Zielonogórski klub kontynuuje tradycję rozgrywania turniejów, w których występują zawodnicy młodzieżowi, a czasem także miejscowi seniorzy nie mający zbyt wielu okazji do startu. W ten sposób upamiętniona jest pamięć pięciu żużlowców klubu z Winnego Grodu.
Od rozegrania zawodów minęło już co prawda dziesięć dni, ale jakoś tak poukładały mi się kwestie osobiste i zawodowe, że nie miałem czasu na opisanie tych zawodów i zamieszczenie kilku zdjęć. Cieszę się, że ta wymyślona kilka lat temu formuła rozgrywania zawodów po wielu problemach jest mimo wszystko jednak kontynuowana, a kibice mają możliwość zobaczenia wszystkich aktualnie zdolnych do jazdy młodzieżowych zawodników Falubazu.
Wydaje mi się, że spośród trzech najmłodszych zawodników miejscowego klubu najlepiej zaprezentował się Sebastian Helwig, choć nie było tego za bardzo widać po zdobyczach punktowych. Z kolei Nile Tufft na dystansie wyprzedził rywala, a dokładniej rzecz ujmując jedyną rywalkę, czyli Weronikę Burlagę, której występ traktuję bardziej jako swego rodzaju ciekawostkę. Żadnemu z chłopaków nie można odmówić ambicji i chęci, co jest podstawą do jakichkolwiek marzeń o karierze żużlowca. Czy klub jednak pozwoli im na choćby próbę rozwoju, czy potraktuje wyłącznie jako sposób na uniknięcie odpowiedzialności za brak skutecznego szkolenia? Tego dowiemy się pewnie w przyszłym roku, kiedy to przecież kolejna trójka wychowanków powinna zdobyć licencję „Ż” w celu uniknięcia zapisanych w regulaminie kar.
W lokalnych mediach podkreślano, że po raz pierwszy kibice będą mieli okazję oglądać zawody w klacie 250 ccm. W tym turnieju jak najbardziej zasłużenie triumfowała para łotewsko-estońska, co jest o tyle ciekawe, że Estonia jest na żużlowej mapie krajem dość egzotycznym. Speedway po wielu latach został tam, chyba z powodzeniem, reaktywowany, więc życzę powodzenia oraz wytrwałości estońskim działaczom i zawodnikom. A jeśli chodzi o ten dziesięciobiegowy turniej, to różne były umiejętności poszczególnych młodziutkich żużlowców, ale generalnie nie było źle. Oprócz wspomnianych zawodników z krajów nadbałtyckich wyróżniał się na pewno dynamicznie jeżdżący rybniczanin Paweł Trześniewski. Całkiem fajnie prezentował się także młody zielonogórzanin Fabian Ragus.
Jeśli chodzi o sam memoriał, to nie były to jakieś wielkie zawody, bo takimi być chyba nie mogły. I nie chodzi mi nawet o umiejętności poszczególnych zawodników, które były bardzo różne, bo też startowali żużlowcy z bardzo różnym doświadczeniem. Problemem był tor, który po prostu nie pozwalał na wielkie ściganie. Dziwię się zresztą, że przy takim upale nie zdecydowano się na polanie toru po prezentacji. W efekcie już w pierwszym biegu dużych zawodów (wcześniej odbyły się dwa biegi małych zawodów, czyli 250 ccm) kurzyło się okrutnie, co utrudniało zarówno jazdę zawodnikom, jak i oglądanie kibicom. Polewaczka, która wyjechała po drugim wyścigu bardziej podlewała samą siebie i teren poza torem niż nawierzchnię, więc dwa biegi później znów mieliśmy ją na torze.
Jeśli chodzi o sportową stronę, to prym wiódł oczywiście Sebastian Niedźwiedź, który wrócił do jazdy po kontuzji kostki. Pozytywnie zaskoczył mnie Marcin Turowski, a chyba trochę więcej spodziewałem się po Maksymilianie Bogdanowiczu, który w jednym ze startów wjechał w taśmę. Było to o tyle dziwne, że za przeciwników miał wówczas Karola Żupińskiego, Nikodema Bartocha oraz Piotra Gryszpińskiego.
Ogólnie to były fajne zawody o tyle, że miałem możliwość zobaczenia zawodników, których oglądałem niezbyt często albo nigdy nie miałem okazji obserwowania ich na żywo. Żadnemu z nich nie można odmówić ambicji, ale tor niestety nie pozwalał na więcej niż w miarę płynne przejechanie czterech kółek.
Na koniec z plotek-ciekawostek można wymienić, że prowadzący spikerkę Kamil Kawicki wyczytując nazwiska zawodników pomylił się i przedstawiając Karola Żupińskiego jako klub podał na początku „Falu”, po czym poprawił się, podając zgodnie ze stanem obecnym Zdunek Wybrzeże Gdańsk. Czy jest coś na rzeczy? Nie będę na razie spekulować. Z kolei kontuzjowany niedawno Piotr Protasiewicz przyjechał na stadion na rowerze, a w czasie jednej z przerw uciął sobie pogawędkę z Jackiem Frątczakiem, który przyjechał jak o opiekun startującego w małym turnieju Kacpra Markowskiego. A w parkingu stał bus z napisem „Grigorij Łaguta”, co oczywiście miało związek wyłącznie z przyjazdem dwóch młodych rybniczan, ale brzmi nieźle 🙂