Podumowanie niedzieli

Dziś po raz kolejny okazało się, że nawet najsłabsza drużyna ekstraligi jest za silna dla pierwszoligowego wicemistrza. Co prawda Lotos Gdańsk wygrał na własnym torze, ale różnica czterech punktów według mnie nie wystarczy aby dostać się do elitarnej ósemki.

Gdańszczanie dali ciała, bo prowadzili już nawet różnicą dwukrotnie wyższą. Gdyby ją utrzymali ich szanse byłyby dużo większe. A tak mamy w zasadzie do rozegrania formalność w Częstochowie. Jakoś nie wierzę, że ta pierwszoligowa przeciętność wystarczy na ekstraligową cieniznę. Sam kilka lat temu, można powiedzieć, że na własnej skórze, przekonałem się jak wielka jest przepaść między tymi dwoma klasami rozgrywkowymi. W 1999 roku ówczesny ZKŻ Zielona Góra walczył właśnie o powrót do elity i wydawało się, że mamy szansę z Apatorem Toruń, ale już w pierwszych pięciu wyścigach dwumeczu wybito nam te marzenia z głowy, bo na własnym torze przegrywaliśmy 8:22. W dzisiejszych barażach nie było takiej miazgi, ale spokojne, wcale nie rewelacyjne, punktowanie trzech zawodników (gwiazdy, zagubionego juniora i weterana) dało całkiem przyzwoity wynik. Świadczy to chyba jednak o obniżeniu poziomu, bo jeśli tylko tyle wystarczy, to niestety nie wróży dobrze na przyszłość.

Właśnie się dowiedziałem, że gospodarze złożyli protest przeciw nieregulaminowym silnikom Sławomira Drabika. Wcale się nie dziwię, bo to wstyd przegrywać z 44-letnim dziadkiem (oczywiście w pojęciu sportowym), który w rundzie zasadniczej wykręcił średnią 0,879 pkt/bieg. Sędzia nie uznał wniosku i wynik utrzymał. Trzeba przyjechać do nas i nauczyć się jak składać dobre protesty. Myślę, że zielonogórzanie spokojnie mogliby rozpocząć kursy dla chętnych w tej dziedzinie.

Nawiąże trochę do wczorajszego artykułu. Dziś ostatni tegoroczny mecz ligowy w Polsce rozegrał Speedway Miskolc. I co? Uciułał całe 23 punkty. Rybniczanie muszą zapłacić za 78 punktów, co nawet przy obniżonych gażach dla zawodników jest sporym wydatkiem. Przecież to jest jakiś absurd. Węgrzy nie są w stanie nawet zebrać pełnego składu. Pokonują ponad 400 km tylko po to żeby oddać mecz bez walki i pogrążyć rywali, którzy i tak ledwo wiążą koniec z końcem. To trzeba zakończyć, bo takie sztuczne dołączenie zagranicznych drużyn doprowadzi do bankructwa polskie kluby. Na domiar złego po zaledwie 33 dniach z Rybnika wycofał się sponsor tytularny, bo nie udało mu się przezwyciężyć mentalności działaczy.

Koniec sezonu coraz bliżej, więc niektóre kluby starają się organizować turnieje indywidualne mające na celu zakończenie tegorocznych zmagań w niezłej obsadzie. W Krakowie odbył się II Turniej o Puchar Prezydenta Miasta Krakowa, w którym drugie miejsce zajął Grzegorz Zengota, pokonując w finale Jasona Crumpa i Adriana Miedzińskiego. Wiem, że nie można przeceniać tego typu imprez, ale Zengi kolejny raz pokazuje się z dobrej strony w rywalizacji indywidualnej na obcym torze. Wciąż nie widać przełożenia na ligę, ale według mnie jest to dobry prognostyk na przyszłość. Grześ miał trudny sezon, bo był to jego pierwszy rok startów jako seniora. Widać jednak, że chce się rozwijać. Pojechał po naukę do Anglii, gdzie na trudnych torach szło mu całkiem przyzwoicie. Wciąż ciężko mu się przełamać w Polsce, jednak według mnie powinien dostać szansę występów w Falubazie na kolejny sezon. To chłopak stąd, ambitny, ale z wyraźnym brakiem pewności siebie. Nie służy mu presja w polskiej lidze, jednak przedwczesne skreślenie go byłoby błędem. Życie pokazuje, że w najważniejszych momentach nikt nie będzie walczył tak jak wychowankowie.

Mój tata opowiadał mi jak to w latach sześćdziesiątych jeździł po Polsce Jurij Gagarin – pierwszy człowiek w kosmosie. Odbywały się specjalne spotkanie w różnych miastach, m.in. w Zielonej Górze, na których zwykli ludzie mogli na własne oczy zobaczyć radzieckiego bohatera. Teraz podobna sytuacja pojawia się w żużlu. Otóż wczoraj podczas turnieju pożegnalnego Piotr Palucha w Gorzowie przyjechał Tomasz Gollob, ale nie wystąpił. Po prostu był. 16 października w Rzeszowie ma się odbyć memoriał im. Eugeniusza Nazimka, będący w pewnej części  koncertem życzeń prezes Marty Półtorak. Pojawi się także nowo kreowany mistrz świata, ale… nie wystąpi. Spotka się z kibicami i będzie służyć radą kolegom z toru. Ciekawie to sobie wymyślił pan Tomasz. Jako world champion będzie za drobną opłatą pielgrzymował po kraju dając możliwość zobaczenia się kibicom. Genialne. Warto zostać mistrzem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *