jeden niegroźny upadek. Jak wiele torów na Wyspach, także ten nie ma bramy wjazdowej do parkingu, co jest mimo wszystko swego rodzaju ciekawostką. Wraz z zapadaniem zmroku dało się także zauważyć, że pomimo zapalonych lamp na torze jest stosunkowo ciemno. Nie wiem jak telewizja dawała sobie z tym radę we wcześniejszych latach, bo przecież podczas relacji telewizyjnych światło jest jedną z ważniejszych kwestii.
W Leicester dobre jest to, że stosunkowo blisko stadionu podjeżdżają autobusy miejskie, więc dojazd nie jest wielkim problemem. Do dwóch kas była jedna kolejka, w której stało kilkadziesiąt osób, ale wszystko szło dość sprawnie. Bilety sprzedawały dwie uśmiechnięte starsze panie. Nikt nie sprawdzał co mam w plecaku. Widocznie informacja na tabliczce przed wejściem o tym czego nie wolno wnosić wystarcza. Frekwencja na trybunach była całkiem niezła zważywszy, że nie jest to przecież najwyższa klasa rozgrywkowa. Większość kibiców stanowili ludzie w średnim wieku, ale było także sporo młodych fanów. Akurat w tym przypadku nieprawdą okazało się twierdzenie, że w Anglii większość kibiców stanowią ludzie starsi. To głupie porównanie, ale w Polsce procentowo dużo więcej ludzi starszych jest kościołach.
Zaskoczyła mnie prezentacja, bo spodziewałem się standardowej procedury, tzn. wydawało się, że zawodnicy staną obok wieżyczki i będę mógł zrobić kilka zdjęć. Tymczasem najpierw żużlowcy gości zrobili jedno kółko bez specjalnych fajerwerków, a potem to samo zrobili gospodarze. W trakcie tego objazdu spiker wyczytał nazwiska aktorów tego spotkania i… było po prezentacji. Widać tutaj skupiają się na tym, co najważniejsze, czyli na samych zawodach.
Same zawody nie były może jakoś specjalnie wybitne, choć trochę walki kibice mogli zobaczyć. Szczerze mówiąc nie śledziłem ani wyniku, ani nie skupiałem się specjalnie nad tym kto konkretnie jedzie w danym biegu. Mimo to dało się zauważyć, że goście, szczególnie w drugiej części, zaczęli odstawać. Nie da się ukryć, że tor, który wyraźnie był atutem Lwów, jest mocno specyficzny i domyślam się, że duży wpływ na walkę mają kwestie sprzętowe. I nie chodzi mi o to, że goście dysponowali gorszymi motocyklami. Po prostu nowe tłumiki, które zdecydowanie bardziej „lubią” nawierzchnie twarde i płaskie, tutaj momentami nie dają rady – zwłaszcza widać to na wspomnianym odcinku między wyjściem z drugiego łuku a startem.
Miałem możliwość zobaczenia dwóch angielskich zawodników starszego pokolenia: kapitana Lwów 41-letniego Scotta Nichollsa oraz startującego gościnnie w barwach gospodarzy 37-letniego Chrisa Harrisa. To kawał historii brytyjskiego żużla, a pomimo wieku na takich obiektach wciąż prezentują się naprawdę fajnie – nie odpuszczają i skutecznie potrafią walczyć na dystansie. Trochę poniżej oczekiwać pojechał inny doświadczony Brytyjczyk Ben Barker, który powinien być jednym z liderów Skorpionów. Po raz pierwszy miałem możliwość zobaczenia Ryana Douglasa. 26-letni Australijczyk pojechał świetne zawody tylko raz przyjeżdżając za plecami rywali.
Cieszę się, że niejako przy okazji miałem możliwość zobaczenia żużla w Leicester i przede wszystkim zobaczenia na własne oczy specyfiki tego toru. Angielski żużel podobał mi się przed wyjazdem, a po tym wyjeździe chciałbym wrócić znów na któryś z tamtejszych obiektów. I nie chodzi o jakąś spektakularną walkę, ale o całokształt, czyli geometria wymuszająca na żużlowcach techniczną jazdę, bliskość tej walki, spokój i możliwość odpoczynku. To są takie rzeczy, które strasznie ciężko jest mi wytłumaczyć, bo to moje bardzo subiektywne odczucia.