SGP, Warszawa

Wielki pech Dominika Kubery w Warszawie. Upadek wyglądał bardzo nieprzyjemne i chyba skończy się wcale nie lekką kontuzją. Nie będę się wymądrzał, ale moją uwagę zwróciło zdjęcie nogi z haka, dosłownie pół sekundy przed upadkiem. Bez tej możliwości kontroli skończyło sie tak, a nie inaczej.

Trzeba przypominać nawet tym solidnym ligowcom, że na torach innych niż ekstraligowe często trzeba jechać inaczej.
Dobrze jest też raz na jakiś czas odejść od polskiej czy szwedzkiej ligowej rutyny i pojechać na innych owalach.

—–

Ja nie wiem jak działa ta machina pod nazwą Speedway Grand Prix, ale wygląda na, że wszystko rozgrywane jest w ten sposób, żeby nasz wielki, jedyny i niepowtarzalny mistrz, nasze dobro narodowe sponsorowane przez nas wszystkich, został po raz kolejny mistrzem świata. Tylko zapomniano powiedzieć o tym Jackowi i Danielowi.

Początkowo wydawało się, że będą fajne zawody, ale najwyraźniej organizatorzy nie mieli pomysłu na sensowne równanie toru w Warszawie. Komentatorzy piali z zachwytu nad kwestiami, które są oczywiste – jeśli chce się mieć ściganie od pierwszego wyścigu, to szersza połowa toru musi być przygotowana inaczej niż część przy krawężniku. Niestety, od piątego wyścigu po względem sportowym z toru wiało nudą.

Wystarczyło jechać ścieżką dwa metry od krawężnika i to załatwiało sprawę. Ewentualnie w ostatnim wyścigu serii, gdy coś się odsypało, można było wykorzystać nieuwagę frajerów trzymających krawężnik. Scenariusz do bólu przewidywalny.

Ogólnie jednak mamy sukces, bo tor w miarę wytrzymał całe zawody, a na trybunach zasiadło znów sporo kibiców. Dla mnie jednak próba udowadniania, że w żużel w Stolicy ma sens i wykładanie idiotycznie wielkich pieniędzy w celu pokazania speedwaya ludziom, których on nie interesuje, jest gwoździem do trumny tego pięknego sportu. Szkoda, że nie można rozegrać rundy SGP w Opolu, Nagyhalasz, Wolverhampton, Berwick czy w Cloppenburgu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *