W niedzielę idąc na cmentarz przechodziłem koło stadionu. Trybuna robi spore wrażenie, muszę to przyznać. Jednak ogrom prac jaki pozostał do wykonania nie pozostawia złudzeń, że prędko nie zasiądą tam kibice.
Dziś potwierdziło się to, co pomyślałem w niedzielę. Firma Alstal nie zdąży z pracami do pierwszego zaplanowanego meczu ligowego. Nie są zamontowane jeszcze wszystkie bloki betonowe, nie ma zamontowanych schodów prowadzących na sektory, nie ma barierek bez których ludzie pospadają na siebie, bo nachylenie jest dość spore, nie ma siedzisk, nie ma przygotowanych kas ani bram wejściowych. Nie znaczy to jednak, że mecz się nie odbędzie. Spotkanie ma zostać rozegrane jednak z wyłączeniem trybun na pierwszym łuku. Nie bardzo sobie to wyobrażam, bo przecież miejsca będzie mało, a poza tym na sektory nienumerowane, do których należy wyłączona trybuna, zostały przecież sprzedane karnety. Nie wiem po ile będą bilety, ale niezależnie od ceny warunki oglądania będą kiepskie.
Żeby nie było tak przykro dziś pojawiła się wiadomość, że w piątek, 30 sierpnia ma być rozegrany… finał Złotego Kasku 2009. Oczywiście z wyłączeniem trybuny na pierwszym łuku. Ciężki sprzęt ma zjechać z toru, a żużlowcy mają mieć cztery dni na treningi przed tą imprezą. Pozostałe prace będą prowadzone z tyłu i wewnątrz trybun, więc dźwigi nie będą już potrzebne na torze i możliwe będzie zamontowanie bandy. Pożyjemy, zobaczymy…
Żużlowcy w końcu jeżdżą. Wczoraj zaległy mecz I ligi, dziś półfinały Złotego Kasku 2010 (trzeba to podkreślać), jutro półfinały krajowych eliminacji do IMŚ. Tempo spore i dobrze. Życie wraca do normy.
Nie da się za bardzo uciec od tematu żałoby, który zdominował Polskę przez ostatnie 10 dni. Jest to oczywiście naturalne, bo zdarzyła się ogromna tragedia, jednak jak często u nas bywa, jej przeżywanie graniczyło z absurdem. Po trzech podniosłego nastroju wszystko pękło jak bańka mydlana i oczom Polaków ukazały się niestety ogromne podziały, jakie wciąż są obecne w naszym społeczeństwie. Wszystko zostało jakoś idiotycznie rozegrane. Najpierw okazało się, że do jednego samolotu wsiadło całe wojskowe dowództwo wraz ze zwierzchnikiem sił zbrojnych – prezydentem Polski, do tego szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, prezes Narodowego Banku Polskiego, Rzecznik Praw Obywatelskich i jeszcze kilka innych ważnych person. Całość została zorganizowana jak pielgrzymka parafialna. Samolot miał przylecieć na ostatnią chwilę, wylądować na lotnisku wojskowym nie posiadającym właściwie żadnego sprzętu. Nadciągnęła mgła, a brakowało planu awaryjnego. Niestety skończyło się tragedią. Po wspomnianych trzech dniach okazało się, że para prezydencka będzie pochowana na Wawelu i zaczęło się. Emocje (niestety te negatywne) zaczęły brać górę, a dzięki internetowym forom do głosu dochodzili ludzie prezentujący skrajne poglądy z obu stron.
Myślę, że patrzący na Polaków ludzie mieszkający za granicą i nie znający naszych realiów musieli mieć niezły mętlik w głowie. Ogłoszony bohaterem narodowym prezydent już w środę był przez wielu uznawany za winnego. Z drugiej strony okazywało się, że ci, którzy tak sądzą jednak nie są patriotami i pewnie działają na korzyść innego państwa. Z kolei ci, którzy uznają się za patriotów nienawidzą obecnego rządu. Ręce opadają. Do tego pogrzeb został zaplanowany na niedzielę i przedłużająca się żałoba narodowa tylko podnosiła ciśnienie. Można było pochować parę prezydencką w piątek, na koniec pierwotnego okresu żałoby. Pogrzeb Jana Pawła II też był w piątek i nikomu z tego powodu korona z głowy nie spadła, a nasz papież nie utracił szacunku w oczach Polaków.
Przez ten czas praktycznie nie działały media publiczne. Radia nie dało się słuchać. Ciągłe chóry, fortepiany czy wiolonczele grające żałobną muzykę działają strasznie dołująco. W telewizji gadające głowy rozprawiające cały czas o tym samym, albo pan Pospieszalski dzielący Polaków na dwie kategorie, przy czym kto nie jest z nami ten przeciw nam. Zabrano nawet dzieciom dobranockę. To już było podłe i nie ma nic wspólnego z przeżywaniem jakiejkolwiek żałoby. Co one są winne? Dochodzimy do granic absurdu i niestety nic nie wskazuje na to, że będzie inaczej.
Dobrze, że to już za nami. Niech wszyscy, którzy zginęli w tej katastrofie spoczywają w pokoju i wstawiają się za nas, Polaków, żebyśmy w końcu wyszli ze skrajności, przestali traktować sąsiadów jak wrogów i nauczyli się wybaczać.