Świadomość świadomości

Dziś trochę inaczej. O speedway też zahaczę, ale od nieco innej strony. Przynajmniej takie mam zamierzenie, jak wyjdzie to zobaczymy. Powody napisania tego artykułu są dwa: to co dzieje się wokół nas oraz szczególna data – 1 listopada.

Jeszcze nie tak dawno temu w oficjalnych kalendarzach pod datą 1 listopada widniał podpis Dzień Zmarłych. Dziś funkcjonuje jako Wszystkich Świętych. Tylko czy sama zmiana nazwy pociągnęła za sobą coś więcej? Tego do końca nie wiem, ale chyba nie pomylę się specjalnie, jeśli stwierdzę, że raczej niespecjalnie. Dobrze, że jest taki dzień, w którym ogromna większość z nas odwiedza groby swoich bliskich. Z tego punktu widzenia nazwa nie ma pewnie wielkiego znaczenia, bo sama obecność na cmentarzu i pamięć o naszych bliskich zmarłych jest przecież najważniejsza.

Jeśli chodzi o aspekt religijny, to można powiedzieć, że dotyczy ludzi wierzących. Ba, tylko co oznacza słowo „wierzący”? Czy wierzący to tylko katolik? No właśnie. Czy wyznawca np. islamu czy judaizmu jest niewierzący? Na chłopski rozum gdyby był niewierzący, to pewnie nie byłby wyznawcą żadnej religii. Wiadomo, że każdy człowiek będący wyznawcą jakiejkolwiek religii zawsze będzie uważał ją za jedyną prawowitą i jest to dość naturalne podejście do tematu. Tylko czy to daje prawo do dzielenia ludzi na jakieś kategorie, przy jednoczesnym głoszeniu wszem i wobec, że każdy człowiek ma wolną wolę? Ktoś kto jest świadomy swojej wiary nie ma takich dylematów, bo świadomość oznacza zdolność do samodzielnego myślenia, a czasem przyznania się przed samym sobą, że czegoś nie rozumiem.

Po co to piszę? Bo obserwując ludzi, którzy sami sobie dali prawo do radykalnego osądzania swoich bliźnich i narzucania wszystkim wokół swojego światopoglądu katolickiego (przy czym słowo „swojego” jest tu bardzo ważne) zastanawiam się czy taki sposób nawracania jest zgodny z tym co głoszą? Przecież ja wyznaję tą samą wiarę, ale nie chcę w ten sposób podchodzić do ludzi i do życia. Kto ma rację? Czy w ogóle ktoś ma rację? Dlaczego przewodnicy duchowi najczęściej wolą narzucić gotowe rozwiązania niż sprowokować do myślenia? Nie potrafię tego zrozumieć. Wystarczy wziąć dzisiejszy dzień. Przecież święto Wszystkich Świętych jest najradośniejszym dniem po Zmartwychwstaniu i Bożym Narodzeniu, a mimo wszystko traktowane jest w naszym kraju najczęściej jako dzień zadumy. Dlaczego tak trudno pozwolić nam, zwykłym ludziom, cieszyć się i wierzyć, że nasi bliscy są już w niebie? Przecież święty, to każdy, kto osiągnął szczęście wieczne, a nie tylko ten, kto został wyniesiony na ołtarze. Dlaczego tak trudno jest nam, zwykłym ludziom, uwierzyć, że święci są wokół nas, nawet jeśli nie są idealni? Czy czasem właśnie ci, którzy powinni dbać o przeżycie tego dnia jako święta Wszystkich Świętych nie sprowadzają go do Święta Zmarłych? Tak często narzeka się, że wiadomości w telewizji są dołujące, bo rzeczywiście są, ale czy nie za często sprawa wygląda podobnie podczas kazań?

