Plochá dráha pod Ještědem

Czeski żużel jest połączeniem spędzenia czasu na świeżym powietrzu, psychicznego odpoczynku oraz oczywiście cieszenia się możliwością oglądania ludzi ścigających się „w lewo”.

Trzeba tutaj zrobić małe rozgraniczenia, bo ten czeski żużel dzieli się na duże i mniejsze imprezy międzynarodowe (m.in. pardubicki długi weekend, Memoriał Lubosa Tomicka oraz Turniej SGP w Pradze) oraz na lokalne zawody z udziałem miejscowych zawodników. O ile do Pardubic udaje mi się od jakiegoś czasu jeździć co roku, to ten lokalny speedway zaniedbałem okrutnie. Sam się zaskoczyłem, bo ostatnimi moimi zawodami były Indywidualne Mistrzostwa Czech w Brezolupach, rozegrane… 12 października 2019 roku. Wtedy sporo było seniorów, mało juniorów, a dziś sytuacja wygląda odwrotnie. W Czechach jest mniej imprez niż przed pandemią, więc trudno oczekiwać jakiegoś wysokiego poziomu. Ważne, że wciąż są młodzi, którzy chcą się bawić w żużel, a spośród nich czasem wyskoczy jakiś talent.

Jeśli chodzi o tor w Libercu, to wróciłem tutaj po ponad sześciu latach przerwy. Niewiele się przez ten czas zmieniło. Na pierwszym łuku ustawiono kilka rzędów trybun, piwo kupuje się w innym miejscu i to chyba tyle różnic. Najważniejsze, że klimat został podobny, bo wciąż można sobie tutaj usiąść, pooglądać zawody i zwyczajnie odpocząć.

Potencjał do fajnego ścigania ten owal ma spory. Zakładam, że zbudowano go przede wszystkim z myślą o szkoleniu niższych klas, które w Czechach działało na długo przed wynalezieniem go w naszym kraju. Tor, według oficjalnych danych z czeskiej federacji, ma 275 metrów długości. Szerokie proste i łuki (odpowiednio 15 i 18 metrów sprawiają, że można się tutaj trochę rozpędzić, pomimo bardzo krótkich prostych. Jednocześnie prędkość motocykla niekoniecznie musi być czynnikiem decydującym o zwyciestwie. Start znajduje się blisko wyjścia z drugiego łuku, bo zwyczajnie cała prosta jest za krótka, żeby wykombinować jakieś inne rozwiązanie.

Zawody składały się z dwóch turniejów: Indywidualnego Pucharu Czech oraz (6. zawody z serii turniejów indywidualnych, będących swego rodzaju eliminacjami do Mistrzostw Czech) oraz drugiego z czterech turniejów cyklu o Mistrzostwo Czech w klasie 250ccm. W sumie na starcie stanęło 25 zawodników (trzy miejsca pozostały nieobsadzone), a program przewidywał aż 33 wyścigi.

Miałem trochę obaw, bo w ciągu tygodnia prognozy niekoniecznie były korzystne, a pogoda w drodze nie rozpieszczała. Droga z Zawidowa do Liberca jest momentami bardzo kręta i trzeba tutaj uważać, szczególnie podczas deszczu. Na miejscu byłem nieco ponad pół godziny przed planowanym rozpoczęciem. Trwał właśnie trening w klasie 250ccm i widać było, że niektórzy zawodnicy mieli problemy z płynną jazdą. Tor jednak na tyle przesechł, że jeszcze przed prezentacją konieczna była interwencja polewaczki, a potem kurzyło się dość mocno.

W IP Czech, oprócz Czechów na starcie stanął nieco szalony Australijczyk Michael West oraz dwóch Polaków: 16-letni leszczynian Krystian Buczyński oraz Kacper Szopa, który aktualnie w Polsce nie ma swojego klubu, po sławnej kłótni z Wilkami Krosno. Kacper jeździ więc po Europie, podpisał kontrakty w Danii i Szwecji, wystąpił kilka razy w Czechach i kilku innych krajach. Jest więc aktualnie chyba jedynym polskim żużlowym obieżyświatem. A ja dostałem rykoszetem w całym tym zamieszaniu, bo klub z Krosna zablokował mnie na Facebooku. Żenujące, ale co zrobić…

W klasie 250ccm obsada była całkiem zacna, bo startował mistrz świata oraz mistrz Europy Maksymilian Pawełczak, 2 wicemistrz Europy Karol Szmyd. Do tego trójka nieobliczalnych i bardzo walecznych Słoweńców ze Svenem Cerjakiem na czele, czwórka Czechów i jeden Włoch.

