Drugi cel żużlowego wyjazdu znajdował się na południu kraju, w 6. pod względem ludności miasto Norwegii, czyli w Kristiansand. W pewien sposób to miejsce jest świetnym nawiązaniem do krajobrazu, który widziałem jeżdżąc po tym kraju, czyli do skał obecnych właściwie wszędzie, przynajmniej w południowej części Norwegii.
Kristiansand jest miastem portowym i przynajmniej w teorii stosunkowo łatwo jest się dostać, bowiem pływają tutaj promy z Danii, a taka podróż trwa 2,5 – 3,5 godziny. W praktyce trzeba najpierw dojechać do północnego cypla Danii (z Zielonej Góry jest to 1000 km), a potem zapłacić sporą kwotę za ten rodzaj transportu. Z tego powodu wybrany został inny sposób dotarcia do Norwegii, a do samego Kristiansand dojechaliśmy ze Stavanger (4. pod względem liczby mieszkańców norweskie miasto, położone 230 km na północ od Kristiansand).
Obiekt żużlowy znajduje się we wschodniej części miasta, w strefie salonów samochodowych. Położony jest na wzgórzu, z którego można spoglądać na wspomniane salony, potem las, a za w jednym miejscu za lasem widać nawet morze. Najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu jest wysoka skała znajdująca się kilka metrów za drugim łukiem. Dowiedziałem się o niej z artykułu Damiana Kuczyńskiego, który w 2019 roku na portalu speedwaynews.pl opisał swój wyjazd do Norwegii. Ciekawostką jest to, że można nie tylko oglądać żużel ze skałą w tle, ale także z wysokości kilkunastu metrów, bo da się we w miarę prosty sposób na tę skałę wejść.
Tym razem dotarliśmy na zawody kilka minut po godz, 13:00 (ominęły nas zmagania w klasach 50cc i 85cc) ze względu na chęć zobaczenia latarni morskiej Lindesnes Fyr (naprawdę warto). Przy ulicy stało sporo samochodów, więc weszliśmy szybko przesmykiem pomiędzy dwoma budynkami i znaleźliśmy się w… parkingu. I nie było w tym nienormalnego. Zresztą tam właśnie był kiosk, w którym można było kupić coś do picia i do jedzenia. Tam pan sprzedający poczęstował nas ciastem, a na pytanie o piwo uśmiechnął się tylko i odpowiedział „This is Norway”.
Tor żużlowy, podobnie jak w Elgane, jest częścią większego kompleksu, na który tutaj składają się także tor motocrossowy, tor terenowy dla samochodów zdalnie sterowanych, a teren, który nam posłużył do wejścia nas skałę jest wykorzystywany przez trialowców. Tor żużlowy nie posiada trybun i jest przeznaczony tylko do ścigania. Jeśli ktoś chce oglądać zawody, to musi się dostosować do warunków. Strefa bezpieczeństwa nie jest tutaj oddzielona żadnym ogrodzeniem, i tak naprawdę zabezpieczeniem dla żużlowców, którzy wylecieliby za bandę jest usypana z grubych trocin górka. Nie ma tutaj specjalnej ochrony pilnującej przebywania w tej trochę umownej strefie bezpieczeństwa. Przed pierwszym wyścigiem zwrócono na co prawda uwagę, żeby nie opierać się o bandę, ale w trakcie biegów i tak kilka osób oglądało zawody używając bandy jako podpórki.
Ponieważ klubów w Norwegii jest sześć, a system zawodów pozwala na występ pięciu drużyn, więc jedna zawsze musi pauzować. Tym razem nie występował klub NMK Drammen, a jego miejsce zajęła drużyna Oslo MK, ale tak naprawdę wczorajsi zawodnicy z Drammen zostali rozparcelowani po innych ekipach. Akurat kwestia przynależności jest tutaj sprawą raczej drugorzędną. Ważniejsze jest to, że ludzie chcący jeździć na motocyklach żużlowych mają okazję do tego, żeby realizować swoją pasję.
Sam tor jest dość trudny technicznie. Jest krótki (292 metry), ale przede wszystkim ma bardzo krótkie, ostre i nieco podniesione łuki oraz stosunkowo długie proste. Taka klasyczna agrafka. Podobnie jak w Elgane, także tutaj nie wystarczy bezmyślnie odkręcić manetki gazu do oporu, bo skończy się to problemami z przejechaniem łuku. Tor nie należy do wąskich (11 metrów szerokości na prostych i 15 metrów na łukach), więc jest trochę miejsca na ratowanie się po złym wjechaniu w wiraż. Nawierzchnia ma szary kolor, podobnie jak w Elgane, i okrutnie kurzy się, gdy jest sucha. Na szczęście organizatorzy mieli sensowną polewaczkę i ogarnęli w trakcie zawodów ten problem, ale i tak wychodziłem z zawodów pokryty sporą warstwą tego szarego kurzu. Wewnątrz oczywiście znajduje się mini tor.
Podsumowując, bardzo ciekawy tor położony w nieprzeciętnych okolicznościach przyrody. Cieszę się, że miałem okazję tutaj przyjechać i zobaczyć ten obiekt na własne oczy.