Kiedyś zacząłem się zastanawiać, skąd to podejście wzięło się w polskim kościele katolickim. Dla mnie jest to ewidentnie pozostałość po poprzednim systemie, który dopiero teraz, po ponad dwudziestu latach, niszczy Kościół od środka. Wtedy byliśmy my i byli oni. My broniliśmy dobra, oni byli samym złem. Abyśmy „my” nie zostali rozbici, nie pozostawiano pola do samodzielnych interpretacji, bo siła była w jedności. Czy to było dobre podejście? Nie, ale takie były czasy. Zresztą jeden z dwóch kardynałów już wtedy proponował świadome podchodzenie do wiary, przy zachowywaniu jednakże tej jakże ważnej jedności. Dziś żadnego z tych kardynałów nie ma już wśród nas, a nowi jakoś zapomnieli powiedzieć, że tamten system się skończył, a co za tym idzie, nie ma już miejsca na podziały typu „my – dobrzy i oni – źli”. Przecież Ewangelia św. Marka zawiera zdanie: „Kto nie jest przeciwko nam ten jest z nami”, a nie „Kto nie jest z nami ten jest przeciwko nam”. I na tym właśnie polegała pułapka – od ludzi, którym przez czterdzieści lat podawano proste rozwiązania trudno wymagać, aby sami zaczęli ich szukać. Czy to nie paradoks, że dziś ci, którzy wtedy walczyli z systemem korzystają z jego „osiągnięć”.

Temat można nieco rozszerzyć. Wystarczy przenieść się na trybuny. Nietrudno zauważyć tam zwolenników podziału „my – oni”. Czy tam jest jakakolwiek świadomość słów, które są powtarzane za gniazdowym? Czy ktoś z tzw. kiboli zastanawiał się nad tym, że gdyby urodził się w innym mieście, to sam byłby obiektem swojej aktualnej agresji? Czy bycie zwolennikiem jedynej słusznej drużyny jest wystarczającym powodem do gardzenia innymi? Dlaczego prezesi klubów pozwalają na takie praktyki? Bo mają z tego tytułu korzyści. Po pierwsze łatwiej jest wykorzystać taką grupę chociażby podczas wyborów, a poza tym ci radykalni są właściwie gwarancją sprzedaży biletów. Oczywiście tylko do pewnego momentu. Przeraża mnie jak prosta jest analogia do poruszonych wyżej tematów.

Nawiążę jeszcze na koniec do 1 listopada. Jako kibic z Zielonej Góry mam wrażenie, że obecny Falubaz najwyraźniej zapomniał o swoich zawodnikach, których nie ma już wśród nas. Czy zorganizowanie memoriału Artura Pawlaka i Andrzeja Zarzeckiego przed rozpoczęciem sezonu ligowego i stworzenie prestiżowej imprezy dla zawodników do lat 22 jest aż tak trudne? Czy jeden wyścig memoriałowy ku pamięci Wiesława Pawlaka i Bogdana Spławskiego to tak wiele? Czy Rafał Kurmański zasłużył tylko na jedną stronę w programie gdy zbliża się koniec maja? Fakt – nie zginął na torze, pogubił się w życiu i nie dał sam sobie kolejnej szansy, ale to przecież najlepszy wychowanek w historii zielonogórskiego klubu. Przecież to właśnie „Kurmanek” miał być skałą, na której miała być odbudowywana potęga zielonogórskiego żużla.

2 thoughts on “Świadomość świadomości

  • 02-11-2012 z 09:13
    Permalink

    A inne miasta…? Ile dawniej było tych memoriałowych turniejów, a ile dziś? Kasa. Tylko kasa. A jak pokazuje przykład Rzeszowa nawet jak kasa jest, to może się skończyć skandalem.

  • 02-11-2012 z 09:46
    Permalink

    Dzięki za komentarz. Problem dotyczy właściwie nie tylko memoriałów, bo przecież w latach 80-tych były w ZG turniej winobraniowy oraz tęczowy kask, czyli szesnastu najlepszych zawodników ligi pod względem średniej biegopunktowej. Wtedy liczył się prestiż także wśród kibiców. Dziś ogromną część interesuje wyłącznie liga. Dziś często pamięć ogranicza się do wpisania [*] na kilku forach. A kluby? Wiadomo, że łatwiej pamiętać o sukcesach niż o porażkach czy tragediach. Łatwiej dostawić sobie gwiazdkę za kolejne DMP niż pamiętać o zawodnikach, których już nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *