Mamy za sobą dziewięć kolejek, a więc można pokusić o pewne spostrzeżenia. Widać gołym okiem, że w tabeli istnieje dość wyraźny podział na pierwszą czwórkę ze zdecydowanym liderem, potem są trzy kluby, które teoretycznie mogą się jeszcze powalczyć o play-offy, choć pewnie bliżej im do walki o spokojne utrzymanie, a na końcu mamy trzy kolejne drużyny próbujące uniknąć walki tejże o utrzymanie. Mniej więcej zgadza się to z przedsezonowymi przewidywaniami, co nie oznacza, że nie ma pozytywnych i negatywnych niespodzianek.
Na razie poza zasięgiem jest Tauron Azoty Tarnów. „Jaskółki” górują nad rywalami nie tylko punktowo, ale także, a może przede wszystkim, dobrą atmosferą w swoich szeregach. Przed sezonem pisałem, że dla mnie największą wartością tego zespołu jest Marek Cieślak i zdania nie zmieniam. Wiadomo, że bez odpowiedniego wsparcia zawodników żaden trener ani menadżer niewiele osiągnie, ale ta reguła działa także w drugą stronę i ta druga strona jest według mnie nawet ważniejsza. Bo przecież to właśnie osoba mająca grupę ludzi spiąć w całość tworzy w dużej mierze ducha drużyny. Tarnowianie nie przegrali jeszcze meczu, a pamiętać trzeba, że jedyny remis był spowodowany błędem i upadkiem ich zawodnika. Najbardziej zagroziła im Stal Gorzów, która o mały włos nie zdobyła jaskółczego gniazda, ale w najważniejszym momencie pozbierał się ich lider Greg Hancock. Posiadanie w swoich szeregach gościa potrafiącego odwrócić losy meczu, to nieoceniony kapitał. Ciekaw jestem czy tarnowianie nadal będą w takim gazie, bo przecież proponowane na przyszły sezon przepisy promują średniactwo, a nie wysoki poziom.
Druga w tabeli jest Stal Gorzów i jest to powód do zadowolenia. Jednak nad Wartą mają od pewnego czasu wyraźny problem z atmosferą. Jest chyba niezły klimat od strony kibiców, bo wciąż dość tłumnie przychodzą na mecze, ale wewnątrz drużyny sprawa nie wygląda już tak różowo. Mający najgorszy od wielu lat sezon Tomasz Gollob jedzie słabo i nie wiem czy on sam potrafi określić przyczynę tego stanu rzeczy. Rolę lidera przejął niedoceniany Niels Kristian Iversen, ale Duńczyk w najważniejszych momentach częściej przyjeżdża za rywalami. Do tego część drużyny nie radzi sobie na mokrych torach, co pewnie zostanie jeszcze niejednokrotnie wykorzystane. Teraz gorzowianie mają przed sobą dwa teoretycznie łatwiejsze mecze, w których powinni zdobyć komplet sześciu punktów. Mimo problemów czwórkę mają raczej pewną.
Stelmet Falubaz Zielona Góra póki co jedzie dość przeciętnie. Praktycznie w każdym meczu są tu dwie lub trzy mniejsze lub większe dziury. Najdziwniejsze jest więc to, że pomimo tych ograniczeń aktualny wciąż mistrz Polski dość spokojnie zmierza do play-offów. Z drugiej strony ta drużyna ma wciąż ogromny potencjał, który jest jeszcze z różnych powodów uśpiony. Jeżeli uda się te dziury choć w części załatać, to siła zielonogórzan będzie naprawdę potężna. To założenie będzie jednak aktualne jeśli Aleksandr Loktajew oraz Patryk Dudek utrzymają swoją dyspozycję, bowiem to właśnie ta para młodzieżowców dość niespodziewanie stanowi w dużej mierze o wartości Falubazu.
Unia Leszno drugi rok z rzędu ma problem z kontuzjami. Uraz wyeliminował ich lidera Jarosława Hampela, a jednak reszta drużyny nie poddała się i dzielnie walczy o ekstraligowe punkty. Warto zauważyć, że „Byki” w każdym meczu jadą czterema krajowymi juniorami, co jest ewenementem w ekstralidze. Siłą tego zespołu jest bardzo wyrównany skład, w którym nie ma może jakichś wielkich nazwisk, ale za to jest duża ambicja i wola zwyciężania. Słabsze występy jednych są nadrabiane przez innych, co świadczy dobrze o drużynie. Zobaczymy jak Unia będzie jeździć dalej, ale na razie młodzi leszczynianie są zdecydowanie nad kreską.