Szczególnie w niższej klasie było momentami bardzo interesująco, choć u starszych kolegów emocji też nie brakowało, szczególnie dzięki Australijczykowi oraz Danielowi Klimie. „Kangur” był z zupełnie innego świata, inaczej składał się w łukach, wyginał się na motocyklu i przyznam, że poczynił spore postępy. To też jest taki obieżyświat jak Kacper Szopa, tyle że ma kontrakt w polskim klubie i występuje w Ekstralidze U24.

W odróżnieniu od „dorosłych” zawodów, w 250ccm po dwunastu biegach był wyścig finałowy – starcie polsko-słoweńskie. Nasz mistrz najlepiej wystartował i rozegrał pierwszy łuk, ale nieustępliwy Sven Cerjak atakował szerzej i w końcu dopiął swego. Widać, że wygranie z Maksymilianem daje mu bardzo dużo radości, więc każde starcie jest swego rodzaju wyzwaniem. Cieszę się, że nasi najlepsi zawodnicy w tej kategorii wiekowej przyjmują zaproszenia na takie zawody i nabierają doświadczenia na nawierzchniach niekoniecznie wymuskanych tak jak w naszym kraju.

Wydaje mi się, że niedzielna impreza była jedną z niewielu okazji do zobaczenia zawodników startujących na Jawach. W wyższej klasie jeździli na nich Daniel Halamka oraz Radek Bambuch, w niższej Adam Nejezchleba i Lukas Hromadka, choć w przypadku tego ostatniego trudno mówić o jeździe, gdy po trzech defektach wycofał się z rywalizacji. Trudno mi powiedzieć czy to były jakieś w miarę nowe silniki. Adam Nejezchleba jest sporą nadzieją Czechów. Wróciłem do zdjęć z Teterow i tam jeździł na włoskich konstrukcjach. Być może fabryka z Divisova wykorzystuje takie zawody do testowania swoich produktów?

Niedzielne ściganie było pierwszymi formalnymi zawodami w tym roku na torze w Starych Pavlovicach (dzielnica Liberca). Na trybunach zasiadła garstka kibiców. Zastanawiałem się czy czasem w parkingu nie ma więcej ludzi niż na widowni. Liberec, jak na czeskie warunki jest dużym – 5. pod względem liczby mieszkańców – miastem, mającym nieco ponad 100 tys. ludzi. Obiekt, co widać na kilku zdjęciach, zlokalizowany jest blisko trzech wieżowców, a mimo wszystko istnieje. Cóż, tak to wygląda w Libercu. Szału z frekwencją nie ma, ale speedway działa, choć kilkanaście lat temu wcale nie była to taka oczywistość. To jest sytuacja, która może być niespecjalnie rozumiana w Polsce, ale nie wszystkie zawody są rozgrywane dla kibiców. Jeśli ktoś chce, może przyjść, zapłacić 200 Kč, usiąść, wypić kawę, piwo albo coś mocniejszego, zjeść parka v rohliku. Piknik.

I na koniec ciekawostka. Ile czasu może zająć rozegranie 33 wyścigów? Otóż organizatorom zajęło to… 2,5 godziny. Szybkość godna ambitnych planów ekstraligowo-telewizyjnych w Polsce. Byłyby niezłe hece, gdyby nagle ktoś wymyślił u nas, że tory nie mogą być dłuższe niż 300 metrów 🙂

Czeski żużel jest pewnym folklorem, w którym stosunkowo niewiele się zmienia. Można narzekać, że się nie rozwija, że nie nadąża za trendami, ale czy naprawdę trzeba gonić za pomysłami innych? Czesi mają tutaj swój świat i bardzo dobrze, że taki świat jest dostępny, że nie wszystko wygląda tak jak u nas. W Libercu wartością dodaną jest widok góry Ještěd, z charakterystyczną anteną na szczycie. Na początku tenże szczyt przykrywały chmury, potem zaczął się przebijać, a następnie widać go już w całości. Pierwszy łuk libereckiego owalu z widokiem na Ještěd, to jedno z moich ulubionych miejsc na mapie żużlowych podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *