W ramach poznawania nowych imprez i cieszenia się niszowym speedwayem udałem się do Wolfslake – osady położonej na północno-zachodnim krańcu berlińskiego ringu. Okazją były zawody Speedway Liga Nord, czyli coś w rodzaju trzeciej ligi niemieckiej.
Ta trzecia liga niemiecka, to oczywiście pewne uproszczenie, bo tak naprawdę są SLN jest częścią NBM, czyli Norddeutsche Bahnmeisterschaft – rozgrywek prowadzonych przez Norddeutsche Bahnrennen Veranstalter. Nie wiem jakie jest oficjalne tłumaczenie (czy w ogóle jest?). Można to przetłumaczyć jako Północnoniemiecka Organizacja Wyścigów Torowych, zrzeszająca kluby posiadające tory trawiaste, długie, klasyczne i minitory z północnej połowy Niemiec. Jak łatwo się domyśleć, istnieje także Süddeutsche Bahnrennen Veranstalter (prowadząca SBM), ale działa zdecydowanie mniej prężnie. Ten podział w niemieckim żużlu jest zapewne ciekawym tematem do opisania podstaw organizacyjnych speedwaya za naszą zachodnią granicą, ale tym musiałby się zająć ktoś, kto ogarnia o co w tym wszystkim chodzi.
W tym sezonie do rozgrywek Speedway Liga Nord przystąpiło siedem drużyn: Wolfspack Wolfslake, MC Güstrow Torros, Frisian Lions (Moorwinkelsdamm), Brokstedt Young Vikings, Emsland Speedway Team (Dohren), Teterower Hechtjungs oraz Meißen Hornets. Bardzo ciekawa jest struktura drużyn, bowiem w każda z nich składa się z pięciu podstawowych zawodników (Senior, U26, U24, U22 oraz Junior-C, czyli klasa 250) oraz ewentualnie dwójka rezerwowych jeden do klasy 500 i jeden do klasy 250. W każdej podstawowej serii jest pięć wyścigów, przy czym zawodnicy klasy 250 ścigają się oczywiście tylko ze sobą, a zawodnicy klasy 500 mają normalny układ biegów, znany z czwórmeczów. W wyścigach nominowanych jedzie wyłącznie klasa 500, więc całość zawodów składa się z dwudziestu czterech wyścigów. To jest bardzo ciekawy pomysł, który pojawił się w północnych Niemczech dobrych kilka lat temu.
Tor w Wolfslake jest bardzo specyficznym owalem, posiadającym dwa różne łuki i nierównoległe, proste. Do tego czarna żużlowa nawierzchnia, która potrafiła kiedyś sprawiać sporo problemów zawodnikom. Na początku tegorocznego sezonu przeprowadzono prace na tym torze, poszerzono nieco do środka drugi łuk, uregulowany jest krawężnik. Nie wiem jaka jest obecna długość toru. Ostatni raz byłem tutaj prawie dziewięć lat temu, wówczas było to 335 metrów. Teraz powinien być oczywiście nieco krótszy. Nie jest więc tor szczególnie szybki, raczej techniczny. Chciałoby się zobaczyć jak radzą sobie tutaj gwiazdy, jak radzą sobie polscy juniorzy. To bardzo fajne miejsce do nauki. Tak na marginesie warto dodać, że w 2016 roku ktoś wpadł na pomysł, żeby rozegrać tu zawody żużlowej ligi mistrzów. Niestety, na kilka dni przed turniejem został on odwołany, bo ktoś inny dopatrzył się, że brakuje podstawowej infrastruktury. A bilety zostały sprzedane…
Zaskoczyło mnie, że na słupach pojawiły się lampy, choć jeszcze nie na wszystkich. Nie wiem czy jest to przygotowanie pod rozgrywanie zawodów przy sztucznym oświetleniu, czy kwestia wykorzystania obiektu do jakichś innych imprez. Same słupy stały tutaj od kiedy pamiętam, jeszcze jako pozostałość dawnych czasów. Choć te dawne tak stare znowu nie są, bo sam obiekt otwarto w 1980 roku. Na stronie klubowej można znaleźć informację, że 1995 roku zanotowano tutaj rekord frekwencji, gdy podczas Speedwayshow „Der Hammer“ na trybuny przybyło 5 tys. ludzi. Poza lampami chyba niewiele się zmieniło. Nadal działa stara polewaczka IFA, choć daleko jej do skuteczności sprzętu z Debreczyna. Jeździ także staruszek ciągnik.
Obiekt nosi nazwę „Eichenring” i rzeczywiście zielone otoczenie prezentuje się bardzo ciekawie. Myślę, że jeszcze lepiej wygląda to wszystko w jesiennych miesiącach, gdy liście na drzewach zmieniają kolory.
Same zawody, jak na umowną trzecią ligę niemiecką, miały naprawdę niezły poziom. Nie brakowało walki, było kilka mijanek. Tor przez trzy rundy zachowywał się właściwie wzorowo, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Choć był twardy, to jednocześnie pozwalał na nabieranie prędkości po zewnętrznej. Bardzo ciekawy pojedynek stoczyły Hannah Grunwald i Patricia Erhart. Na kresce minimalnie lepsza okazała się ta druga. Coś zaczęło się psuć od 16. wyścigu. Wtedy wyszły koleiny na pierwszym łuku. W tymże biegu (klasa 250) Tim Widera świetnym atakiem wyprzedził niepokonanego do tej pory Carlosa Gennericha, ale wyścig został przerwany, bowiem chwilę później Carlosa podbiło na pierwszym łuku, przednie koło mocno poszło do góry i młody zawodnik zanotował groźnie wyglądający upadek. Później, szczególnie ci mniej doświadczeni i mniej zaawansowani technicznie zawodnicy dużo ostrożniej pokonywali ten pierwszy łuk i stawka w poszczególnych wyścigach zaczęła się coraz bardziej rozciągać.
Niemniej jednak to było całkiem fajnie spędzone kilka godzin na na obiekcie w Wolfslake. Dość niepodziewanie spotkałem całą grupę żużlowych maniaków, poznanych wcześniej na innych obiektach. Po raz kolejny okazało się, że piwo w dobrym towarzystwie smakuje jeszcze lepiej 🙂