Unibax Toruń, choć zajmuje piąte miejsce, jest na razie największym rozczarowaniem tegorocznych rozgrywek. Skład miał się opierać na czterech mocnych seniorach, wspartych parą przyzwoitych juniorów, a wszystko zapakowane w krzyżacką otoczkę. Plany były niezłe, ale ani seniorzy, ani juniorzy nie spełniają oczekiwań. Strasznie pogubiony jest Adrian Miedziński i to jest zapewne jeden z największych problemów. Być może przyzwyczajony do bycia liderem „Miedziak” nie bardzo potrafi sobie poradzić z wewnętrzną rywalizacją o przywództwo. Sytuację skomplikowała kontuzja Darcy’ego Warda, ale być może paradoksalnie zmniejszona ilość liderów wyjdzie na dobre drużynie, bo każdy z trójki seniorów będzie musiał wziąć na siebie większą odpowiedzialność za wynik, a do tej pory troszkę ta odpowiedzialność rozmywała się wśród nich. Na pewno nie można jeszcze torunianom odbierać szans, ale nie mogą sobie już pozwolić na żadną wpadkę.
PGE Marma Rzeszów rozpoczyna grupę drużyn, które mogą już chyba zapomnieć o czwórce. Po raz kolejny „Żurawie” mają solidny skład i znów brakuje trochę determinacji w tym wszystkim. Coraz częściej zawodzi Jason Crump i nie za bardzo można te straty nadrobić. Rzeszowianie przeżyli ogromną tragedię, bo w wyniku wypadku stracili na zawsze Lee Richardsona. Po śmierci Brytyjczyka zespół zaczął nawet jechać lepiej, ale znów powrócił do trochę trochę nijakiej postawy. Nie wiem z czego to wynika, być może ta armia zaciężna potrzebuje innego menadżera? W każdym razie ja nie widzę za bardzo podstaw do walki o play-offy, choć personalnie na papierze ta drużyna prezentuje się całkiem przyzwoicie.
Polonia Bydgoszcz jedzie lepiej niż przypuszczałem i jest na najlepszej drodze do spokojnego utrzymania się w ekstralidze. Ambicje nad Brdą są pewnie większe, ale nie ma się co oszukiwać – z tym składem trudno liczyć na walkę o medale. Chyba powyżej oczekiwań spisuje się trójka krajowych seniorów i młodzi wychowankowie, ale rosyjski zaciąg raczej nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Jest to jednak na pewno baza do budowy drużyny na kolejny sezon. Bydgoszczanie wciąż jeszcze są za słabi, żeby podjąć wyrównaną walkę na wyjazdach, ale na włqsnym torze sprawią pewnie jeszcze niejedną niespodziankę.
Włókniarz Częstochowa, to specjaliści od pięknych porażek. Aż dziw bierze, że z takim zaangażowaniem, jakie prezentują zawodnicy i całkiem niezłym składem, mają ledwie jedno „oczko” przewagi nad strefą spadkową. W pewnym momencie zabrakło Grigorija Łaguty, ale głównym problemem była chyba nie do końca przemyślana decyzja o zatrudnieniu Janusza Stachyry, który bardziej chciał dbać o wynik niż o atmosferę. Na plus trzeba zaliczyć, że sytuację szybko oczyszczono, jednak ciężko będzie odrobić stracony czas. Życzę „Lwom” spokojnego utrzymania się w lidze, bo na więcej w tym sezonie raczej nie ma co liczyć.
Lotos Wybrzeże Gdańsk, to dla mnie największa porażka tego sezonu. Wiedziałem, że w tym przypadku w grę wchodzić będzie tylko walka o utrzymanie, ale jednak marność tej ekipy zaskoczyła in minus. Jest to pewnie w części pochodna podpisanego kontraktu z Piotrem Świderskim, który wciąż leczy ubiegłoroczną kontuzję. Gdańszczanie mogą się cieszyć, że ograniczono ilość zawodników z cyklu SGP do jednego w meczu, bo dzięki temu mogli podpisać kontrakt z Nickim Pedersenem.
Na koniec pozostał Betard Sparta Wrocław. W tym przypadku można powiedzieć, że biednemu wiatr w oczy, bo kontuzje Nicolai Klidnta, Tai’a Woffindena oraz Patryka Malitowskiego dość mocno zaważyły na postawie zespołu. Dziwię się jednak, że ostatnio wrocławianie totalnie odpuszczają mecze wyjazdowe, gdzie jedynie Tomasz Jędrzejak stara się walczyć. Ciężko w ten sposób pozyskać sympatię kibiców. To co wypawiają Sebastian Ułamek i Fredrik Lindgren staje się mocno żenujące i wygląda na jakieś obniżanie KSM, co oznaczałoby, że raczej żaden z nich nie ma zamiaru zostawać we Wrocławiu. A przecież nawet bez kontuzjowanej dwójki obcokrajowców tą drużyną stać na dobrą postawę i zwycięstwa na własnym torze z wyżej notowanymi rywalami. Wcale się nie zdziwię, jeżeli Sparta pokona u siebie Unibax czy Falubaz, ale do tego potrzeba na pewno chęci wszystkich zawodników.
Gołym okiem widać już teraz, że decyzja o powiększeniu ekstraligi przy jednoczesnym zwiększeniu ilości krajowych jeźdźców oraz ograniczeniu zawodników z cyklu SGP dość znacznie obniżyła poziom rozgrywek. Szkoda, że nikt nie chce wyciągnąć z tego sensownych wniosków.