Ice speedway to nie do końca jest moja bajka, ale jednak jest to speedway. Ze wszystkimi tego urokami, wśród których jest także specyficzny zapach, którym można zaciągnąć się przy okazji oglądania zawodów. O ile żużel na sztucznym lodzie udało mi się kiedyś obejrzeć na żywo w Berlinie, to ścigania na naturalnej nawierzchni nigdy nie widziałem. A że klimat się zmienia i skutecznie przeszkadza w rozgrywaniu takich zawodów, to warto zobaczyć je, gdy tak okazja się nadarza.
Obiektem, jeśli można tak powiedzieć, była tafla Jeziora Hamerskiego w letniskowej miejscowości Hamr na Jezeře Nie bardzo wiedziałem na co się przygotować. Na miejscu byłem jakieś 45 minut przed rozpoczęciem zawodów. Okazało się, że kibice stoją na plaży przy brzegu zamarzniętego jeziora. Mogłem zająć miejsce przy taśmie ograniczającej wejście, ale wolałem połazić po plaży. Okazało się potem, że przybyło naprawdę sporo kibiców, a oglądanie z trzeciego rzędu wiązało się oczywiście z pewnymi trudnościami. Ludzie radzili sobie wykorzystując stoły, ławki i kłody dostępne na plaży, a nawet usypując górki z piasku, byle być choć trochę wyżej.
Okazało się, że zmianie uległy parametry toru. Jeszcze tydzień wcześniej wg protokołu dostępnego na stronie czeskiej federacji tor miał mieć 350 metrów długości, 12 metrów szerokości na prostych i 15 metrów szerokości na łukach. Ostatecznie zgadzała się tylko szerokość prostych. Długość wynosiła 400 metrów, a szerokość łuków – 18 metrów. W sumie, jakby się uprzeć, na zamarzniętym jeziorze można też zorganizować lodowy long track 🙂
Parking znajdował się również na lodzie, kilkadziesiąt metrów od wyznaczonego toru. Zawodnicy trenowali na jeziorze kręcąc kółka w różnych miejscach. Nie było ta niestety dostępu dla kibiców. Prezentacja odbyła się „na piechotę”. Czułem się trochę jak w Pardubicach, bo był ten sam spiker. W końcu to tamtejszy klub był organizatorem zawodów. Trochę się to wszystko przeciągało, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Spojrzałem potem na zdjęcia. Od rozpoczęcia prezentacji do wyjazdu do pierwszego biegi minęło niecałe 20 minut, więc nie było tak źle. Mając jednak na uwadze, że temperatura była dodatnia, a do tego świeciło ostre słońce, wydawało się, że każda minuta się liczy.
Nie da się ukryć, że ice speedway w tym czeskim wydaniu, to rozrywka dla panów w średnim wieku, często z mniejszym lub większym brzuszkiem, niekoniecznie kojarzącym się z jakimś szczególnie sportowym trybem życia. To zdecydowanie zawody dla prawdziwych pasjonatów, przygotowujących sprzęt w zaciszach swoich warsztatów. Nie ma przecież producenta ram do motocykli lodowych. Wszystko jest robione własnym sumptem. Dlatego też bardziej liczyła się możliwość jazdy niż wyniki, choć były to przecież jak najbardziej oficjalne mistrzostwa.
Zawody miały kilku faworytów, ale jednocześnie można powiedzieć, że przekrój zawodników był od uczestników mistrzostw świata do absolutnych amatorów. Startowało ośmiu Czechów, trzech Austriaków, trzech Niemców i dwóch Holendrów. Szkoda, że zaproszenia nie dostał Michał Knapp. Wśród tych najlepszych byli Lukáš Hutla, Frank Zorn, Andrej Diviš, Sebastian Reitsma, Max Niedermaier. Kilka razy oglądaliśmy mijanki, było trochę walki między tymi najlepszymi. Ci słabsi jechali tak, żeby dojechać, jeden nawet został zdublowany. Ci lepsi zupełnie inaczej składali się w łuki, pochylając się bardzo nisko. Bardzo podobały mi się wyrzucane w górę spod kół drobinki lodu. Najciekawsze pojedynki stoczył ulubieniec publiczności Lukáš Hutla, który na dystansie wyprzedził Franka Zorna, a potem pokonał także Andre Diviša.
Pomiędzy pierwszą a drugą serią była dość długa przerwa, bowiem dwa quady niezbyt skutecznie radziły sobie z czyszczeniem toru. Z kolei pomiędzy drugą a trzecią serią w ogóle nie było przerwy. W XII wyścig upadek zanotował Austriak Josef Kreuzberger, który został wyrzucony z motocykla na drugim łuku. Gdy zawodnicy byli przygotowani do startu w powtórzonym biegu, na tor wjechał Fran Zorn, który miał startować w kolejnym wyścigu. Po dwunastej gonitwie poszedłem do samochodu, żeby zanieś aparat i wziąć rękawice. Już wtedy wychodziło sporo ludzi, szczególnie tych z dziećmi. Przerwa po trzecie serii znów była długa. Potem odjechano XIII wyścig i… zakończono turniej z powodu problemów z lodem. Problem był przy wejściu w drugi łuk, a przynajmniej tam lód sprawdzano. Z tego co zrozumiałem, to spiker dwa razy opowiadał o motocyklu leżącym na dnie Jeziora Bajkał. Dodał potem, że nie chciałby, że podobna sytuacja miała miejsce na Jeziorze Hamerskim.
Ruszyłem więc z powrotem do samochodu, żeby w miarę sprawnie wyjechać, co też rzeczywiście się udało. Widziałem z samochodu, że kibice weszli na lód, ale nie chciało mi się już wracać. Termometr w aucie pokazywał wtedy 6°C.
Fajnie, że udało się zawody zorganizować, odjechano trzy serie, dzięki czemu można je było zaliczyć. Po formalnym zakończeniu zawodnicy kręcili jeszcze kółka gdzieś w bocznych częściach jeziora. Sobota była absolutnie ostatnim dniem, w którym turniej mógł się odbyć, bo idzie ocieplenie.
Ice speedway jest folklorem – rozgrywką pasjonatów. Niektórzy przygotowują sprzęt, żeby zapewne raz w roku wyjechać na tor, jeśli pogoda pozwoli. Mimo wszystko silnik są wciąż produkowane, a reszta jest robiona we własnym zakresie.